Istnieje pojęcie „krępującego” prezentu. To dar zwykle ogromnie kosztowny, droga biżuteria na przykład, bo strach nosić i trzeba wszystkim tłumaczyć, że to prezent, albo samochód z najwyższej półki, którym niezręcznie zajechać pod uczelnię i miejsce pacy. Tego rodzaju prezent krępuje, ponieważ nijak nie przystaje do społecznej sytuacji obdarowanego i prawie zawsze jest prostacką próbą podporządkowania sobie tego czy tę, którym się taki prezent robi. Ludzie ofiarowujący tego rodzaju prezenty tego nie rozumieją właśnie dlatego, że nie mają często za grosz wyczucia, co wypada a co nie. Na wymówki reagują bolesnym zdziwieniem: „Przecież to z miłości”. Tu mówią prawdę. To z miłości, której ludzie przez nich kochani nie oczekują i która ich życie raczej komplikuje niż ułatwia. Krępujący prezent jest zwyczajnie przesadzony. Chrystus przestrzega przed miłością przesadzoną. Najlepiej przed błędami w okazywaniu innym miłości chroni prawidłowo ustawiona hierarchia wartości. W okazywaniu innym miłości trzeba liczyć się nie tylko z ich wrażliwością, ale przede wszystkim z Bożym Prawem. Bardziej rodziców czy dzieci kocha ktoś, kto dla ich najczęściej rzekomego dobra czy niechby i w dobrej wierze pomija czy wręcz łamie Boże Przykazania. Do tego bowiem sprowadza się ich miłowanie kogoś „bardziej” niż Chrystusa. Miłowanie najbliższych „bardziej” niż Chrystusa będzie bardzo często doradzaniem zła, przemilczanie czy pochwalanie ich bezbożnych czynów, ułatwianie ich grzesznego życia, itd. Rodziców z kolei kocha bardziej niż Chrystusa ktoś, kto zdaje na nich dokonywanie wyborów, kto z fałszywej do nich miłości nie podejmuje drogi powołania. Miłowanie „bardziej” kogoś niż Chrystusa zawsze gmatwa wzajemne relacje. Dużo jest wtedy niedomówień, nieporozumień, łatwo przychodzi wzajemnie się ranić. W końcu dochodzi do sytuacji, w której staje się oczywiste, że się z bezbożnie kochanymi ludźmi nie da zbudować dobrych, serdecznych relacji. Krańcowym etapem grzesznych relacji jest poczucie obcości. Ludzie, którzy kogoś kochają „bardziej” niż Chrystusa, powtarzają z bezbrzeżnym zdumieniem: „Ona/on się zmienił; ona/on taka/taki nie był/była; to nie jest ten sam człowiek”. W takich relacjach wiele jest wypominania sobie wyświadczonej pomocy, rzucania sobie w twarz oskarżeń, gniewliwego mówienia sobie gorzkich prawd… Można szczerze kochać człowieka niewierzącego albo kogoś, kto od wiary odstąpił – pod warunkiem jednak, że się samemu będzie wkorzenionym w Chrystusa. Wtedy na pewno nikogo naszą miłością nie skrzywdzimy.