Mówił Jezus w wieczerniku: „ Objawiłem im Twoje imię” (J 17,26). Imię Ojca objawione nam przez Chrystusa to miłosierdzie; miłość zwrócona całkowicie ku stworzonemu z nicości człowiekowi; miłość, która swą nieskończoną potęgą wymazuje grzech, wydobywa z niego i czyni go dzieckiem Boga. „Bóg jest miłością” (J 4,8) – mówi św. Jan, apostoł Chrystusa. „Bóg, Ojciec miłosierdzia’ – mówi kapłan rozgrzeszając penitenta.
Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga nieskończenie miłosiernego. Jest w nas, z łaski Boga, podstawowa zdolność miłowania, dawania, świadczenia dobra, przebaczania. Lecz dzieło stworzenia nie zostało zakończone. Dzieło stworzenia trwa, aż do końca świata i w nim uczestniczymy: jesteśmy ciągle stwarzani na obraz i podobieństwo Boga przez nasze życie religijne. Mamy być coraz bardziej obrazem tego Ojca, który jest miłosierny, coraz pełniej podobni do Niego. Upoważnił nas do tego sam Bóg – Jezus Chrystus – gdy mówił: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz niebieski jest miłosierny” (Łk 6,36). Jak Ojciec, na którego podobieństwo zostaliśmy wszyscy stworzeni.
„Bóg powiada św. Leon Wielki – stworzył człowieka na obraz swój, aby ten starał się naśladować Boga i aby godność ludzka odbijała się jak w zwierciadle w obrazie Boga Miłosiernego”. Niczego bardziej nie pragnie widzieć bóg w człowieku niż obraz swojego wielkiego miłosierdzia. Tego miłosierdzia potrzebuje świat. Tylko to miłosierdzie, miłosierdzie w wielkim, Bożym stylu może zbawić świat; tylko ono może go zawrócić z błędnych i zgubnych dróg. Świat zagrożony kłamstwem, terrorem i wojną, świat w dużej mierze opanowany przez siły zła czeka na wielką wyzwalającą siłę miłosierdzia, na ludzi miłosierdzia; na tych, którzy Miłosiernego Boga pokażą w swoim życiu.
Warto być człowiekiem miłosierdzia. Choćby wszyscy mówili, że nie warto, że się nie opłaca; choćby cały świat postępował inaczej. Bo świat został stworzony jako dobry świat. Zło, które wtargnęło w ten świat, jest elementem obcym. Miłosierdzie i dobro zwalczając zło. Przywraca światu pierwotne piękno i niewinność. Dzięki temu nasz świat staje się nowym światem – nowym niebem i nową ziemią.
Święta Faustyna Kowalska, wielka czcicielka i apostołka Miłosierdzia Bożego modliła się: „Pragnę cała przemienić się w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, Panie… Dopomóż mi, Panie, aby oczy moje były miłosierne… aby słuch mój był miłosierny… aby język mój był miłosierny… aby ręce moje były miłosierne… aby nogi moje były miłosierne… aby serce moje było miłosierne, był czuła ze wszystkimi cierpienia bliźnich, abym nigdy nie odmówiła serca nikomu i szczerze obcowała z tymi, którzy będą nadużywać dobroci mojej”. Również i my prośmy Boga, aby uczynił nas narzędziami swojego miłosierdzia.
Nie ma piękniejszego widoku świata, niż widok twarzy świadczących miłosierdzie. Nie ma wspanialszego widoku dla Boga i dla człowieka, dla nieba i dal ziemi jak miłosierny człowiek, bo w tej twarzy przegląda sięgam Bóg. To jest wielki, niepodważalny argument dla ludzi, że Boga Miłosiernego i dziś można dotknąć i zobaczyć w bliźnich.
Stomatolodzy podziwiają rękę jako cudownie skonstruowane i do wszystkiego sprawne narzędzie, zdolne wykonać maksymalną ilość najróżniejszych czynności. Rękoma pracujemy na życie i przyjmujemy chleb codzienny. Pomagamy sobie przy chodzeniu. A nawet to, czego język nie jest w stanie wypowiedzieć, dopowie ręka. Przez jej podanie okazujemy przyjaźń, poklepywaniem – przychylność. Bronimy się nią przed agresorami, błądzącemu wskazujemy drogę. I wiele jeszcze innych rzeczy moglibyśmy wyliczyć. Ta część ciała najlepiej ze wszystkich wykonuje i charakteryzuje naszą czynność, nasze czyny.
Czymś strasznym jest, gdy ktoś nie ma rąk albo ma je uschłe lub sparaliżowane. Z nadprzyrodzonego punktu widzenia gorzej jest, gdy je ktoś posiada – i to zdrowe – ale nie używa ich do tego, po co je Bóg dał, jeśli nimi nie czyni dobra. A jednak wielu z nas podobnych jest do tego człowieka z ewangelii (Łk 6,6-11) z jedną uschniętą ręką. Jedną służymy sobie, ale – mówiąc obrazowo – nie posługujemy się tą, którą mamy służyć drugim. A to nie jest dobrze. Jest to brak, który na początku Mszy św. Trzeba publicznie wyznać słowami: „że bardzo zgrzeszyłem… zaniedbaniem” dobrego, że nie czyniłem dobra tam, gdzie była potrzeba, a miałem ku temu sposobność.
W każdej Mszy św., w której żywo uczestniczymy jest zawsze obecny także i Chrystus. Patrzy na nas i mówi każdemu z osobna: „Wyciągnij rękę!” Tę uschłą, która nie czyni dobra, która nie miłuje. A w końcowym: Idźcie w pokoju Chrystusa – daje nam wyraźny nakaz wprowadzenia w życie tego, co w niej usłyszeliśmy i przeżyliśmy. Posłuchajmy, a będziemy zdrowi, a uschła ręka zacznie czynić dobrze drugiemu.
Niemal codziennie spotykamy się z ludźmi, których trapią najrozmaitsze choroby i niedostatki. Jednemu brakuje zdrowia, innemu wystarczającego obszernego mieszkania albo miłości czy życzliwości tych, od których ma prawo się jej spodziewać. Jeśli przy takich spotkaniach z ludzką biedą mamy zostać naśladowcami Chrystusa – to powinniśmy zachowywać się tak jak On: „Obchodził całą Galileę, głosząc Ewangelię… i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludzi” (Mt 4,23). Byłoby wielkim błędem, gdybyśmy nie starali sięinnych zrozumieć, gdybyśmy tylko pomagali, i tylko dawali, a nie pouczali i wyjaśniali z miłością, w jaki sposób cierpiący człowiek może również innym pomagać w swoim niedostatku i jak go uniknąć na przyszłość.
Dziś wielu przyzwyczaja się żebrać o pieniądze i współczujące słowa, przyzwyczaja się żyć na cudzy rachunek, czemu trzeba się zdecydowanie przeciwstawiać zwłaszcza przez odpowiednie wychowanie. Nauka Jezusa zawarta w Ewangelii, którą wyznajemy, była zawsze najlepszym lekarstwem na ludzkie braki. Pozwala ona wiele z nich przezwyciężyć, wielu uniknąć i jeśli nie radośnie, to przynajmniej cierpliwie je znosić. W każdym zaś przypadku jest wielkim dobrodziejstwem.
Jeśli chcemy przy codziennym spotykaniu się z cierpiącym człowiekiem zostać naśladowcami Chrystusa, o którym zostało napisane, że uzdrawiał każdą chorobę i niedostatek, trzeba tym dokładniej osobiście poznać tę jego leczącą naukę.
Miesiąc grudzień łączy się z tajemnicą Wcielenia. Syn Boży stał się człowiekiem dla nas i dla naszego zbawienia. Stał się jednym z nas, we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu. Przez cały adwent przygotowujemy się do Świąt Bożego Narodzenia i do zakończenia roku kalendarzowego. Łamiemy się opłatkiem, przepraszamy i składamy życzenia. Pragniemy rozszerzyć i ubogacić nasze serce, bo w nim rodzi się Jezus we mnie.
Jezus uczy nas miłości Boga i człowieka. Miłość bliźniego polega na tym, że nie oddaje się ciosem za cios, że rezygnuje się ze starej zasady: oko za oko, ząb za ząb. Miłość krzywdy cierpliwie znosi. Nie dlatego, że człowiek nie może oddać po sprawiedliwości, krzywdy za krzywdę, cierpienia za cierpienie, łzy za łżę, lecz dlatego, że nie chce tego uczynić. Ten, kto kocha przyjmuje cierpienie, lecz już nie chce go potęgować na ziemi. Przerywa ten bolesny łańcuch ludzi ranionych. Sam zraniony nie rani innych. Cierpienie, które go dosięgło, kryje głęboko w swoim sercu. Jezus, który wie ile niechęci, nienawiści i zazdrości jest ukryte w ludzkim sercu, uczy nas kochać nieprzyjaciół. To one są źródłem wielu nieszczęść w małżeństwie, w rodzinach, w stosunkach sąsiedzkich, a nawet międzynarodowych. To one utrudniają życie w domach rodzinnych i prowadzą do strasznych wojen. Pan Jezus uczy nas tej jedynej mądrej odpowiedzi na zło – miłością, która umie krzywdy cierpliwie znosić. Prośmy Chrystusa, aby udzielił nam tej łaski, byśmy umieli pozyskać wrogów czy nieprzyjaciół naszą cierpliwą miłością.
Jan Paweł II mówił: „Winniście poznać Chrystusa do głębi, aby stać się w świecie jego żarliwymi świadkami. Aby jednak poznać Chrystusa – musicie wsłuchiwać się uważnie w każde Jego słowo”. Jeśli trzeba nam wsłuchiwać się w każde słowo Jezusa – to chyba najuważniej wypada wsłuchać się w Jego słowa ostatnie, jakby testamentalne. Pierwsze zdanie konającego Zbawiciela wyraża przebaczenie dla zabójców. Siedem miało być wszystkich słów – ale właśnie słowo przebaczenia uznał Jezus za najważniejsze i najpotrzebniejsze; ono było, widać, najpilniejszą potrzebą Jego serca; „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,24). Tylko jeden ewangelista zanotował te słowa: św. Łukasz, którego nazwano ewangelistą miłosierdzia. Pan Jezus nie tylko prosi o darowanie winowajcom, ale ich usprawiedliwia; nie wiedzą, co czynią.
Jakakolwiek byłaby wina bezpośrednich sprawców Męki Chrystusa – bardziej czy mnie świadoma – u dział w niej mają wszyscy ludzi, a więc i my; gdyż śmierć Boga-Człowieka była koniecznym zadośćuczynieniem za grzechy wszystkich ludzi. Chrystus mękę swoją śmierć podjął dobrowolnie za grzechy wszystkich ludzi, aby wszyscy dostąpili zbawienia. W takim razie przebaczeniem swoim ogarnia Syn Boży wszystkich – i każdego z nas z osobna. Religię chrześcijańską można nazwać religią przebaczenia. Chrystus przyszedł na świat, aby za cenę przelanej krwi i swej śmierci wyjednać nam przebaczenie Boże. Jego słowo wypowiedziane z drzewa krzyża „Przebacz im”, było znakiem przebaczenia Bożego dla każdego z nas. Tajemnica przebaczenia rozgrywa się nieustannie w niektórych sakramentach świętych, zwłaszcza w sakramencie chrztu, gdzie zgładzony zostaje grzech pierworodny, w każdej ofierze Mszy św., w namaszczeniu chorych i w każdym akcie sakramentu pojednania. Nic dziwnego, że i w swojej nauce położył Zbawiciel szczególny akcent na sprawę przebaczenia – również ze strony człowieka względem bliźnich. W modlitwie Ojcze nasz wyznaczył Pan Jezus warunek i miarę przebaczeniu Bożemu przez nasze przebaczenie: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Na każdym kroku zdani jesteśmy na przebaczenie boskie i ludzkie. Źle byłoby z nami, gdyby Bóg wyciągał konsekwencje z każdego naszego grzechu. Na szczęście „nie piekło stoi w centrum chrześcijaństwa, lecz miłosierdzie Boże… Jeżeli Bóg postanowił nie sprzeciwiać się grzechowi, to dlatego, aby swej dobroci dać możność objawienia się w formie miłosierdzia”. Byłoby też źle, gdyby nasi bliźni dochodzili wobec nas swoich naruszonych praw. Zresztą wszelkie wykroczenie wobec bliźnich – skierowane jest również przeciw Bogu, jak też uchybienia względem Boga – dotykają najczęściej naszych bliźnich. Bóg przebacza nam przy każdej spowiedzi. Ta łatwość w uzyskaniu przebaczenia zobowiązuje mnie do wdzięczności i poprawy – podczas gdy może faktycznie usypia ona moje sumienie i skłania mnie do coraz nowych uchybień.
Przebaczać to trudna umiejętność. Niektórzy skrzywdzeni nie są zdolni do odmawiania Ojcze nasz. Przebaczyć – to przekroczyć granice siebie; ale największa cnota, jaką jest miłość, musi być cnotą najtrudniejszą. I nie mielibyśmy pojęcia o tej cnocie, gdybyśmy nie musieli sobie wzajemnie przebaczać. Toteż umiejętność przebaczania jest znamieniem siły moralnej: „jedynie silny umie przebaczyć” (E. Orzeszkowa). Często uskarżamy się na swój brak pamięci, a jednak łatwiejsza jest sztuka pamiętania od sztuki zapominania, zapominania o doznanych przykrościach. Na grobie zamordowanego ks. Jerzego Popiełuszki wypisano słowa: „Zło dobrem zwyciężaj’. Pierwszym i najbardziej przekonywającym zwycięstwem nad złem jest zwycięstwo przebaczenia.
W „Wykładzie modlitwy Ojcze nasz” Franciszek modli się; „I odpuść nam nasze winy: przez Twoje niewysłowione miłosierdzie, prze moc męki umiłowanego Syna Twego i przez zasługi, i wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy i wszystkich wybranych Twoich” (On 7). W prośbie o przebaczenie win Biedaczyna całkowicie zdaje się na miłosierdzie Boże. Polega na nim, ponieważ ono jest bez miary; nie można go ująć w słowa. Bóg wysłał swojego Syna, by nas wybawić; przez Jego cierpienie zostaliśmy odkupieni. Miłosierdzie Ojca i cierpienie Syna Jezusa, to pierwsze i źródłowe motywy, które wyjednują nam darowanie grzechów. Dopiero później Franciszek liczy na zasługi i wstawiennictwo Maryi i wszystkich świętych. Dalej Święty z Asyżu modli się: „Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; a czego nie odpuszczamy w pełni, Ty, Panie, naucz nas w pełni odpuszczać, abyśmy dla Ciebie prawdziwie kochali nieprzyjaciół i modlili się za nich pobożnie do Ciebie, nikomu złem za złe nie oddając, i byśmy starali się w Tobie wszystkim służyć pomocą”(On 8).
Chrystus połączył odpuszczenie grzechów z warunkiem, że my odpuszczamy także naszym winowajcom. W klarownej przypowieści o nielitościwym dłużniku (Mt 18,23-25) zasada ta, przewija się przez cały Nowy Testament, staje się nad wyraz oczywista (por. Mt 6,14; Mk 11,25). Postępując według modlitwy Ojcze nasz nie musimy czynić nic innego, jak tylko przebaczać. Jest to jedyny czasownik, który odnosi się do nas; wszelkie inne działanie w Modlitwie Pańskiej wychodzi od Boga. Aby modlitwa nasza została wysłuchana, musimy być gotowi przebaczać. Nie można oddawać czci Bogu, a gardzić ludźmi. Kto chce mieć właściwe relacje z Bogiem, ten musi także na miarę swoich możliwości uregulować swoje stosunki z rodziną, znajomymi, sąsiadami, bliskimi i kolegami. Modlitwa wymaga bowiem przemyślenia stosunków życiowych i – zależnie od okoliczności – uporządkowania ich na nowo. Odmawianie modlitwy Ojcze nasz z nienawiścią sercu oznaczałoby, że zadajemy jej kłam. Jest rzeczą prawie niemożliwą, ażeby gdzieś w najciemniejszych zakamarkach naszego skomplikowanego „ja” nie tkwiła jakaś uraza, dążenie raczej do zemsty niż do przebaczenia. Dlatego Franciszek zwraca się do Boga: „Panie, naucz nas w pełni odpuszczać”. Tylko on może sprawić, że wybaczymy w pełni.
Tylko z nieograniczonej gotowości do przebaczenia może wyrosnąć miłość do nieprzyjaciół. Miłość ta polega na tym, że ze względu na Boga prawdziwie miłujemy nieprzyjaciół (Por. Mt 5,44), pokornie wstawiamy sięga nimi do Boga, nikomu nie odpłacamy złem za zło (por. Rz 12,18; 1 Tes 5,15), prze wszystkich i we wszystkich staramy się, umocnieni siłą Bożą, wzajemnie sobie pomagać. W ten sposób Biedaczyna podkreśla radykalizm, bezgraniczność i prawdziwość tej miłości.
Zbawienie nieprzyjaciół, a nie nasze własne bezpieczeństwo, stoi na pierwszym miejscu. Dlatego powinniśmy, mając na uwadze miłość Boga, najpierw nauczyć się kochać, a następnie modlić sięga nich; powinniśmy się powstrzymać od wszelkiej zemsty i odwetu, a całą uwagę skupić na służbie w realizacji Bożego planu wybawienia wszystkich ludzi, a nie szukać tylko własnych korzyści. Ponieważ Bóg jest naszym ojcem w niebie, więc my wszyscy, ludzie na ziemi, jesteśmy rodzeństwem. To podstawowe orędzie chrześcijańskie Franciszek traktował poważnie i żył braterstwem ogarniającym także gwiazdy, słońce, księżyc, obłoki, wiatry, wody, rośliny, ptaki, krzewy i zwierzęta. Na fundamencie braterstwa oparł soją braterską wspólnotę. I zaufał troskliwej dobroci Ojca, zrezygnowawszy ze wszystkiego.
Każdy z nas, idąc drogą swego życia, kogoś zranił, wycisnął z jego oczu łzę. Dlatego przepraszamy tych, którzy z naszego powodu płakali, tych, którzy cierpią. Powinniśmy pragnąć otrzeć każdą łzę, która płynęła z naszego powodu. Łzę matki, ojca, rodzeństwa, przyjaciela, znajomego, łzę tych wszystkich, których zawiedliśmy w swoim życiu.
Franciszek poucza nas kiedy odkrywa krętactwa człowieka: „Wielu jest takich, którzy, grzesząc lub doznając krzywdy, składają winy na nieprzyjaciela lub bliźniego. Lecz tak nie jest: każdy bowiem ma w swej mocy nieprzyjaciela, mianowicie ciało, przez które grzeszy” (Np. 10,1-2). Kiedy tak ciężko jest przyjąć na siebie próbę, której już doświadczamy, i kiedy nigdzie nie da się przed nią uciec, jedyną prawdziwą postawą jest poddać jej się z chęcią; „i tego właśnie pragnij, a nie czego innego”. Nie ma tu żadnego fatalizmu; raczej jest pewność, że ta sytuacja pochodzi od Boga i że trzeba ją przyjąć w akcie posłuszeństwa. „Jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja”! (Mt 26,42). Franciszek mówi: „kochaj tych, którzy sprawiają ci te trudności” (LM 5). Sytuacje i wydarzenia, które mają miejsce, są również głosem Boga. Nie należy marzyć o świecie, Kościele, wspólnocie idealnej i bez uchybień: „to wszystko powinieneś uważać za łaskę” (LM 2). Mamy uważać za łaskę tych, którzy stają nam na przeszkodzie w miłowaniu Boga. Święta Teresa z Lisieux mówiła: „wszystko jest łaską”.