Obraz autorstwa Freepik

W „Wykładzie modlitwy Ojcze nasz” św. Franciszek modli się: „I odpuść nam nasze winy: przez twoje niewysłowione miłosierdzie, przez moc męki umiłowanego Syna Twego i przez zasługi i wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy i wszystkich wybranych Twoich”. W prośbie o przebaczenie win Biedaczyna całkowicie zdaje się na miłosierdzie Boże. Polega na nim, ponieważ miłosierdzie Boga nad nim jest bez miary; nie można go ująć w słowa. Bóg wysłał przecież swojego syna, by nas wybawić; przez Jego cierpienie zostaliśmy odkupieni. Miłosierdzie Ojca i cierpienie Syna to pierwsze i źródłowe motywy, które wyjednują nam przebaczenie grzechów. Dopiero później Asyżanin liczy na zasługi i wstawiennictwo Maryi i wszystkich świętych. W tym teologicznie dokładnie sformułowanym zdaniu „Wykładu modlitwy Ojcze nasz” pobrzmiewa wcześniejsza modlitwa absolucyjna, którą Święty znał prawdopodobnie ze spowiedzi. Także w innych modlitwa jest mocno świadom wspólnoty Kościoła w niebie i na ziemi i dlatego wzywa świętych do wstawiennictwa.

Według nauki Starego Testamentu każdy grzech jest nie tyle obrazą Boga i odrzuceniem Jego suwerenności, co raczej przekroczeniem i pogwałceniem przykazania Bożego, czyli przestępstwem. Słownik biblijny dotyczący grzechu jest bardzo obszerny. Najczęściej mówi o pogwałceniu prawa Bożego; następnie o nieprawości, nieporządku moralnym, o obrazie Boga spowodowanej przekroczeniem Jego przykazania; dalej o rzeczy wywróconej, ruinie, a także o buncie, zbrodni i przewrotności, perfidii i świętokradztwie.

Wydaje się wielce prawdopodobne, że Jezus mówił w „Ojcze nasz” o winie, nawiązując do tzw. „roku szabatowego”, tj. do zwyczaju izraelskiego, w myśl którego pod koniec każdego siódmego roku każdy wierzyciel powinien darować pożyczkę udzieloną swemu bliźniemu (por. Pwt 15,1-2). Wyraz „wina” w ustach Jezusa w wersji św. Mateusza zawiera więc szczególne znaczenie: Jezus chciał przez nią pozytywnie przedstawić grzech jako dług wobec Boga. „Wina” oznacza nie tylko grzech jako taki, ale wszelki sprzeciw wobec woli Bożej, a więc także wszelkie niedbalstwa i niedoskonałości popełnione w Jego służbie. Wszystko to sprowadza „zadłużenie się” wobec Niego. Każe on przypomnieć, że cała nasza istota należy do Boga, że we wszystkim jesteśmy zobowiązani oddawać Mu chwałę, że wobec tego nawet najmniejsze uchybienie pod tym względem czyni nas dłużnikami względem Niego. Służba Boża musi być doskonała w każdym jej przejawie, gdyż świętość Jego tego wymaga: „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu” (Mt 12,36). Nawet gdy wszystko uczynimy, co należy do nas jako sług, jeszcze powinniśmy być przekonani, że daleko nam do tego, byśmy właściwie odpowiedzieli naszemu powołaniu. „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać»” (Łk 17,10).

W piątej prośbie „Modlitwy Pańskiej” słyszymy echo tych przypowieści, w których Jezus przedstawia człowieka jako niewypłacalnego dłużnika wobec Boga, a samego Boga jako cierpliwego i wielkodusznego wierzyciela (por. Łk 7,41-43; Mt 18,21-35). Grzech polega przede wszystkim na buncie ludzkiej woli przeciwko woli Bożej. U jego podstaw znajduje się tendencja do uniezależnienia się człowieka od autorytetu Boga i do ustanowienia własnej normy moralnej. Taki był główny motyw przy popełnianiu grzechu pierwszych rodziców. Najbardziej bowiem drastycznym momentem w dialogu niewiasty z szatanem, który przekonał ją, że należy zlekceważyć przykazanie Boga, były słowa szatana: „Na pewno nie umrzecie. Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5).

„Będziecie znali” – to znaczy: od was teraz będzie zależeć osąd o tym, co jest dobre, a co złe, i tylko wy będziecie o tym decydować. W najistotniejszym punkcie waszej ludzkiej godności staniecie się równi Jemu. Stworzycie własną autonomię, w którą On nie będzie mógł już wkraczać. A więc człowiek, obdarzony przez Boga godnością królewską nad całym stworzeniem, na mocy której miał on w jego imieniu sprawować rządy nad wszystkimi istotami niższymi od siebie i nad całym światem (por. Rdz 1,28), zdecydował się na to, by zachowując ten przywilej, odrzucić wszelką ingerencję Boga w Jego stosowaniu i zerwać z Nim kontakt. Opowiadanie to wyraźnie wskazuje, iż źródłem tego aktu nieposłuszeństwa była pycha – dążność do absolutnej niezależności od Stworzyciela. „Źródłem pychy człowieka jest odstępstwo od Pana i opuszczenie sercem swego Stworzyciela. Albowiem początkiem pychy – grzech, a kto się da jej opanować, zalany będzie obrzydliwością. Dlatego Pan zesłał przedziwne i zdumiewające kary i takich doszczętnie zatracił” (Syr 10,12-13).

Ścisły związek między pychą a grzechem uwydatnił także prorok Izajasz: „Ukarzę Ja świat ziemi za jego zło i niegodziwców za ich grzechy. Położę kres pysze zuchwalców i dumę okrutników poniżę” (Iz 13,11). Każdy człowiek jako potomek pierwszych rodziców związany jest ściśle z nimi przez tę samą naturę, a więc stanowiący z nimi integralną całość i jedną rasę, dziedziczy tym samym wszystkie ich przymioty cielesne i duchowe oraz przejmuje także to smutne dziedzictwo w postaci pozbawienia go łaski Bożej wraz z tendencją do posiadania własnej autonomii. „Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępienia… przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami” (Rz 5,12.18.19).

W raju bowiem Adam był przedstawicielem całej ludzkości. On w jej imieniu został poddany próbie, a ponieważ nie wyszedł z niej zwycięsko, dlatego – chociaż grzech ten był jego osobistym grzechem – równocześnie stał się on grzechem pierworodnym każdego jego potomka, a zatem wszyscy w nim zgrzeszyli i wszyscy zostali skazani na śmierć, która jest karą za grzech. Odtąd grzech stał się trwałym towarzyszem każdego człowieka, a nawet jego mieszkańcem. Obrazowo przedstawia to sam Bóg w słowach wypowiedzianych do Kaina po popełnieniu przez niego zbrodni bratobójstwa: „grzech waruje u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować” (Rdz 4,7). Święty Jakub parafrazując te słowa, równocześnie poszerza i pogłębia ich treść: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi, Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia na pokusę i nęci każdego. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć” (Jk 1,13-15).

Od tamtego momentu człowiek, wewnętrznie rozdwojony, stał się słabością i na płaszczyźnie moralnej jest on właściwie – ofiarą. Grzech jako potężny agresor jest więcej niż złym pierwiastkiem: jest siłą (por. 1 Kor 15,56), zdrożną potęgą, która atakuje człowieka i jak despota trzyma go w swoim jarzmie, aby na swój sposób uwodzić i podniecać jego złe zamiary, by grzech w nim się rozwinął (por. Rdz 4,7). To szatan wprowadził grzech na świat (por. J 8,44; Ap 12,9) i dlatego też cały świat leży w mocy Złego (por. 1 J 5,19). Jednakże przedstawienie grzechu tylko jako tyrana czy dyktatora jest zbyt zewnętrzne. W rzeczywistości bowiem „grzech mieszka we mnie” (Rz 7,10), tj. w moim ciele. Jako mieszkaniec naszego ciała” (por. Rz 6,6) staje się instrumentem przy zerwaniu łączności z Bogiem. Przez zwodnicze żądze psuje „dawnego” człowieka (por. Ef 4,22), wprowadzając w jego wnętrze stałą żądzę, tj, dyspozycję moralną w postaci intensywnego pragnienia, które wprowadza do wnętrza człowieka deformację i nieporządek moralny. Jako żądza domagająca się zaspokojenia, jako przewodnik, który go prowadzi w niewolę kierując się przez siebie ustalonymi prawami, staje się tyranem (TT 3,3), który narzuca nieposłuszeństwo względem woli Bożej (Rz 6,12). Jako żądza sprowadza też walkę do duszy i napięcie (1 P 2,11), sprzeciwia się sprawiedliwości, miłości i woli Bożej, Ona to „pogrąża ludzi w zgubę i zatracenie” (1 Tm 6,9). Ten tragiczny dramat, rozgrywający się w duszy między prawem ciała o Prawem Boga, między złem a dobrem, przedstawił realistycznie św. Paweł: „A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię… Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro: bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę… Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich dostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego we mnie” (Rz 7,14-15.18-19.22-23).

Człowiek odkupiony i wewnętrznie odrodzony przez łaskę, będący „rzeczywiście dzieckiem Bożym” (1 J 3,1), pozostaje mimo to nadal grzesznikiem, i to nie tylko w sensie potencjalnym, ale i aktualnym. Jest to zdumiewający paradoks, gdy się weźmie pod uwagę niektóre teksty Nowego Testamentu, w myśl których człowiek odkupiony i żyjący w łasce, a więc w ścisłej zażyłości z Ojcem, już nie grzeszy, gdyż grzech w nim został ukrzyżowany, a równocześnie – jak inne teksty podają – stale podlega pokusie i grzeszy. Oto Jezus po odpuszczeniu grzechów niewieście cudzołożnej nakazuje jej, by już więcej nie grzeszyła, tj. nie kontynuowała swojego dotychczasowego postępowania; św. Piotr zapewnia swoich czytelników, że jeżeli umocnią swoje powołanie i swój wybór, to już nigdy nie upadną (por. 2 P 1,10); św. Paweł zapowiada, „że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu” (Rz 6,6-7); św. Jan wyraża to w sposób jeszcze bardziej kategoryczny: że nie tylko nie grzeszy, kto trwa w Nim (1 J 3,6), ale taki nie może grzeszyć, bo się narodził z Boga” (1 J 3,9).

A jednak istota posłannictwa Kościoła polega na kontynuowaniu dzieła Jego Założyciela (por. Mt 1,21), które z konieczności streszcza się między innymi także we władzy odpuszczenia grzechów i w związku z tym św. Piotr osobno, i potem wszyscy apostołowie otrzymali władzę odpuszczania wszystkich grzechów, jakiekolwiek by były, a więc bez żadnych ograniczeń (por. Mt 16,9; J 20,23). Co więcej, władza ta odnosi się wyłącznie do grzechów tych, którzy przez przyjęcie chrztu stali się członkami Kościoła. Jezus liczył się bowiem z tym, że Jego uczniowie – wyznawcy pomimo udzielonych im łask będą jednak nadal grzeszyć.

Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność od nawoływania do nawrócenia (por. Mk 1,15). Wezwanie to odnosi się do wszystkich, gdyż wszyscy są grzesznikami (Mt 7,11). Jezus wie o tym, że Jego wyznawcy będą także grzeszyć: „Gdy twój brat zgrzeszy…” (Mt 18,15) i właśnie w związku z tym smutnym zjawiskiem mają się zwracać do Ojca niebieskiego z prośbą o przebaczenie grzechów i o wybawienie od zła. Już w samych początkach Kościoła wśród jego członków występowały grzechy: Ananiasz skłamał przeciwko Duchowi Świętemu, w poszczególnych gminach powstawały rozdwojenia i kłótnie; apostołowie wyrażali niepokój o niewierność wyznawców Chrystusa i w tym celu wydają ustawicznie stosowne zalecenia i przestrzegają przed niebezpieczeństwem popadnięcia w grzechy; co więcej sam Piotr zgrzeszył w Antiochii przez bojaźń, a Jan wprost pisze, że jesteśmy kłamcami, jeżeli nie dostrzegamy w sobie grzechu: „Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki” (1 J 1,10). Jak wobec tego rozumieć słowa św. Jana, w świetle których chrześcijanin odrodzony w sakramencie chrztu nie grzeszy, a nawet nie może grzeszyć (1 J 3,6.9).

Chrześcijanin, w którym mieszka nasienie Boże, nie może pod groźbą popełnienia sprzeczności i kłamstwa ani trwać w dawnych grzechach, ani decydować się na nowe. Sam stan odrodzenia dyktuje mu inny sposób postępowania. Popełnienie grzechu sprzeciwiałoby się radykalnie „czynieniu sprawiedliwości” i co więcej: popełnić grzech świadomie równałoby się ogłoszeniu siebie za syna diabła (por. 1 J 4,8), podczas gdy czynienie sprawiedliwości jest głośną manifestacją, że się jest odrodzonym przez Boga i upodobnionym do samego Syna Bożego. Jest rzeczą jasną, że „grzesznicy” i „sprawiedliwi” – to dwie różne kategorie ludzi w świetle funkcji wiary w jej istotnym znaczeniu . Chrystus nie tylko usunął grzech, ale odniósł zwycięstwo nad szatanem, „władcą tego świata” (J 12,31), kłamcą i grzesznikiem od początku. Chrześcijanie stali się zwycięstwami świata, podobnie jak Chrystus i wspólnie z Nim zatriumfowali nad szatanem. Konsekwentnie więc należą oni odtąd do świata łaski, życia, prawdy i światła.

Wszystko zależy zatem od trwania w tej łączności z Bogiem i Jego Synem – i oto tu tkwi istota tego problemu teologicznego. Jak długo chrześcijanin trwa w Chrystusie, jest uzależniony od zachowania Jego przekazań, jego bezgrzeszność jest zapewniona: Syn Boży go strzeże i Zły nie może go dotknąć; nic nie może go zadziwiać, albowiem żyje on na Jego podobieństwo (1 J 2,26).

Ale jest i druga strona medalu. Chrześcijanin żyje w świecie zepsutym i naprawdę jest rzeczą trudną nie poddać mu się, jeżeli sam siebie nie zabezpieczy przed jego wpływami. Równocześnie on sam w sobie nosi zarodek zła, który w każdej chwili może zakiełkować i wyróść na zły krzew, jeżeli nie będzie się stale oczyszczał. Łaskę Bożą nosi on w naczyniu glinianym. A ponadto sam diabeł stale czuwa, by zdobyć tę warownię uświęconą przez Ducha Świętego: „jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć” (1 P 5,8). Rozumiemy teraz, w jak wielkim niebezpieczeństwie moralnym znajduje się każdy człowiek, a także każdy chrześcijanin. Czy jest rzeczą możliwą zawsze i wszędzie wyjść zwycięsko z nacierających na nas pokus? Czy można uniknąć niebezpieczeństwa popełnienia grzechu? Czy w obecnym stanie ludzkiej natury można nigdy nie grzeszyć? Na pewno nie: „Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy… Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy… nie ma w nas Jego nauki” (1 J 1,8.10).

Musimy więc szczerze wyznać, że jesteśmy grzesznikami i wobec Boga posiadamy winy, wielkie winy, jeżeli je rozważymy w świetle świętości Bożej, która z samej swojej istoty nie może znieść żadnej plamy moralnej w swoich stworzeniach i w swoich dzieciach. Winy te są wielkie i wówczas, gdy same w sobie wydają się małymi, gdy wyrażają się w tzw. drobnych przekroczeniach, niedbalstwach i opuszczeniach, gdyż i w nich tkwi zarodek pychy, a więc odwrócenia się od Ojca, któremu winniśmy całą naszą istotę. Każdy z nas jest w całej swojej istocie „sługą nieużytecznym” wobec Boga (por. Łk 17,10), a nasza wina wobec niego w porównaniu z winami bliźnich wobec Niego sięga zawrotnej kwoty 10 000 talentów (Mt 17,23-24). Każdy człowiek jest beznadziejnie zadłużony wobec Boga, tak że nie ma absolutnie żadnej możliwości, by dług ten spłacił osobiście. Nikt nie może stanąć wobec Niego jak bogacz, by móc się wyliczyć przed Nim ze swoich długów.

Mając to na uwadze, nie pozostaje nam nic innego, jak stanąć wobec Boga i w najgłębszej pokorze błagać Go o przebaczenie: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu mego! Nakłoń swoich uszu ku głośnemu błaganiu mojemu! Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie któż się ostoi? Ale ty udzielasz przebaczenia, aby Cię otoczono bojaźnią” (Ps 130,1-4). „Boże, bądź mi miłościw i przebacz mnie, grzesznemu” (Łk 18,13).

Chrystus poucza, że człowiek jest dłużnikiem niewypłacalnym wobec Boga. Jemu zawdzięczamy wszystko to, co mamy i kim jesteśmy. Nie mamy niczego – włącznie z samym istnieniem – czego byśmy nie otrzymali od Niego. W samym istnieniu jesteśmy Jego dłużnikami. Nasza sytuacja jest podobna do sytuacji sługi z przypowieści o nielitościwy dłużniku. Sługa ten miał oddać swemu panu ogromną sumę dziesięciu tysięcy talentów (Mt 18,24). Nasza sytuacja przypomina sytuację dłużnika, który powinien oddać swemu wierzycielowi pięćset denarów (Łk 7,24). Jedynym, czego mogą oczekiwać i pragnąć tacy dłużnicy, to darowanie należności. Aby uniknąć katastrofy w dniu ostatecznym, konieczne jest, abyśmy błagali już obecnie Boga, aby odpuścił nam nasze winy. Błagamy nie o to, co się nam w jakiś sposób należy, ale o to, co jest łaską.

Przebaczenia może udzielić jedynie Bóg. Człowiek musi jednak spełnić pewne warunki. Pierwszym krokiem do przebaczenia jest nawrócenie. Polega ono najpierw na skierowaniu całego siebie ku Bogu. Na całkowitym oddaniu się Mu. Ma się to ujawnić w całej naszej postawie. Nie jesteśmy zdolni wyrównać Bogu długu, jaki wobec Niego zaciągnęliśmy. Nie możemy o własnych siłach zasłużyć na przebaczenie, ale powinniśmy spełnić jeden warunek, aby osiągnąć łaskę odpuszczenia. Powinniśmy darować tym, którzy mają długi wobec nas. Darowanie bliźnim jest warunkiem, aby Bóg nam darował. Jeżeli chcemy zmazać winy zaciągnięte wobec Boga, pozyskać Jego przychylność i osiągnąć przebaczenie, nie mamy innego środka jak tylko odpowiednio traktować ludzi. Otrzymamy przebaczenie, ale tylko pod warunkiem, że traktujemy bliźnich tak, jakbyśmy sobie życzyli, aby Bóg postępował z nami.