Obraz autorstwa Freepik

Z nastaniem III wieku pojawiają się wielkie postaci Kościoła starożytnego. Do gwiazd „pierwszej wielkości” na firmamencie ówczesnej wspólnoty należy pochodzący z Aleksandrii w Egipcie Orygenes (ok. 185 – 253). To właśnie on w swoich pismach bardzo szczegółowo i wyczerpująco przedstawił terminologię odnoszącą się do chrześcijańskiego ujęcia miłości. Rozważania tego wielkiego teologa starożytnego Kościoła opierają się na objawieniu Boga – miłości, którego dokonał Chrystus w Ewangelii. Czasownik „miłować” (po grecku agapân) był używany w tłumaczeniu greckim Starego Testamentu czyli Septuagincie. Podłoże filozoficzne miało określenie eran , od którego pochodzi synonim miłości cielesnej czyli „eros”. Trzeci z tego typu wyrazów to philein, mający szersze znaczenie i obejmujący sferę przyjaźni i przywiązania. W obszernym prologu do komentarza o Pieśni nad pieśniami Orygenes wyjaśnia, że te wszystkie określenia można uważać za synonimy. Jednak w każdym przypadku należy wyróżnić znaczenie, w jakim są użyte. „Jak mówimy, że istnieje pewna miłość cielesna…, a kto jej ulega, «sieje w ciele», tak też istnieje i miłość duchowa, a człowiek wewnętrzny, który miłuje taką miłością, «sieje w duchu» (Ga 6,8). Żeby wyrazić się jaśniej: jeśli istnieje ktoś, kto jako człowiek zewnętrzny «nosi obraz człowieka ziemskiego», to wpływa na niego ziemska miłość i pożądanie; kto zaś «nosi obraz człowieka niebieskiego» (1 Kor 15,49) jako człowiek wewnętrzny, ten postępuje zgodnie z pożądaniem i miłością niebieską” (tamże, prolog 3). 

Od człowieka zależy jakość jego miłości, co ukochał i jak ukochał. Użycie słów nie ma dla Orygenesa znaczenia. „Nie ma żadnej różnicy, czy Pismo Święte używa wyrazu miłość (amor), miłosierdzie (caritas) czy umiłowanie (dilectio), tyle tylko, że może caritas ma bardziej wzniosłe znaczenie, ponieważ nawet sam Bóg nazwany został miłością (caritas) w tekście [św.] Jana: «Najdrożsi, miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga. Kto zaś nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością» (1 J 4,7-8)” (Komentarz do Pnp, prolog 3). Należy jednak podziwiać wybór słownictwa w natchnionych tekstach, a słowa Boże same bronią się przed zakusami szukających niewłaściwego sensu. „W Piśmie użyto wyrazu amor jedynie tam, gdzie nie podejrzewano sposobności zgorszenia. Bo czegóż zmysłowego albo nieprzystojnego mógłby się ktoś dopatrywać w umiłowaniu (amor) mądrości albo w człowieku, który wyznaje, że jest miłośnikiem mądrości?” (tamże). Jednak poznanie prawdy dokonuje się jakby „w lustrze” (por. 1 Kor 13, 12). Kto w swych usiłowaniach nie jest wspomagany przez wiarę, pozostaje daleko od umiłowania prawdy. Bóg w swej nieskończonej dobroci przyciąga do siebie przez miłość (por. Komentarz do Rz V,10,15).

Sens oraz znaczenie miłości ludzkiej i chrześcijańskiej biorą się z faktu, że „Bóg jest miłością”. Chcąc miłować Boga, należy od Niego uczyć się kochać. Tylko On nie popełnia błędów w miłowaniu, jest sprawiedliwy i bezstronny. „Trzeba zatem wiedzieć, że owa mądrość, którą jest Bóg – przypomina Orygenes –, nie kocha niczego ziemskiego, materialnego czy zniszczalnego w tym, u kogo przebywa; nie zgadza się bowiem z jej naturą kochanie czegokolwiek zniszczalnego, skoro sama jest źródłem niezniszczalności. Wszak tylko ona jedna posiada nieśmiertelność, jeżeli miłością jest Bóg, który sam tylko posiada nieśmiertelność, mieszkając w niedostępnej światłości” (Komentarz do Pnp, prolog 3). 

Bóg nie może ukochać niczego, co jest mu przeciwne. W swej miłości nie jest odosobniony. W tym kontekście Orygenes wprowadza wątki dotyczące największej tajemnicy chrześcijaństwa – Trójcy Przenajświętszej. Jest bowiem rzeczą niemożliwą, aby tylko Bóg Ojciec był miłością, wyłączając z niej Tego, który od Niego pochodzi – Syna. „Powiada [Jan apostoł]: «Miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga», i dalej: «Bóg jest miłością» (1 J 4,7.8), Wskazuje zatem, że sam Bóg jest miłością i że miłością jest ten, kto jest z Boga. A któż inny jest «z Boga», jeśli nie Ten, który mówi: «Ja od Boga wyszedłem i przyszedłem na ten świat» (J 16,27.28)? Jeśli zaś Bóg Ojciec jest miłością i Syn jest miłością, [każda] miłość jest identyczna… i niczym się nie różni jedna od drugiej. W sposób logiczny wynika stąd, że Ojciec i Syn stanowią jedno i niczym się od siebie nie różnią. A zatem jak Chrystus jest Mądrością, Mocą, Sprawiedliwością, Słowem i Prawdą, tak też słusznie zwie się Miłością. Dlatego też Pismo powiada, że «jeśli miłość w nas trwa, to trwa w nas Bóg» (por. 1 J 4,12): Bóg – to znaczy Ojciec i Syn, którzy [obaj] przychodzą do Tego, kto jest doskonały w miłości, zgodnie ze słowami Pana i Zbawiciela: «Ja i Ojciec mój przyjdziemy do niego i będziemy u niego przebywać»” (Komentarz do Pnp, prolog 3). Natomiast „«Pocieszyciel, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi» (J 15,26)… szuka, czy znajdzie godne i pojętne dusze, aby mógł w nich odkryć wielkość owej miłości, która «jest z Boga»” (tamże, 4). 

Wydarzenia Starego Testamentu to dla Orygenesa znaki Bożej miłości i ciągłych poszukiwań zagubionych grzeszników. Miłość Boża rozciąga się na wszystkich. Przyjście Chrystusa na ziemię miało na celu zbawienie wszystkich. Historia miłości zapisana przez Boga jest o wiele bardziej godna podziwu niż stare opowieści mitologiczne. Dla człowieka nawet Syn Boży stał się „sługą”. „Nie tylko bojaźń, lecz również miłość może być przyczyną niewoli” (Kazanie o Ps 2,11). Wobec ogromu tej tajemnicy pojawia się napięcie między bojaźnią a miłością. Przez zjednoczenie ze Zbawicielem bojaźń sługi zostaje przezwyciężona przez miłość. Chrześcijanin w bojaźni jest przybity razem z Chrystusem do krzyża, w miłości powstaje razem z Nim z martwych. U Orygenesa zostaje podkreślone rozróżnienie pomiędzy pełną obaw postawą niewolniczą, a nastawieniem synowskim czyli postępowaniem przepełnionym miłością. „Odróżniamy bojaźń od miłości i mówimy, że miłujący jest doskonalszy od pełnego bojaźni, oraz że bojaźń jest koniecznym wprowadzeniem do miłości. Gdzie zaś wkroczy «doskonała miłość, usuwa lęk» (por. 1 J 4,18). Ponieważ więc sprawiedliwy jest ukrzyżowany… Kiedy natomiast przyjdzie doskonała miłość, zostaje zdjęty z krzyża, zostaje pogrzebany i wskrzeszony z martwych, aby kroczyć w nowym życiu już nie w bojaźni, lecz w miłości, która jest w Chrystusie Jezusie” (Kazanie o Ps 118,120).

Ostatnie miejsce w porządku miłości zajmują nieprzyjaciele. Jednak z drugiej strony to właśnie w miłości nieprzyjaciół znajduje się doskonałość. „W tym, który miłuje nieprzyjaciół i modli się za swoich prześladowców objawia się podobieństwo z Bogiem i naśladuje on Tego, który miłuje wszystkie stworzenia” (Komentarz do J XX, 17, 148). Przykładem takiego nastawiania byli Mojżesz i Aaron, którzy modlili się na naród wybrany, nawet gdy ten przeciw nim szemrał (Lb 17,9-15). Znali więc i wprowadzali w życie doskonałe prawo Nowego Testamentu. 

W systemie teologicznym Orygenesa spotykają się miłość i sprawiedliwość, które tylko z pozoru wydają się wykluczać. Te obydwa aspekty dopełniają się w zbawczym działaniu Boga, który nie tyle nakazuje, lecz wychowuje i kształtuje człowieka. Jednak zdarza się, że człowiek używa daru miłości w celu zupełnie różnym od przewidzianego przez Boga. To miłość wypaczona, patologiczna, która nawet nie zasługuje na miano takowej. „Musimy jednak wiedzieć i to jeszcze: człowiekowi zewnętrznemu może przypaść w udziale miłość niedozwolona i niezgodna z prawem…. Tak samo i człowiek wewnętrzny, czyli dusza, może zapałać miłością nie do prawego Oblubieńca, którym jest Słowo Boże, lecz do jakiegoś cudzołożnika i deprawatora” (Komentarz do Pnp, prolog 3). Przyczyną jest złe wykorzystanie wolności. Takie nastawienie jest sprzeczne z wolą Bożą i nie pozwala działać łasce w człowieku. 

Wyjaśniając przypowieść o dobrym Samarytaninie (Łk 10) Orygenes tłumaczy dwa denary dane przez niego oberżyście jako miłość Boga i miłość bliźniego. Jednego przykazania nie sposób odłączyć od drugiego. Miłość zwraca się ku Bogu i ku bliźniemu, bowiem człowiek „został stworzony do nieśmiertelności”. Maria, siostra Marty wybiera lepszą cząstkę czyli przykazanie miłości. „Z natury wszyscy jesteśmy dla siebie nawzajem bliźnimi; natomiast na skutek uczynków miłości bliźnim staje się ten, kto może wyświadczyć dobrodziejstwo komuś, kto tego nie może. Stąd też nasz Zbawiciel stał się naszym bliźnim i nie przeszedł mimo nas, gdyśmy leżeli na pół martwi wskutek ran zadanych przez zbójców. Trzeba więc wiedzieć, że miłość Boga zawsze dąży do Boga, od którego też bierze początek, a odnosi się do bliźniego, z którym ma udział, ponieważ został on tak samo stworzony w niezniszczalności” (Komentarz do Pnp, prolog 3). Można wysnuć niosek, że miłość bliźniego polega na przybliżeniu go do Chrystusa. Dlatego przepowiada się Ewangelię, aby wszyscy odnaleźli właściwą drogę i doszli do Boga. 

Według słów ucznia Orygenesa Grzegorza Cudotwórcy (zm. ok. 275), jego mistrz nie tylko uczył miłości, lecz potrafił miłować prawdziwie po chrześcijańsku. Był człowiekiem otwartym i dialogującym ze światem. „Nic dziwnego, że w takich warunkach musiała od razu niby jakaś iskra wpaść w serce moje i rozniecić w nim płomień miłości nie tylko ku wspomnianemu świętemu Słowu (osobowemu Logosowi), pięknością swą pocgającemu wszystkich z nieodpartą mocą, ale także ku człowiekowi, będącemu tegoż Logosu przyjacielem i heroldem zarazem. Ta to właśnie miłość skłoniła mię ostatecznie do zrezygnowania ze wszystkich planowanych dotychczas studiów i zajęć, do porzucenia mego sławetnego prawa, ba, nawet do opuszczenia ojczyzny i krewnych, zarówno tych, wśród których naówczas żyłem, jak tych, z którymi się rozstałem podejmując podróż. Jedno tylko było mi odtąd drogie i jedno tylko cenne: filozofia oraz j w niej mistrz, człowiek prawdziwie z nieba zesłany” (Mowa na cześć Orygenesa 6). 

Ks. Henryk Pietras zauważa, że w wizji Orygenesa „Człowiek żyje zanurzony w miłości pochodzącej od Boga i wszystko odnajduje swoje znaczenie w miłości. Ten sam czyn może mieć zupełnie inne znaczenie, jeśli został podjęty z miłością lub bez niej. Życie Orygenesa było świadectwem tego, iż chciał on realizować w praktyce [ten] tak wzniosły ideał, któremu służył”.