foto. rawpixel.com na Freepik
Patrząc na współczesny świat przez pryzmat środków masowego przekazu, zwłaszcza może świata reklamy można by odnieść wrażenie, że jedną z ważniejszych trosk człowieka XXI jest poszukiwanie i ochrona jego godności. Z jednej strony mamy prawa człowieka oraz ich rzeczników; poszanowania swych praw i godności domagają się (skądinąd nie zawsze słusznie) różne grupy ludzi a tryskający zdrowiem i energią bohaterowie reklamówek przekonują nas, na jakie kosmetyki, samochody i inne jeszcze dobra zasługujemy ewentualnie jesteśmy ich warci. Wśród tych praw, szeroko obecnie dyskutowanych, jest „prawo” do „godnej śmierci”, jak nazywana bywa eutanazja. Chciejmy przyjrzeć się owej „godności” śmierci, mającej niestety tylu zwolenników. Skoro śmierć ma być „godna” to jak rozumiem jest ona proponowana jako zakończenie życia będącego w opinii zwolenników eutanazji czymś niegodnym człowieka. Zapytajmy więc z kolei jakie życie byłoby w ich mniemaniu godnym tego, by zostać przeżytym? Jak się domyślam chodzi zapewne o życie człowieka młodego, zdrowego, produktywnego i nie wiem jeszcze jakiego. Natomiast życie człowieka w podeszłym wieku, człowieka ciężko chorego byłoby, przeciwnie, niegodne życia i jako takie wymagałoby interwencji w postaci „godnej” właśnie śmierci. Zapytam może nieco naiwnie: gdzie jest napisane, ewentualnie kto i w oparciu o jakie racje ustanowił, że źródłem godności człowieka jest młodość, zdrowie i uroda? Koronnym argumentem zwolenników eutanazji jest cierpienie, zwłaszcza jeżeli towarzyszy najpoważniejszym chorobom, cierpienie, nie mające w ich oczach żadnego sensu, którego chciałoby się dotkniętemu chorobą oszczędzić. I tak dochodzimy zapewne do sedna sprawy: oto eutanazja wspiera się na ideologii, zgodnie z którą sensem życia i jego najwyższymi wartościami są: rozrywka, możliwość konsumpcji, produktywność, to co bywa nazywane „korzystaniem z życia”. Chciejmy wyraźnie dostrzec tę obłudę zawartą w nader hojnym szermowaniu argumentem cierpienia, któremu pragnie się ewentualnie położyć kres. To nie o ból człowieka chodzi, ale o to, że wymaga opieki, wcale rzadko całodobowej, że cierpienie odziera człowieka z dostojeństwa i piękna, (choć nie z jego godności), że nie pasuje do obowiązujących niestety kanonów luzu i bycia za wszelką cenę „cool”. Otóż zauważmy, że rozumowanie takie jest przy okazji zarazem egoistyczne i naiwne. Egoistyczne: bo zawęża prawo do życia tylko dla ludzi spełniających określone kryteria. Ten, kto ich nie spełnia, nie jest w opinii zwolenników eutanazji godzien życia. Jest to także egoizm wysoce naiwny, opiera się bowiem (i to koniecznie!) na założeniu, że młodym i zdrowym a przy tym pięknym i przystojnym będzie się zawsze. Nie wystarcza obłudnie wzdychać, że „starość nie radość”. Trzeba jeszcze nie zapominać, że młodość – nie wieczność. Jest więc eutanazja bodaj najpotworniejszym zaprzeczeniem godności człowieka, odmawia mu bowiem prawa do życia tylko z tej zupełnie wystarczającej skądinąd racji, że jest mianowicie człowiekiem, kimś kogo godność jest tak dalece ugruntowana, że nie może jej utracić z żadnego powodu, chyba tylko przez grzech ciężki. Tak więc obrona prawa do życia jak to się mówi „bez względu na wzgląd” jest niczym innym jak obroną i głoszeniem właśnie godności człowieka, eutanazja natomiast, brutalnym, zakłamanym i niebezpiecznym na nią zamachem. Niebezpieczeństwo zaś polega na tym, że naprawdę nie wiadomo, jakie kryteria „godnego życia” mogą zacząć obowiązywać w bliższej lub dalszej przyszłości. Czy o niegodności życia będzie decydował wzrost, poglądy, może wygląd czy przynależność do jakiejś rasy lub kręgu kulturowego? Bo to jest właśnie jakoś tak, że całe to gadanie o „godnej śmierci”, prowadzi nieodmiennie do zakwestionowania życia, godnego zawsze, bo zawsze jest ono darem kochającego Ojca w niebie. A godność śmierci, którą daje Bóg na tym się zasadza, że jest wstępem do pełni życia. Bo nasze życie owszem zmienia się, ale się nigdy nie kończy.