Obraz autorstwa jcomp na Freepik

„Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza wszystkich ubogich i cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych, i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu” – tymi słowami rozpoczyna się  „Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym”. Widok współczesnego świata stale skłania ludzi do smutku. Jesteśmy niespokojni, gdy wspominamy bolesną przeszłość, jak również gdy patrzymy w przyszłość. Artyści czy poeci z większym zapałem opisują cierpienia niż szczęście, grzech niż cnotę, piekło niż niebo, prawdopodobnie dlatego, że cierpienie grzech i piekło bardziej odpowiadają człowiekowi niż radość, bo może on sam je wytworzyć, podczas gdy szczęście, cnota lub niebo są wynikiem czegoś innego. Codzienna prasa informuje nas o katastrofach, o wypadkach, o skandalach lub sensacyjnych rozwodach. Prawdopodobnie dlatego, że to bardziej odpowiada upodobaniom czytelników i wtedy łatwiej się ją sprzedaje.

Nieszczęście i smutek są naturalnymi skłonnościami człowieka, który je, oczywiście odrzuca, bo są nieprzyjemne, ale też w nich znajduje upodobanie. Człowiek lubi się uskarżać i wzbudzać współczucie u innych. Chętnie nad sobą biadoli, bo mu się nie chce nad sobą pracować.

Zniechęcenie, znużenie, niezdolność kochania lub nawiązywania kontaktu z drugą osobą, rozpacz i zanik życia modlitewnego: oto niezliczone skutki smutku, tak naturalnego u człowieka. Co więcej, smutek otwiera drzwi do wszelkich rozrywek, do wszystkich złudnych i wiążących namiastek. Święty Franciszek z Asyżu nazwał smutek „złem babilońskim”, bo powoduje wszelkie inne nieszczęścia. Dlatego swoim braciom nakazał, by jak najszybciej i jak najradykalniej pozbywali się smutku.

Wobec tak naturalnej i szkodliwej skłonności do smutku, polecenie św. Pawła: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” (Flp 4,4) nabiera szczególnego znaczenia. Lecz należy je dobrze rozumieć. Przede wszystkim radość jest czynnikiem osobistych wysiłków. Niektórym to łatwo przychodzi, lecz wszystkim trzeba rozumu i dobrej woli. By móc się radować, należy najpierw odróżnić prawdziwe radości od fałszywych. Samo doświadczenie życiowe nam to wskazuje; szczęśliwi, którzy potrafią korzystać z doświadczenia innych, lecz takich jest bardzo mało. Większość z nas dochodzi do prawdziwej radości różnymi drogami i doświadczeniami. Rozumie się, że jest wiele fałszywych radości i że jest tylko jedna prawdziwa radość. A to w tym znaczeniu, że nie jest ona wynikiem jakiejś działalności, nabyciem czegoś zewnętrznego, lecz jest pewnym stanem duchowym, pewnym stylem życia i sposobem reagowania wobec siebie i innych. Radość jest czynnikiem wewnętrznej przemiany samego siebie, dokonującej się przez nabycie pewnej mądrości; ta mądrość jest czynnikiem wewnętrznego wyzwolenia, pewnej otwartości serca, które wszystko przyjmuje, a niczego dla siebie nie zostawia; ta mądrość to wykorzystanie energii, którą poświęca się nie na zdobywanie rzeczy przemijających, lecz by osiągnąć pewną harmonię,  gdzie wszystko, co ludzkie, nie jest usuwane ani tłumione, ale świadomie i dobrowolnie opanowane. Radość więc nie polega na zadowoleniu zmysłowym, intelektualnym, ale raczej na pogłębianiu samego siebie przez przyjmowanie wszystkiego w ogólnej harmonii życia, nie przez odrzucanie jego negatywnych przejawów.

Chrześcijanin, dziecko Boże i brat Chrystusa, nie może być smutny; nasze serce nie może być przygnębione. Ewangelia bowiem to dobra i radosna nowina. Fakt, że Bóg jest z nami, jest powodem do największej radości. Radość jest programem Ewangelii, naszego życia i wieczności: „wejdź do radości Pana twego”. Jeśli Bóg jest z nami, nie możemy się smucić, chociażby trzeba było wiele cierpieć i zmagać się z trudnościami.

Można łatwo zauważyć, że na całym świecie ludzie są coraz mniej szczęśliwi i radośni, coraz mniej uśmiechniętych twarzy i rozradowanych dusz; coraz rzadziej słychać spontaniczną pieśń radości. Jest rzeczą niewiarygodną, że z każdym rokiem w naszych domach jest coraz więcej wygód, ale coraz mniej szczęścia i radości. Jest to dowód na to, że szczęścia i radości szukamy tam, gdzie nikt ich jeszcze nie znalazł. Radości szukamy tam, gdzie wszyscy znajdowali raczej nieznośną pustkę i głęboki smutek, a więc w świecie bez Boga, w życiu bez Ewangelii i Chrystusa. W takiej sytuacji musimy być smutni. Chrześcijańska radość to nie ochrypły śpiew alkoholika, to nie wrzaski uliczników, to nie zażywanie narkotyków i bezwstydny śmiech osób sprzedających się i swoje ciało. Radość chrześcijańska wypływa z posiadania Boga, czystego sumienia i spełnionego obowiązku. Jest to szczęście w Chrystusie.

Można łatwo zauważyć, że na całym świecie człowiek czuje się coraz bardziej osamotniony. Wśród tysięcznych tłumów jest często sam. Czuje się jakby odepchnięty i dlatego właśnie jest smutny. Często sam jest temu winien, a raczej winien jest jego egoizm. Chciałby bowiem być wesoły i szczęśliwy kosztem Boga i swoich bliźnich. Radość mieszka w otwartym sercu i na dłoni, która daje. Radość i szczęście rodzą się z naszych wysiłków, by stworzyć świat, w którym będzie mniej łez, mniej cierpienia, mniej krzywdy, mniej zazdrości, w którym nie będzie nienawiści. „Co mamy czynić?” (Łk 3,10). Czyńmy wszystkim dobrze, a nie źle, a wszyscy będziemy szczęśliwi, radośni i weseli.

Świat nie może być oczywiście samą nieustanną radością. Trudno być wesołym, gdy do oczu cisną się łzy bólu i bezsilności; trudno być wesołym, gdy widzi się tyle cierpienia, tyle niesprawiedliwości, krzywdy, nędzy i nienawiści. Trudno być wesołym, gdy jest udręka w sercu, krzyż na ramionach albo my na krzyżu. Święty Paweł zwraca się do nas: „Radujcie się zawsze w Panu!”. Po wszystkich udrękach czeka nas radość; na brzegu wieczności czeka nas Bóg, który jest radością (św. Franciszek). On nie jest smutnym kaznodzieją udręki ani zwiastunem rozpaczy, ale jest głosicielem Ewangelii – Radosnej Nowiny. Cierpienie nasze jest krótkie, a radość nasza jest wieczna. Nie może słabnąć nasza wiara, gdy słabnie nasza ręka i serce. Nie darmo Kościół mówi za św. Pawłem: „Radujcie się zawsze w Panu”. Chrześcijanin żyjący z Chrystusem powinien być zawsze radosnym optymistą. Natomiast chrześcijanin bez Chrystusa w sercu jest wiecznie niezadowolony i smutny. Czyż nie dlatego właśnie tak mało jest prawdziwej radości na twarzy i w sercu współczesnego człowieka, że szuka jej w niewłaściwym miejscu, szuka bowiem wszystkiego, tylko nie Boga, który jest naszą nieprzemijającą radością.

„Największą radością jest świadomość czystego sumienia” (św. Ambroży). Radosny może być naprawdę tylko człowiek z czystym sumieniem, człowiek, który oczyścił swoją duszę i pojednał się z Bogiem. Jeżeli przywrócimy naszej duszy życie Boże, powróci do nas również prawdziwa radość. W przeciwnym wypadku czeka nas ustawiczny smutek. W życiu duchowym jeden jest tylko smutek upragniony: to znaczy taki, który ogarnia nas i powinien nas ogarnąć, kiedy upadamy. Jedynie grzechy są naszym smutkiem. Ale jest na nie lekarstwo, które trzeba natychmiast zastosować: sakrament spowiedzi św.

Wszyscy ludzie chcą być szczęśliwi. Historia ludzkości jest długą i trudną przygodą ludzi szukających szczęścia. Ono jednak nie daje się łatwo schwytać. Cała nasza istota jest nastawiona na szczęście. Bóg bowiem wypisał w sercu każdego człowieka głód i pragnienie szczęścia. Istniejemy dla szczęścia, a to wołanie jest wołaniem Boga dochodzącym do nas z głębin wieczności. Jeżeli chcemy, będziemy szczęśliwi, bo Bóg nie sieje, jeśli nie chce zbierać. Istnieje przyjemność i radość. Przyjemność to szczęście ciała. Radość to szczęście duszy. Przyjemność żyje chwilę i ginie. Radość jest duchowa i  dlatego nie umiera. Wobec trudności życiowych, prób, cierpień, śmierci mamy prawo płakać, jednak nawet wśród łez nie mamy prawa rozstać się z radością. Przyjemność nie może istnieć tam, gdzie jest cierpienie, podczas gdy radość może iść w parze z największymi cierpieniami.

Jesteśmy smutni. Dlaczego? Nikt nie zauważył naszej pracy, tego że nam się udało, naszych wysiłków. Mamy coś do powiedzenia, a nikt nas nie słucha, nie lubią nas. Przeprośmy Boga za ten smutek, a następnie zajmijmy się drugimi. Pytajmy ich, słuchajmy, zainteresujmy się ich pracą, podziwiajmy ich zdolności, podkreślajmy zasługi, a inni nieświadomi uwolnią nas od troski i dadzą nam radość. Człowieku, uśmiechnij się do żony, do brata, do sąsiada, do kolegi; uśmiechnij się do sprzedawcy, do sklepowej, a twój uśmiech przywoła radość, co się oddaliła. Radość zaczyna się w tej samej chwili, w której przestajesz szukać własnego szczęścia, by próbować dawać je innym. Jeżeli jesteś smutny, zatrzymaj się i poszukaj przyczyny. W głębi serca zawsze znajdziesz ślad zwrotu ku sobie. Nie zgadzaj się na to. Oddaj Bogu, co tak zazdrośnie ukryłeś, a potem zapomnij o sobie i myśl o bliźnim.

Ograniczoność możliwości i nieskończoność pragnień jest dramatem człowieka; toteż, tak po ludzku nie możesz być w pełni szczęśliwy. Tylko Bóg może cię zaspokoić. W sercu niespokojnego człowieka głód szczęścia nie jest niczym innym jak głodem Boga. Biada zaspokojonym którzy syci przyjemności, zagasili nieskończoność swych pragnień. I przeciwnie, błogosławienie ci, którzy jeszcze łakną.

Tylko oczekiwanie i nadzieja są źródłem prawdziwej radości! Ale czy naprawdę wystarczy nadzieja by doświadczyć radości? Nie! Potrzebna jest także miłość, czyli bycie miłowanym i miłowanie. Każda istota, mówi św. Augustyn, dąży ku swemu miejscu, czyli do punktu, gdzie wie, że znajdzie odpoczynek i szczęście. Radość rodzi się właśnie z dążenia do tego miejsca, którym dla nas, stworzeń rozumnych, jest Bóg. Z tego właśnie powodu nie  zaznamy spokoju dopóki nie spoczniemy w Nim. Augustyn, który szukał radości na innych drogach, tak kończy: „Stworzyłeś nas jako skierowanych ku Tobie, Panie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”. Dlatego też miłość we wszystkich swych autentycznych przejawach jest prawdziwym źródłem radości. Tylko ten, kto jest kochany i kto kocha, wie, czym tak naprawdę jest radość. To dlatego Pismo Święte mówi, iż radość jest owocem Ducha Świętego (Ga 5,22), a królestwo Boże „radością w Duchu Świętym” (Rz 14,17). Duch Święty jest uosobioną miłością i tam, gdzie dociera, rodzi miłość.

Radość zakwita w dawaniu, ale dar wymaga zapomnienia o sobie. Dlatego radość to życie odzyskane wtedy, gdy się już zgodziło je utracić. W Chrystusie i przez Chrystusa tajemnica radości jest tajemnicą zmartwychwstania. Trwałość mych więzów z Chrystusem jest miarą żywotności mojej radości. W Bogu jest tyko radość, bo jest tylko dawanie się. Bóg jest radością, a więc gdy oddajesz się Bogu, oddajesz się radości.

Chesterton powiedział o radości, że jest ona „potężną tajemnicą chrześcijan”. Powszechnie wiadomo, że osoba radosna, oczekująca czegoś pięknego, jest osobą dobrą, miłą dla wszystkich, nie czuje potrzeby obrażania innych, potrafi relatywizować rzeczy; nie jest przykra, drażliwa, umie przebaczać i potrafi o przebaczenie prosić. Radość chrześcijańska jest wspólnotowa, a nie przeżywana w samotności, to jasne jest, że nikt nie może być szczęśliwy samotnie. Polecenie św. Pawła „Radujcie się” oznacza też: rozsiewajcie radość. Nie czekajcie, aż nic nie będzie wam dolegało i będziecie w dobrym humorze, żeby się do kogoś uśmiechnąć. Wrogiem radości jest nie tyle cierpienie, ile raczej egoizm, skoncentrowanie się na sobie, a zwłaszcza pycha. Trzeba umieć zatrzymać dla siebie strapienia i dzielić z innymi radość. Nie zaś na odwrót, to znaczy zachowując dla siebie radość, a dzieląc się z innymi wyłącznie zmartwieniami i cierpieniami.

Prorok Izajasz przekazuje, że w jego czasach pobliskie ludy rzucały wyzwanie Izraelitom, mówiąc: „Pokażcie nam swoją radość!” (Iz 66,5). Świat niewierzący lub poszukujący wiary domaga się od nas, chrześcijan i franciszkanów, tego samego: „Pokażcie nam swoją radość!” Spróbujmy zatem, jeśli potrafimy, ukazać światu, zaczynając od żyjących obok nas, nieco naszej radości. Naszym najlepszym sprzymierzeńcem w tym dziele będzie Duch Święty. Nie poddawajmy się smutkowi i zniechęceniu. Najlepszym lekarstwem na to jest nadzieja. Patrzcie z ufnością w przyszłość. Trzeba wierzyć, że smutek minie, że ciemny tunel kiedyś się skończy.

Przy chrzcie świętym według rytuału używanego przed Soborem Watykańskim II kapłan odmawiał nad każdym dzieckiem taką modlitwę: „Niech Ci służy, Panie, radośnie w Twoim Kościele”. Franciszek z natury już był usposobienia radosnego, wesołego i pogodnego. Nawet w więzieniu w Perugii, które trwało rok cały, Święty nie tracił fantazji ani dobrego humoru; śpiewał, układał plany i opowiadał o rycerskich przygodach i głośnych czynach. Te naturalne przymioty nie zatarły się bynajmniej z chwilą nawrócenia, bo łaska Boża nie niszczy natury ludzkiej, ale ją podnosi. Biografowie Biedaczyny, wszyscy bez wyjątku, podkreślają charakterystyczny rys w życiu Franciszka, a mianowicie potęgowanie się radości w miarę postępu w świętości życia. A ta radość duszy tak rozpiera jego pierś, że mimo woli zdradza się przed otoczeniem i wybucha w pieśni. Pewnego razu idąc przez las, nucił Bogu wesołe pieśni; otoczyli go zbóje i pytają, kim jest, bez namysłu odpowiada: „Jestem heroldem Wielkiego Króla”. Śmieją się z niego i chcąc mieć jeszcze większą uciechę, rzucają go do dołu pełnego śniegu. Franciszek nie gniewa się na nich, strzepuje śnieg z siebie i natychmiast rozpoczyna swój zwyczajny radosny śpiew, jak gdyby nic nie zaszło.

Biedaczyna cały swój wysiłek kierował ku temu, by tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie zachować i pielęgnować radość duchową. Stąd nawet jego kazania pokutne są jakby psalmami radości, a samo jego wystąpienie weselem przejmuje całe otoczenie. Święty napisał: „Gdzie jest ubóstwo z radością, tam nie ma ani chciwości, ani skąpstwa” (Np. 27,3) Duch nieobciążony zmartwieniami o sprawy ziemskie szeroko oddycha radością życia. Radość rodzi się z połączenia tego, co zmysłowe, z tym, co duchowe. Szczęście, które człowiek pragnie zdobyć, zdobywa się wtedy, kiedy „wchodzi się do radości Pana”. „Panie Boże, Ty jesteś pokojem, Ty jesteś radością i weselem” – modlił się Franciszek, otrzymawszy łaskę stygmatów. To jest ta wieczna radość, niewyczerpalna, radość Bożej pełni, którą Chrystus przyszedł przekazać ludziom (J 15,11; 17,13).

Fundamentalną podstawą radości chrześcijanina jest prawda, że „Pan jest blisko” (Flp 4,5). Franciszek rozlewał i rozdawał wokół siebie tę „zaraźliwą” radość, której odkrył sekret. Jego radość duchowa często objawiała się na zewnątrz w sposób niemożliwy do powstrzymania. Głównym celem corocznych kapituł wspólnoty braterskiej było „wzajemne radowanie się w Panu”. Melancholię nazywał „chorobą babilońską”, która jest grą diabła i sprawia, że może nas ranić każdym swym atakiem. Jako skuteczny środek szybkiego oddalenia smutku polecał uciekanie się do modlitwy. Zanim obłożnie zachorował, często znajdował sposób, by  dać upust melodiom obficie wypływającym z jego ducha przepełnionego radością. Biedaczyna „śmierć przyjął śpiewając” (2 Cel 214).

Radość wchodziła w pedagogię Świętego wobec jego towarzyszy. Odróżniał radość prawdziwą od fałszywej. Źródła Franciszkowej radości to: Bóg w Trójcy Świętej, Jezus Chrystus Wcielony, Słowo Boże, Eucharystia, męka i krzyż Chrystusa, Maryja, każdy człowiek i wszelkie stworzenie. Święty z Asyżu radował się wszystkim, bo wszystko przyjmował jako dar Najlepszego Ojca. Biedaczyna nie tylko radował się, ale potrafił także za wszystko Bogu i ludziom dziękować.  W jego wdzięcznym i radosnym sercu zawsze mieszkał Bóg.

Franciszek na pewno chętnie i wesoło zaśpiewałby z nami: „Boża radość jak rzeka, wypełnia duszę mą”. Często też wymawiał słowo: „Alleluja! Chwalmy Pana”. Ten człowiek, którego wnętrze wypełniała Boża radość, jest człowiekiem miłującym, dobrym i pokojowym, Takim był brat Franciszek i pragnął, aby wszyscy chrześcijanie i franciszkanie okazywali się ludźmi radosnymi, pokojowymi i kochającymi.