Święty Bonawentura o śmierci św. Franciszka napisał krótko i wyraźnie: „Gdy wypełniły się w nim wszystkie tajemnice i owa najświętsza dusza uwolniona od ciała, zanurzyła się w bezmiarze Bożej światłości ,błogosławiony mąż zasnął w Panu” (ŻW XIV,6).

Co roku, współbracia św. Franciszka, w wigilię uroczystości Serafickiego Ojca, wspominają na nabożeństwie zwanym Transitus ostatnie chwile życia i śmierci Biedaczyny. Transitus oznacza przejście, przejście z tego świata do życia wiecznego. To dzień narodzin dla nieba, dzień, którego Asyżanin oczekiwał z wielką radością. „Dla mnie bowiem – mógł powtórzyć za św. Pawłem – żyć – to Chrystus, a umrzeć to zysk. Pragnę ten świat opuścić i zjednoczyć się z Chrystusem” (parafraza Flp 1,21.23). I zjednoczył się na wieki z Chrystusem w czterdziestym czwartym roku swojego życia.

Pan Jezus chcąc uratować nas od mocy śmierci przyjął na siebie nasze śmiertelne ciało. Jego śmierć nie była dziełem przypadku. To nie żądza zdobycia pieniędzy przez Judasza stała się przyczyną śmierci Jezusa. Pan Jezus przepowiedział uczniom, jaką śmiercią umrze, zapowiedział im to, by nie gorszyli się, kiedy to się stanie. Co więcej, Chrystus niejednokrotnie mówił, że pragnie śmierci ,przez którą wszystkich pociągnie ku sobie Chrystus prosił Ojca, by oddalił od Niego moment cierpienia i śmierci, ale zdecydował się na śmierć, bo nas umiłował, bo chciał być posłuszny swojemu Ojcu zawsze, w każdej chwili swojego życia. Śmierć Jezusa Chrystusa była śmiercią dla grzechu. Przecież Jezus był niewinny, bez grzechu. Piłat uznał Chrystusa za niewinnego, a jednak Jezus przyjmując ludzkie ciało stał się uczestnikiem śmierci, jak wszyscy ludzie. W rzeczywistości śmierć Chrystusa wydała plon. Śmierć Jego okazała się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, Chrystus umarł za nas. Nie należy jednak tak tego rozumieć, ze skoro umarł za nas, to powinniśmy być wolni od powszechnego prawa śmierci, ale tak, że śmierć Jego była śmiercią dla naszego dobra, ponieważ umierając za nasze grzechy pojednał nas z Bogiem swoją śmiercią, my zaś nabyliśmy prawo do dziedziczenia szczęścia obiecanego nam przez Boga.

Kiedy wydawało się, że śmierć podobnie jak nad wszystkim śmiertelnymi odniosła zwycięstwo także nad Chrystusem, Chrystus przez swoje zmartwychwstanie okazał, że to On zwyciężył śmierć. Zmartwychwstały Jezus poszedł do Ojca, by otrzymać zasłużoną chwałę i uwielbienie. Przez swoje zwycięstwo nad śmiercią zapewnił nas wszystkich, że przyjdzie moment naszego zmartwychwstania i że w odpowiednim czasie nasze będzie zwycięstwo nad śmiercią. Te prawdy przenikały życie Biedaczyny. On wiedział, jaki był stosunek Chrystusa do śmierci, w jaki sposób Chrystus stał się naszym bratem, niejeden raz rozważał tajemnicę miłości ujawnionej  w Chrystusie, który dobrowolnie podjął śmierć za wszystkich ludzi. Tymi prawdami Asyżanin żył od swego nawrócenia aż po ostatnie chwile swojego życia. Śmierć dla Franciszka był zapowiedzią zwycięstwa, triumfu, przejściem do wiecznej szczęśliwości.

Naśladowca Jezusa, św. Franciszek, zdawał sobie sprawę z faktu, iż przez chrzest nie tylko zobowiązał się, ale rzeczywiście umarł dla grzechu. Wyrzekł się bowiem szatana i wszelkich spraw jego .Im dłużej zastanawiał się nad własnymi obowiązkami – jako chrześcijanina wobec Boga, tym lepiej rozumował, że musi zdobywać się na nie przez nie lada wysiłek, by stale umierać dla grzechu. Szatan nie rezygnował z duszy Franciszka i podsuwał mu rozmaite pokusy, jak chęć wygodniejszego życia, zaspokojenia ludzkich pożądliwości, zwątpienie w dobroć i przebaczenie ze strony Boga, apostolstwo, przez które oderwałby się od modlitewnego kontaktu z Bogiem. W chwilach pokus Asyżanin myślał o śmierci, o spotkaniu się z Bogiem, uświadamiał sobie prawdę , którą zawarł w upomnieniu do braci: „Rozkosz krótka, kara wieczna, małe cierpienie, chwała nieskończona”. A więc wybierał cierpienie, umieranie dla grzechu, by żyć dla Chrystusa. Umierał Biedaczyna ponad 20 lat wyniszczając swoje ciało postami, skracaniem należnego snu, życiem w niewygodach, podejmowaniem prac czasem ponad własne siły. Umierał, gdy przemieniał się ze światowego człowieka w człowieka całkowicie oddanego na służbę Bogu i Kościołowi. Umierał dla otaczającego go świata. Unikał pochwał i zaszczytów, chociaż przebywał między ludźmi, którzy dostrzegali jego świętość, jego żar apostolski, a nawet cuda, jakich Bóg dokonywał posługując się nim. Franciszek wszystko odnosił do Boga.

Dla Biedaczyny współumieranie z Chrystusem, czyli wyrzekanie się tego, co się Bogu nie podoba, i wierne spełnianie woli Bożej było przechodzeniem e śmierci do życia nadprzyrodzonego. To przecież Jezus powiedział ,że człowiek, który wierzy w Niego, nie musi obawiać się śmierci(J 11,25), bo nawet gdyby umarł, żyć będzie. Asyżanin był głęboko przekonany, że nie wystarczy raz umrzeć dla świata i tego wszystkiego, co nie jest Bogiem, Dopóki człowiek żyje na tym świecie, dopóty odżywa w nim to, co jest z tego świata. Dlatego to Franciszek codziennie odrywał się od siebie i otaczającego go świata, by być bliżej Boga. Było już swoistego umieraniem, kiedy Ayżanin poskramiał swoje pożądliwości postem, kiedy tarzał się w cierniach, kiedy zażywał kąpieli w lodowatej wodzie, byleby tylko nie zdradzić Jezusa, ale dotrzymać Mu kroku na drodze swojego powołania. Biedaczyna w obliczu śmierci nie widział przykrej konieczności, która dotyka wszystkich ludzi, nie widział jakiegoś dziwnego przeznaczenie, ale dostrzegał inny moment, ten że kto żyje dla Chrystusa dla Chrystusa też umiera. Śmierć jest więc przejawem nadprzyrodzonej miłości i wdzięczności Boga za otrzymane w życiu dobrodziejstwa. Dla niego było obojętne, jaką formę przybierze jego śmierć, czy to będzie śmierć męczeńska, czy też nagłe zejście z tego świata albo – po długiej i uciążliwej chorobie – rozstanie się z tym światem .W śmierci Asyżanin widział ofiarę z życia, jaką składa z miłości samemu Bogu, w śmierci dostrzegał także jeden z aktorów, przez który człowiek wielbi Boga spełniając Jego wolę. Skoro po śmierci człowiek wiernie naśladujący Jezusa będzie z Nim przebywał wiecznie, to śmierć dla niego powinna być zyskiem. I tak patrzył na śmierć Biedaczyna, tak uczył swoich braci, w tym duchu przemawiał do wiernych. Asyżanin pod koniec swojego życia przepraszał swoje ciało, brata osiołka, że zbyt surowo się z nim obchodził, że nękał go postami i dyscypliną, ale przecież było to potrzebne, by mógł spokojnie i radośnie umierać. Franciszek umierał spokojnie. Przecież wsparty łaską Bożą odbudował wnętrze Kościoła Chrystusowego, spełnił swoje posłannictwo wyznaczone mu przez Boga.

Dla Franciszka i jego naśladowców śmierć jest naturalnym końcem życia człowieka: „A potem na wezwanie Pan wejdzie na drogę wszelkiego śmiertelnego ciała” (1 Cel 109). Nikt nie może uniknąć jej panowania. Asyżanin chwali Boga przez „siostrę naszą, śmierć cielesną, której żaden człowiek żywy uniknąć nie może” (PSł 12). Ona tworzy wszechobecny horyzont życia, dlatego też warto zdać sobie z tego sprawę: „Zastanówcie się i zobaczcie, ponieważ zbliża się dzień śmierci” (LRz 2). Śmierć jest wpisana w naszą wędrówkę jako ślad, przesłanie i znak dramatu duchowego, rozpoczętego przez Adama, dramatu, w którym bierze cała ludzkość: „Nie oszczędził siebie ani swego potomstwa, rzucając wszystkich na pastwę straszliwego przekleństwa śmierci… «IM, odartym z szat niewinności, uczynił odzienie ze skórek»(Rdz 3,21), oznaczając przez nie jego śmiertelność” (SCom 29). Dramat ten nie jest jedynie starą opowieścią, ale czymś ciągle aktualnym i rzeczywistym, jest konsekwencją, która dotyka także nas, jest tragiczną decyzją, którą ciągle na nowo podejmujemy w naszym życiu: „Zastanówcie się i zobaczcie, ponieważ zbliża się dzień śmierci. Proszę więc was z uszanowaniem, na jakie mnie stać, abyście z powodu trosk i kłopotów tego świata, jakie macie, nie zapominali o Panu i odstępowali od Jego przykazań, bo ci wszyscy, którzy o Nim zapominają i odstępują od Jego przykazań, są przeklęci (Ps 118,21) i Pan o nich zapomni (Ez 33,13). A gdy nadejdzie dzień śmierci, zabiorą im wszystko, o czym sądzili, że mają(Łk 8,18)” (LRz 2-5). Według Pisma Świętego spraw życia i śmierci człowieka idzie w Parze z problemem zbawienia i potępienia, a to dlatego, że zagadnienie to obejmuje całą rzeczywistość. Ten test pozwala nam zrozumieć, jak Asyżanin interpretował biblijną koncepcję śmierci.

Franciszek pragnie, abyśmy pojęli prawdziwy wymiar tej stawki, którą jest życie. Stąd ostrzega nas przed demonem, wielkim oszustem i pierwszym zabójcą, który chce jej nas pozbawić. Należy zatem koniecznie przebudzić się i otworzyć oczy: „Patrzcie, ślepcy, zwiedzeni przez naszych nieprzyjaciół, to jest: przez ciało, świat i szatana, bo ciału słodko jest grzeszyć, a gorzko służyć Bogu, ponieważ wszelkie zło, wady i grzechy z serca ludzkiego wychodzą i pochodzą (Mk 7,21.23), jak mówi Pan w Ewangelii. I niczego dobrego nie macie w tym świecie ani w przyszły. Uważacie, że długo będzie posiadać marności tego świata, lecz łudzicie się, bo przyjdzie dzień i godzina,  o których nie myślicie i nie wiecie,  i których nie znacie” (2 LW 69-71). Asyżanin zaprasza nas, za pomocą realistycznej wizji świata, do patrzenia na rzeczy bez złudzeń, chce, żebyśmy uniknęli iluzji i pozorów i w ten sposób doszli do poznania prawdy o naszym istnieniu: „Lecz niech wiedzą wszyscy, że gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób umarłby człowiek w grzechu śmiertelnym bez zadośćuczynienia, a może zadośćuczynić, a nie zadośćuczynił, szatan porywa jego duszę z jego ciała z takim uciskiem i męką, o jakich nikt wiedzieć nie może, o ile tego nie doznał. I wszystkie bogactwa i władza oraz wiedza, o których sądził, że je posiada, zostaną mu odjęte (Mk 4,25). I pozostawia krewnym i przyjaciołom, a ci zabiorą i podzielą jego majętność, a następnie powiedzą: «Niech będzie przeklęta jego dusza, bo mógł więcej nam dać i zgromadzić, niż zgromadził». Ciała jedzą robaki; i tak gubi ciało i duszę w tym krótkim życiu i pójdzie do piekła, gdzie będzie cierpiał męki bez końca” (2 LW 82.85).

Nie należy mylnie interpretować takich i podobnych wizji ludzkiej egzystencji, które Biedaczyna roztacza przed naszymi oczami. Czyni to zgodnie z ewangeliczną zasadą stosowaną od czasu do czasu i wzbudza strach przed karą i nadzieję na nagrodę. Celem Franciszka jest nie tyle zniechęcanie, ile raczej prowokowanie do nawrócenia. Nam język Asyżanina wydaje się surowy; mimo to jest on jednak właściwy. Dla niego sytuacja jest jasna: „Czyńcie pokutę (Mt 3,2), czyńcie godne owoce pokuty (Łk 3,8), bo wkrótce umrzemy. (…) Błogosławieni, którzy umierają w pokucie, bo będą w królestwie niebieskim. Biada tym, którzy  umierają bez pokuty, bo będą synami diabła (1 J3,10), pełniącymi jego uczynki (J 8,41) i pójdą w ogień wieczny (Mt 18,8). Wystrzegajcie się i powstrzymujcie się od wszelkiego zła, i wytrwajcie w dobrym” (RN 21,3-9).

Śmierć przypomina nam, „że naszą własnością są tylko wady i grzechy” (RN 17,7). Należy zatem dbać o prawdziwe dobra, które przynależną do porządku duchowego: „miejmy więc miłość i pokorę; i dawajmy jałmużnę, bo ona oczyszcza dusze z brudów grzechowych (Tb 4,11). Ludzie bowiem tracą wszystko,  co zostawiają na tym świecie, zabierają jednak ze sobą wynagrodzenie za miłość i jałmużny, jakich udzielali, otrzymają za nie nagrodę od Pana i odpowiednią zapłatę” (2 LW 30-31). W ten sam sposób od obowiązku czynienia pokuty Franciszek przywołuje swoich braci, napominając ich, aby nie powtórzyli błędu Adama, lecz upodobnili się do Jezusa Chrystusa: „Teraz zaś, skoro porzuciliśmy świat, nic innego nie mamy czynić, tylko spełniać wolę Pana i Jemu samemu się podobać. (…) I dlatego my bracia, jak mówi Pan, zostawmy umarłym grzebanie swoich umarłych (Mt 8,22). I bardzo wystrzegajmy się złości i przebiegłości szatana, który nie chce, aby człowiek miał umysł i serce skierowane do Pana. I krążąc usiłuje pod pozorem jakiejś nagrody lub korzyści pociągnąć serce człowieka i zdusić w jego pamięci słowo i przykazania Pańskie, i chce omamić serce ludzkie sprawami i troskami świata i zamieszkać w nim, jak mówi Pan” (RN 22,9.18-20).

Asyżanin doprowadził nas do sedna życia chrześcijańskiego: śmierć i życie są dla nas raczej przedmiotem wyboru niż skutkiem nieuchronnego losu. Stoimy wobec rzeczywistości przymierza, które Bóg zawarł z człowiekiem: „Oto kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście” (Pwt 30,15). Musimy zatem radykalnie podążać za błogosławieństwami i upodabniać się do Chrystusa. Nawrócenie wymagane przez Ewangelię zakłada swoistego rodzaju śmierć, która prowadzi nas do nowego życia. Musimy upodobnić się do Chrystusa, wykorzystując w tym celu wszystkie nasze siły. Franciszek wielokrotnie ukazywany jest przez biografów jako pragnący męczeństwa, które jest w jego przekonaniu ukoronowaniem miłości. „Nie zrażało go niebezpieczeństwo śmierci, przeciwnie – pobudzało pragnienie. Miał nadzieję, że wkrótce osiągnie to, czego tak bardzo pragnął. Podczas modlitwy, wzmocniony przez Pana, ufnie śpiewał tekst proroka: «Chociażbym chodził ciemną doliną, zła sienie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną» (Ps 22,4)” (ŻW 9,7). Motywem, który powodował Franciszkowe pragnienie śmierci, był fakt jego doskonałego upodobnienia się do Jezusa, który dał swoje życie jako świadectwo miłości, złożone Ojcu i ludziom, Jego braciom. Według Biedaczyny tylko miłość jest adekwatną odpowiedzią na miłość i tylko ona prowadzi nas do zjednoczenia. Zdaniem Asyżanina droga krzyża jednoczy z Chrystusem przez miłość.

Biedaczyna wychodzi na spotkanie ze śmiercią z wielką wolnością, ponieważ kieruje nim miłości dlatego że jest uwolniony od jakiejkolwiek rzeczy. Swą radość czerpie z wyzwalające wierności Pani Biedzie. „Potem Święty podniósł dłonie ku niebu i wielbił Chrystusa za to, że idzie do Niego wolny, wyzbywszy się już wszystkiego” (2 Cel 216). Asyżanin, „gdy zdeptał ponęty śmiertelnego życia i wolny poszedł do nieba. (…) Albowiem żyć dla świata poczytał za hańbę, swoich ukochał do końca, śmierć przyjął ze śpiewem” (2 Cel 214). Jako że nic nie miał już wspólnego ze światem, mógł całym swym jestestwem dążyć do wiecznej chwały i tak dać odpowiedź swemu Bogu, który go umiłował.

„Gdy tak bracia gorzko płakali i biadali niepocieszeni, Patriarcha ubogich radował się i posiadał tak wielką wolność ducha, że poprosiło pietruszkę (2 Cel 51) oraz objawił swe pragnienie skosztowania po raz ostatni ciasteczek brata Jakobiny (RozSt 4). Niepokój braci wydaje się zrozumiały: „Ach dobrotliwy Ojcze, już bez ojca pozostaną synowie i utracą prawdziwe światło oczu! Pamiętaj przeto o sierotach, których opuszczasz” (1 Cel 109). Asyżanin odpowiada kierowany wiarą: „Ja bowiem spieszę do Boga, którego łasce was polecam” (2 Cel 216). Odpowiedź ta nie przeszkodzi jednak br. Aniołowi i br. Leonowi śpiewać o siostrze śmierci: „Przyszli więc owi bracia do niego i rzewnymi łzami zaśpiewali mu Hymn Brata Słońce (Zb A7). Rozumiemy dobrze ból braci, ale też ich godność w momencie rozstania: „Zebrało się wielu braci, których on był ojcem i wodzem, i podczas gdy wszyscy stali ze czcią i patrzyli na to błogosławione zejście i szczęsne dokonanie życia, jego najświętsza dusza uwolniła się z ciała, została wchłonięta w bezmiar światłości, a ciało umarło w Panu” (1 Cel 110). Franciszek, otoczony przez braci wie, że nadszedł jego czas odejścia z tego świata, dlatego też celebruje swoją śmierć, tworząc niejako liturgię swojego upodobnienia się do Chrystusa. „gdy tak bracia gorzko płakali i biadali niepocieszeni święty Ojciec kazał sobie przynieść chleb. Pobłogosławił go i połamał, a potem podał każdemu do spożycia. Polecił także przynieść księgę Ewangelii i poprosiło przeczytanie mu Ewangelii według Jana od miejsca, które zaczyna się: «Przed świętem Paschy» (J 13,1). W ten sposób przypomniał ową najświętszą wieczerzę, którą Pan jako ostatnią odprawił ze swymi uczniami. Uczynił to wszytko dla uczczenia jej pamięci, okazując tym samym uczucie miłości, jakie miał do braci. Te parę dni, jakie pozostały mu do śmierci, spędził na uwielbianiu Boga, zapraszając swych najmilszych towarzyszy do chwalenia Chrystusa razem z nim. Sam zaś, jak mógł, intonował psalm: «Głosem moim wołałem do Pana, słowem moim błagałem Pana» (Ps 141). Zapraszał również wszystkie stworzenia do chwalenia Boga i zachęcał je do boskiej miłości słowami, które niegdyś ułożył. Nawet samą śmierć, dla wszystkich straszną i nienawidzoną, zachęcał do chwalby, a wychodząc jej radośnie naprzeciw, zapraszał do siebie w gościnę. Mówił: «Pozdrowiona niech będzie siostra śmierć!» (…) Nadeszła godzina śmierci, po wypełnieniu się na nim wszystkich Chrystusowych tajemnic, szczęśliwie uleciał do Boga” (2 Cel 217).

Nam trzeba tak żyć, aby zawsze być gotowym na spotkanie z Panem Bogiem.