Obraz autorstwa Freepik
Święty Franciszek „mawiał więc, że ten byłby dobrym Bratem Mniejszym, który prowadziłby takie życie i miałby takie zalety, jak ci święci bracia, a mianowicie: (…) uprzejmość brata Anioła, który był pierwszym rycerzem przyjętym do zakonu i odznaczał się wszelką uprzejmością i łagodnością” (ZD 85).
Biblia wychwala wartość uprzejmości. Dobre i uprzejme słowo umacnia i rozwesela serce (por. Prz 12,25). Uprzejmy zawsze jest w kontakcie z drugim człowiekiem. Uprzejmość stwarza więź. Z uprzejmością wiąże się życzliwość, łaskawość, grzeczność, kurtuazja, przychylność i wsparcie. Uprzejmość potrzebuje zawsze środka: uprzejmego spojrzenia, słowa, pozdrowienia. Uprzejme słowo nie kosztuje wiele. A przecież tak bardzo go skąpimy. Gdy już nie mamy nic do ofiarowania drugiemu, to podarujmy przynajmniej uprzejme i dobre słowo. Nim wyrażamy swój szacunek dla bliźniego. Nie powinniśmy odsyłać ludzi z niczym albo gardząc nimi. Kierowanie ludźmi za pomocą uprzejmości powinno być całą naszą filozofią. Powinniśmy wokół siebie wytwarzać atmosferę szacunku i radości. Uprzejme słowo o wiele bardziej będzie motywowało współpracowników niż informacja o tym, że są źli i niesympatyczni.
Istnieje tak wiele okazji, by uprzejmością obdarowywać ludzi wokół siebie. Oczywiście znamy również uprzejmość, która jest wymuszona. W wielu sklepach spotykamy się z uprzejmością sprzedawców. Jednak w ich uprzejmości wyczuwamy chłód, przymus, by sprzedać możliwie najwięcej. Taka uprzejmość nie raduje nas, złości, a nawet smuci. Czujemy, że ci ludzie tylko udają.
Trzeba starać się o przemianę swego serca, byśmy wolnym i radosnym sercem mogli wypowiedzieć uprzejme słowo, przesłać uprzejme spojrzenie, byśmy mogli napisać uprzejmy list. Możemy być uprzejmi tylko wtedy, gdy cieszymy się z ludzi, jakich spotykamy. Uprzejmość pragnie nas najpierw doprowadzić do prawdziwej radości ze spotkania z ludźmi. Radość ta wymaga wiary, że każdy człowiek jest tajemnicą, że w każdym z nas tkwi dobro, gdzie można spotkać samego Chrystusa. Gdy w to uwierzymy, wtedy możemy się cieszyć z drugiego człowieka, który nie jest zadowolony i podchodzi do nas ze złością. Patrzymy nie na to, co zewnętrzne, lecz na możliwości, jakie znajdują się w drugiej osobie. Uprzejmym słowem wywołamy radość, jaka w jego duszy leży ukryta za zmartwieniami i niezadowoleniem, jego ponure oblicze rozjaśni się. Potem to on napełni nas radością. Teraz również dla niego świat będzie bardziej uprzejmy.
Przed nawróceniem Franciszek żył w środowisku, w którym ludzie usiłowali uczynić z uprzejmości cnotę społeczną. Wpływ trubadurów na Biedaczynę był głęboki, podobnie jak oddziaływanie zasad rycerskich. Święty nie zapomniał o swoich młodzieńczych marzeniach, jak to powie o braciach: „Ci bracia są moimi rycerzami okrągłego stołu” (ZbA 103). Lecz Franciszek przeniósł ideał uprzejmości z tego, co ludzkie, na to, co boskie: Bóg jest uprzejmy. „Wiedz, bracie najdroższy, że uprzejmość jest jednym z przymiotów Boga, który użycza słońca i deszczu sprawiedliwym i niesprawiedliwym z uprzejmości. Uprzejmość jest siostrą miłosierdzia, gasi bowiem nienawiść, a zachowuje miłość” (Kw 37). Dlatego kiedy Biedaczyna zachęcał do miłości, zapraszał wszystkich, by okazywali sobie uprzejmość i domową zażyłość (2 Cel 180). Jego rycerski stosunek do Boga jest tak głęboki i prosty, że pewnego razu, gdy zaskoczyła go wielka ciemność w nocy, prosił uprzejmego Boga, aby oświecił jego drogę (ŻW 5,12).
Rycerstwo było młodzieńczym marzeniem Asyżanina, który pragnął zachowywać jego reguły także w beztroskich gestach złotej młodzieży Asyżu. Ale nawróciwszy się do Chrystusa, nawrócił ze sobą uprzejmość. Miłość ziemska przemieniła się w miłość do Pani Ubóstwa: „Obrałem ubóstwo za moje skarby, za moją panią” (2 Cel 84). Pozdrowił ją na drodze: „Witaj, pani ubóstwo” (2 Cel 93). Po wyrzeczeniu się prze Franciszka ojca i dóbr, gdziekolwiek Piotr Bernardone spotkał się z synem – relacjonuje „Anonim z Perugii” – z racji bólu, przeklinał go. Wtedy Biedaczyna przystąpił do pewnego staruszka, żebraka Alberta, prosząc go o błogosławieństwo (AnP 9).
Dla Franciszka uprzejmość jest zarazem przymiotem i zachowaniem się, które nadają miłości szczególny rys. Zgłębienie pojęcia uprzejmości prowadzi nas do tego, aby z bliska przypatrzyć się istotnym jej przymiotom. Pierwszą jest gościnność. Franciszek zmienia uprzejmość rycerską w uprzejmość względem biednych i ubogich. W Zbiorze asyskim 115 mamy opowiadanie o nawróconych złodziejach w pustelni Borgo San Sepolcro; Święty sugerował braciom, którzy źle przyjęli trzech opryszków, jak powinni zachować się, by ich nawrócić. Przez dobroć Bożą i uprzejmość braci złodzieje podjęli pokutę. Franciszek zaleca braciom: „I ktokolwiek przyszedłby do nich: przyjaciel czy wróg, złodziej czy łotr, niech go przyjmą uprzejmie” (RN 7,14). Drugim przymiotem uprzejmości jest lojalność, która utożsamia się z wiernością. Dla Świętego lojalność-wierność okazuje się czymś istotnym, podstawowym warunkiem w akceptowaniu tych, którzy pragną przyjąć formę życia ewangelicznego: „I jeśli w to wszystko wierzą i pragną to wiernie wyznawać i aż do końca pilnie zachowywać” (RZ 2,4); „Ci bracia niech pracują wiernie i pobożnie” (RZ 5,1). 18 Napomnienie tłumaczy nam franciszkański sens wierności: „Błogosławiony sługa, który Panu Bogu oddaje wszystkie dobra, kto bowiem cokolwiek zatrzymuje dla siebie, ukrywa w sobie pieniądze Pana Boga swego i to, co sądził, że ma, będzie mu odjęte” (Np 18,2). Tym, którzy go podziwiali, Asyżanin odpowiadał, że i grzesznik potrafi czynić to wszystko, co on uczynił, „wszakże jednego nie może: być wiernym swemu Panu (por. 2 Cel 134). Jak mówi Bonawentura, Franciszek był naprawdę wiernym sługą i ministrem Chrystusa, ponieważ wszystko pragnął wypełnić wiernie i doskonale (por. ŻW 12,1).
Trzeci przymiot to współczucie, aby być otwartym dla obcych i wszystkich biednych. Rycerskie współczucie, bardziej wyrozumiałość niż prawdziwa dobroć jest dla Franciszka cnotą miłosierdzia i braterstwa. Święty sam daje świadectwo o sobie: „Pan wprowadził mnie między nich i spełniałem wobec nich usługi miłosierdzia” (1 Cel 17). Także do ministrów pisze: „Wszyscy bracia, którzy wiedzą o jego grzechu, niech go nie zawstydzają, lecz niech okazują mu wielkie miłosierdzie i zachowują grzech brata swego w całkowitej tajemnicy” (LM 15). W ten sposób współczucie rycerzy zostało podniesione do miłości rzeczywiście braterskiej: „Miłosierdzie wobec bliźniego. Błogosławiony człowiek, który znosi swego bliźniego z jego ułomnościami, tak jak chciałby, aby jego znoszono, gdyby był w podobnym położeniu” (Np 18,1). Współczuć to umieć czuć wespół z drugą osobą, razem z nią. Czuć jej cierpienie i jej radość, cieszyć się z cieszącymi i płakać z płaczącymi. Współczucie to wspólne z nim cierpienia, to solidarność z czyimiś przeżyciami, solidarność na płaszczyźnie uczuć. Gdy opowiadamy komuś o swoich kłopotach i cierpieniach, najczęściej wcale nie oczekujemy pomocy, wiedząc, że często jest niemożliwa. Oczekujemy współczucia, nie litości i pragniemy, aby ktoś zbliżył się do naszych przeżyć, zatrzymał się przy nich, czuł razem z nami. To zmniejsza samotność, która zawsze towarzyszy cierpieniu, przynosi ulgę, w rezultacie pomaga. Współczujcie potrzebne jest też przy przeżyciach przyjemnych. Pragniemy, by ktoś dzielił naszą radość z sukcesu, szczęśliwego wydarzenia, pomyślnej wiadomości. Gdy kobieta opisywana w Ewangelii odnajduje zgubiony pieniądz, „sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam” (Łk 15,9). Przyszły zapewne i dzieliły jej radość. Bywają jednak ludzie zamknięci na cudzą radość. Może nawet nie chcą komuś szkodzić, ale nie widzą powodu, by cieszyć się z osiągnięć innych osób, zwłaszcza jeżeli nie należą do kręgu im najbliższych. Obca jest im radość z radości bliźniego, tak jak nie martwią się cudzymi kłopotami. Ich życie jest zacieśnione do spraw własnych, a widnokrąg zawężony do swojego podwórka. Inaczej współczujący: ich serca obfitują w cierpienia i radości. Nie są obojętni wobec płaczu dziecka mijanego na ulicy, nieporadnego kroku staruszka, skamlenia psa, a nawet ślimaka lub robaka, których przenoszą ze ścieżki na trawnik, by ktoś ich przypadkiem nie rozdeptał. Ważne są dla niech osiągnięcia ludzi bliskich i przypadkowych znajomych, cieszą się z odkryć naukowych, śmiechu dzieci i piosenek śpiewanych przez młodzież na wycieczce.
Hojność, czwarty przymiot uprzejmości, ukazuje się we wszystkich poezjach i pieśniach wysławiających czyny. Celano zaznacza, że imię „Franciszek w pełni Biedaczynie się należy, ponieważ miał serce wolne (franco) i szlachetne bardziej niż kto inny (1 Cel 120). Słowo „franco” oznacza wielkoduszność i hojność. Pewnego dnia Święty przyodział biednego rycerza we własne szaty (por. 2 Cel 5). Wybrany na króla zabaw młodzieży asyskiej, kontynuując swoje pobożne rozważania, nie zapomniał o uprzejmości i przygotował wystawne przyjęcie (por. 2 Cel 7). Hojność dla Franciszka jest przede wszystkim rozdaniem własnych dóbr ubogim (por. 2 Cel 81). Jednak po nawróceniu staje się hojnością ubogiego, która wyraża się proszeniem o jałmużnę: ona znaczy tysiąc razy więcej niż pieniądz, ponieważ sługa Boży ofiaruje dobroczyńcy w zamian za jałmużnę miłość Bożą, w porównaniu z którą rzeczy świata, a także nieba są niczym (por. ZbA 97). Bracia oddawali z radością, dla miłości Bożej, otrzymaną jałmużnę tym, którzy o nią prosili, a szczególnie biednym (por. 3 T 43).
Uprzejmość ma piąty przymiot: radość. Szósty przymiot to dyskrecja – delikatność. Uprzejmy Franciszek, nawrócony do Chrystusa, pozostaje dla innych delikatny. Czyni z dyskrecji cnotę głęboko ewangeliczną, jak daje temu świadectwo fragment z listu do pewnego ministra: „I po tym chcę poznać, czy miłujesz Pana i mnie, sługę Jego i Twego: jeżeli będziesz tak postępował, aby nie było takiego brata na świecie, który gdyby zgrzeszył, choćby zgrzeszył najciężej, a potem stanął przed tobą, żeby odszedł bez twego miłosierdzia. I choćby tysiąc razy potem zgrzeszyła w twoich oczach, kochaj go bardziej niż mnie, abyś go pociągnął do Pana; i zawsze bądź miłosierny dla takich” (LM 9-11). Na innym miejscu święty tak mówi: „Gdzie jest miłosierdzie i delikatność, tam nie ma ani zbytku, ani zatwardziałości serca” (Np 27,6). Delikatność jest myśleniem o innych, przyjmowaniem ich perspektywy, wczuwaniem się w ich sytuację. Czy słowa, które wypowiadam, nie sprawią im przykrości? Czy moje gesty ich nie urażą? Delikatność każe ściszyć radio, gdy ktoś chce spać, wyłączyć telewizor, gdy chce porozmawiać, siadać tak, by i drugi miał miejsce, dopuścić do okna wagonu, gdy ktoś chce pomachać odprowadzającemu, nie przedłużać rozmowy, gdy ktoś czeka na telefon, nie blokować łazienki, gdy ktoś się spieszy, nie opowiadać publicznie o czyichś problemach, pomagać tak, by nie podkreślać czyjejś słabości, nie urażać wstydliwości, zwracać uwagę tak, by nie zranić. Człowiek delikatny nie mówi „zachowujesz się okropnie”, ale „twoje zachowanie sprawia mi przykrość”. Nie ocenia brutalnie drugiego, ale ujawnia swoich uczuć związanych z jego postępowaniem. Człowiek delikatny nie wywraca i nie potrąca swoich bliskich, obcych, nawet wrogów. Przeciwieństwem delikatności jest brutalność – dążenie do swoich celów bez barania pod uwagę innych osób. Brutalność – bicie kogoś, by oddał swoje pieniądze, poniżanie słabszego, obrzucanie go obelgami, ale także tylko popychanie kogoś, by się odsunął, szorstkość słów. Człowiek delikatny nie potrąca innych, choć bywa potrącany przez tych, którzy chodzą jak lwy, nie bacząc na otoczenie. Delikatność staje się cnotą zapomnianą. A tak miło przebywać z takimi ludźmi.
Siódmym przymiotem rycerza uprzejmego jest miłość jako źródło afektu duszy, jako ogień, który spala energię serca. Pewna pieśń zawiera takie słowa: „Kiedy w sercu rodzi się miłość, odrzuć wszelką nikczemność”. „Miłość ma to zadanie, złączyć dwoje w jedną osobę: Franciszek ją przemienia w cierpienie Chrystusa, wyciska tę normę, którą miał w sercu, pokazuje ją jako miłość przyodzianą różnymi kolorami” (Iacap 61). Asyżanin odpowiada miłością na uprzejmość Boga: „Mawiał, że oddanie ogromnych bogactw za jałmużnę świadczy o wspaniałej wielkoduszności, a najgłupszymi są ci, którzy uważają, że ma ona mniejszą wartość aniżeli pieniądze, ponieważ tylko miłość Boża mająca niewymierną cenę jest zdolna nabyć Królestwo niebieskie. I bardzo należy cenić miłość tego, który nas tak bardzo umiłował” (W 9,1). Wiemy już, że Franciszek postanowił, by nigdy nie odmawiać, jeśli go ktoś poprosi o coś dla miłości Boga (por. ŻW 1,1). Był tak bardzo napełniony miłością oraz prostotą, iż potrafił prosić o wszystko stworzenia Boże, jak to uczynił wobec ognia, kiedy miano mu przypalać skroń: „Mój bracie ogniu (…), bądź uprzejmy, ponieważ już od dawna ukochałem cię w Panu” (2 Cel 166).
Franciszek był człowiekiem uprzejmym. Tajemnica jego uprzejmości odsłania się, kiedy zdajemy sobie sprawę, że przemieniła ona uprzejmość światową w uprzejmość ewangeliczną, która rozkwitła w jego słowach, gestach i duszy. Święty żyje nią jako uczestnictwem w uprzejmości Boga, pozostawiając miłość ziemską, by oddać się w pełni naśladowaniu Jezusa Chrystusa. W ten sposób jego miłość staje się troskliwością, jego hojność staje się jałmużną, jego gościnność rozszerza się na wszystkich ludzi, jego dobroć staje się łagodnością i delikatnością i zdobywa świat. Wydaje się, że stworzenia rozumieją go i odpłacają mu uprzejmością, jaką on ma wobec nich. Uprzejmość franciszkańska nie jest już więcej marzeniem o szlachectwie imienia, obyczajów albo ducha, ona już wyrasta z miłości Chrystusa i w miłości Chrystusa rozszerza się na miłość bliźniego, rozumianą i respektowaną tak, jak miłuje i respektuje Chrystus. W ten sposób uprzejmość staje się postawą franciszkańską w życiu, w braterstwie, i w relacjach z ludźmi. Ona jest obliczem serca.
Franciszek radzi braciom: „Lecz niech będą cisi, spokojnie i skromni, łagodni i pokorni, rozmawiając uczciwie ze wszystkimi jak należy” (RZ 3,12). Jeśli coś nam się sprzeciwia, jakiś przedmiot lub osoba, jesteśmy skłonni do okazywania na zewnątrz naszego niezadowolenia. Maleńkie dzieci gdy się gniewają, rzucają na ziemię wszystko, co im wpadnie do ręki. Kiedy podrosną i potkną się o kamień lub krzesło, wyładowują się na danym przedmiocie kopaniem lub biciem go. Czasami mama dla uciszenia dziecka, zachęca je do tego, uderzając ten „brzydki” kamień lub to „podłe” krzesło. Niekiedy będzie to „podły” braciszek albo siostrzyczka. W ten sposób rodzice przyczyniają się do rozwinięcia w sercu swych dzieci złych skłonności, których sami może kiedyś padną ofiarą. Mądrzej byłoby upomnieć dziecko i dać mu do zrozumienia, iż nie kamień czy krzesło są powodem „bólu”, lecz jedynie dziecięca niezaradność i niezręczność. W ten sposób już od dzieciństwa dziecko uznawałoby swe błędy zamiast zawsze winić innych. Na tym polega wychowanie w pokorze i prawdzie. Człowiek, gdy podrośnie, podlega tej samej tendencji skłaniającej go w przeciwnościach do obarczania winą sytuacji lub innych ludzi.
Łagodność, o której mówi Biedaczyna i którą zaleca braciom, ma właśnie na celu przysposobić naszą wolę do znoszenia przeciwności ze słodyczą i bez irytacji, to znaczy bez dawania najmniejszego znaku zniecierpliwienia lub gniewu, bez okazywania na zewnątrz najmniejszej porywczości. Dla serca mężnego charakterystyczna jest postawa słodyczy i łagodności, zwłaszcza w sytuacjach budzącego się gniewu, urazy czy w chwilach niepowodzeń. Nie wystarczy znosić je mężnie – jak mawiało się kiedyś – nie wystarczy przyjąć z poczuciem godności oskarżeń lub podejrzeń, towarzyszących stale współżyciu ludzkiemu. Doskonałość polega bowiem na zaakceptowaniu tego wszystkiego w postawie cichości i łagodności, z anielskim wręcz uśmiechem na twarzy, który nie jest ani sztuczny, ani wymuszony; z sercem na stałe pojednanym z otaczającą nieprzyjazną rzeczywistością.
Męstwo połączone ze słodyczą serca i całym sposobem bycia jest niezłomne: nie da się go pokonać. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że będąc jedynie „mężnym”, można stać się z czasem aroganckim, będąc zaś tylko łagodnym, można się zmienić w całkowicie uległego i ustępliwego. Połączyć męstwo i łagodność oznacza użyć środków łagodzących, które chronią przed grożącą przesadą, typową w sytuacji jednostronnego traktowania pewnych cech czy przedmiotów. Naszym mottem winno być „fortiter et suariter” – mocno i słodko.
Łagodność bywa mylona z nieśmiałością, ale tak nie jest. Nie wynika z lęku przed ludźmi, ale z wewnętrznej siły, spokoju, uciszenia. Człowiek łagodny nie musi udowadniać, że się nie boi; będąc spokojnym wewnętrznie, reaguje spokojnie na to, co dociera do niego z zewnątrz – słucha cierpliwie, nie wybucha gniewem, nie krzyczy, nie bije, ruchy ma stonowane, kojące. Lubią go więc dzieci i zwierzęta. Nie szerzy wokół siebie pośpiechu i zdenerwowania, ale spokój. Ten spokój wynika z delikatnej życzliwości. Człowiek łagodny „nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze, ani nie złamie trzciny nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42,3), nie depce roślin, nie płoszy ptaków, nie drażni zwierząt ani ludzi.
Łagodność kojarzy się nam z czystym źródłem w upalny dzień, wspólnym milczeniem, chłodną ręką położoną na rozpalonym czole i lekkim powiewem wiatru. To nam przypomina przygodę proroka Eliasza. Bóg przemówił do niego: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana. A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi. Pan nie był w trzęsieniu ziemi. A po trzęsieniu ziemi powstał ogień. Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu szmer łagodnego powiewu. Kiedy Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty” (1 Krl 19,11-13). „Szmer łagodnego powiewu!”.
Dla Franciszka owieczka jest obrazem słodyczy i łagodności (por. 1 Cel 77). Święty Paweł pisze do Tymoteusza: „Sługa Pana… powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych” (2 Tym 2,25). Chrześcijanie w obliczu niesprawiedliwości i prześladowań powinni realizować to wskazanie: „z łagodnością i bojaźnią Bożą zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają” (1 P 3,16).