Morico, uważany za piątego towarzysza św. Franciszka, przyłączył się do Świętego razem z Sabbatinem i Janem z Capella: „Minęło kilka dni. Przyszło do nich trzech innych ludzi z Asyżu: Sabbatono, Morico i Jan z Capella, którzy prosili błogosławionego Franciszka, aby przyjął ich na braci. On uczynił to pokornie i życzliwie” (3 T 35,1-2).
Był synem bardzo bogatego konsula asyskiego, którego rodzina posiadała wiele zamków, i należał do rycerskiego zakonu krzyżowców (zajmującego się w czasach wypraw krzyżowych dziełami miłosierdzia i opieką szpitalną).
Zanim przyłączył się do św. Franciszka, od dłuższego czasu – jak czytamy u św. Bonawentury – leżał w szpitalu nieopodal Asyżu. Chorował tak ciężko, że medycy przepowiadali jego rychłą śmierć. On jednak przez posłańca usilnie prosił św. Franciszka, by modlił się do Boga w jego intencji. Seraficki Ojciec wysłuchał jego prośby. Pomodlił się, po czym wziął kawałek chleba i zmieszał go z oliwą z lampki, palącej się przy ołtarzy Najświętszej Dziewicy, i posłał to choremu jako lekarstwo za pośrednictwem braci.
Powiedział im: „Zanieście to lekarstwo naszemu bratu Morico, dzięki niemu nie tylko mocą Chrystusa w pełni odzyska zdrowie, ale stanie się także dzielnym rycerzem i na stałe włączy się do naszych szeregów” (1 B 4,8,3).
Jak tylko chory przyjął to lekarstwo, zaraz wstał w pełni sił. A ponieważ wierzono, że zostało ono przygotowane dzięki mocy Ducha Świętego, dlatego uzdrowiony asyżanin otrzymał od Boga tę wielką łaskę, iż wnet dołączył do Franciszkowych braci. Ubierał się tylko w jedną tunikę, pod którą przez długi czas nosił na ciele żelazny pancerz. Jadł tylko warzywa i owoce. Przez długi czas nie spróbował też ani chleba, ani wina. A mimo to zachował siłę i cieszył się zdrowiem.
I tak powoli liczba braci wzrastała. By przeżyć, musieli prosić o jałmużnę, ale mało kto udzielał im wsparcia. Częściej obrzucano ich obelżywymi słowami. Dziwiono się: jak można porzucić swoje dobra i prosić o wsparcie innych – „objadać” ich. Uważano ich za szaleńców lub ludzi bardzo naiwnych. Odwracali się od nich nie tylko krewni ale również ich rodzice.
Wobec tego Gwidon, biskup asyski, do którego Franciszek często udawał się po radę, był zmartwiony takim obrotem sprawy. W trosce rzekł: „Wasze życie wydaje mi się zbyt ciężkie i surowe, nic bowiem nie posiadacie na tym świecie”. A Biedaczyna mu na to: „Panie! Gdybyśmy mieli jakieś posiadłości, potrzebna byłaby nam broń, by ich strzec. A przecież stąd wypływają spory i procesy, bo bogactwo zwykło stwarzać tyle przeszkód w miłości Boga i bliźniego. Dlatego nie chcemy posiadać na tym świecie żadnego dobra doczesnego” (3 T 25,5-7). Biskupowi spodobała się ta dojrzała odpowiedź Bożego męża, bo przecież pragnąc żyć Ewangelią, wzgardził ziemskim dobrami i w swych regułach zaleca szczególnie ubóstwo.
Jego pochwałę zawarł w Regule: „W tym jest dostojeństwo najwyższego ubóstwa, że ono ustanowiło was, braci moich najmilszych, dziedzicami i królami królestwa niebieskiego; uczyniło ubogimi w rzeczy doczesne, a uszlachetniło cnotami (por. Jk 2,5). Ono niech będzie cząstką waszą, która prowadzi do ziemi żyjących (por. Ps 142,6). Do niego, najmilsi bracia, całkowicie przylgnąwszy, niczego innego dla imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa nie chciejcie nigdy na ziemi posiadać” (2 Reg 6,4-6).
Swych braci zachęcił, by idąc przez świat, zwiastowali ludziom pokój i raczej przykładem swego życia niż słowem nakłaniali ich do czynienia pokuty za swoje grzechy. „Nie bądźcie strwożeni tym, że jest was niewielu i jesteście niewykształceni; ale po prostu i bez obaw głoście pokutę, ufając Panu, który zwyciężył świat” (3 T 10,3).
Wśród Franciszkowych słuchaczy był także brat Morico, zwany „malcem” (il piccolo) dla swego niskiego wzrostu.
Przed rozesłaniem Franciszek każdego z nich przytulił do swego serca, mówiąc: „Zrzuć swą troskę na Pana, a On sam będzie się troszczył o ciebie”. Po czym ich rozesłał.
Brat Morico – jak podkreśla żyjący w XV wieku brat Giacomo Oddi – „był człowiekiem wielkiej modlitwy, pobożności i kontemplacji. I takie prowadził życie aż do swojej śmierci. Wtedy przeszedł z tego życia do Pana, odznaczając się wielką świętością” (Franceschina, II, p. 275).
Niektórzy kronikarze utrzymują, że Morico umarł 30 marca 1236 roku w Orvieto; inni zaś podają, że w Asyżu, obok klasztoru św. Franciszka.