Największym szczęściem, jakie przyniesie ze sobą Emmanuel, to uwolnienie od niewoli grzechu. Właśnie po ten argument sięga Anioł Pana, by nakłonić Józefa do pozostania z Maryją. Tylko taki człowiek uraduje się „zbawieniem od grzechu”, dla którego grzech jest największym nieszczęściem. Ludziom na grzech zobojętniałym, do szczęścia wystarczy „gwiazdka”. Trzeba bardzo chcieć być wolnym od grzechu, bo wtedy nie tylko Boże Narodzenie przeżywa się piękniej i głębiej. Chrystus przynosi perspektywę życia z Bogiem. Chrystus jest Emmanuelem, czyli Bogiem z nami wtedy, kiedy osobiście doświadczamy „zbawienia od grzechu”. Chrystus nie może zagościć w sercu człowieka, dla którego grzech nie jest problemem. Taki człowiek żyje sobie spokojnie, nikomu krzywdy nie robi, inni może go nawet chwalą. Ktoś taki jednak nawet nie przeczuwa, jak bardzo mógłby być szczęśliwy, jak wiele dobra mógłby uczynić, gdyby zadbał o czyste serce, gdyby doświadczył obecności Chrystusa. To nie sam grzech jest problemem, ale to, że człowiekowi grzech nie przeszkadza. Tam, gdzie jest grzech, tam Chrystus nie może być Emmanuelem. Nie może podzielić się z człowiekiem największym dobrem: Zbawieniem do grzechów. Nie jest Mesjaszem, którego przyjścia oczekuje się z tęsknotą. W sumie po co przychodzi, skoro nie jest potrzebny?
Warto zastanowić się, jakie byłoby moje życie, gdyby nie byłoby w nim żadnego grzechu? Właśnie taką perspektywę obiecuje Chrystus – Bóg z nami. Sprawy oczywiście się komplikują, gdy ktoś polubił jakąś grzeszną postawę, albo gdy uznał, że coś nie jest grzechem, albo też nic go nie obchodzi, czy coś jest grzechem, czy nie. Wtedy święta można spędzić gdziekolwiek i jakkolwiek, bo wszędzie można chodzić z czerwoną czapeczką krasnala. A Boże Narodzenie będzie tylko pretekstem do dwudniowej imprezy.
Słowo mówi mi, że mogę zostać zbawiony od moich grzechów Chrystus przyszedł właściwie tylko po to. Ci, których zbawienie od grzechów interesuje, mają Boże Narodzenie zawsze, gdy od konfesjonału odchodzą „zbawieni do swoich grzechów”.