Obraz autorstwa stockking na Freepik
To przysłowie niegdyś przytaczane dzieciom, gwoli zachęcenia do pilnej nauki, dziś wydaje się tracić swą wymowę oraz siłę oddziaływania. Przede wszystkim dlatego, że obecnie Jaś ma możliwość zdobywania wiedzy ograniczonej chyba tylko zasobami portfela rodziców i własnymi chęciami, rzecz jasna. Po wtóre zaś, jeśli Jaś zmądrzeje, co jest zjawiskiem wielce chwalebnym, jak również wysoce pożądanym, ma nadal wiele możliwości uzupełnienia lub też podwyższenia swych kwalifikacji.
Tomasz z Celano, któremu zawdzięczamy aż dwa obszerne życiorysy św. Franciszka, ukazuje młodzieńca, będącego gdzieś mniej więcej w połowie drogi między moralnym upadkiem, a choćby tylko przyzwoitym poziomem doskonałości chrześcijańskiej. Odnośnie do jego obyczajów powie, że były one „światowe”, co komplementem jednakowoż nie było. Mówiąc jeszcze inaczej, młody Bernardone nie zapowiadał się na mistyka i nic zgoła nie wskazywało, że dokona reformy w Kościele, wprowadzając doń nową formę życia konsekrowanego, mianowicie zakon żebraczy. Pozostaje jednak faktem, że tak się stało. Sięgnął także wyżyn mistyki, choć nie od razu i nie jako nastolatek. Jan Bernardone stał się św. Franciszkiem, ale gdyby był porządnym, uczciwym i szanowanym właścicielem firmy „Bernardone i synowie” – przecież nie twierdzilibyśmy, że życie zmarnował. Może by się i zbawił. To wielce prawdopodobne.
Tymczasem jednak inną obrał drogę. Dlaczego? Myślę, że uznał, iż warto, choć nie o bojowego rumaka i zbroję będzie już chodziło. Chociaż w lochach Perugii aż nadto boleśnie przekonał się, że nietęgi z niego żołnierz i pozbył się złudzeń co do kariery rycerskiej, przecież jedno w nim Pan miłosiernie zachował: gotowość do szukania, eksperymentowania, do uczenia się, bo przecież życie to nauczyciel najlepszy.
My natomiast, rezerwując możliwość nauczenia się czegokolwiek tylko dla Jasia, hołdujemy aż nader często wygodnictwu; z utraconych złudzeń czynimy złotą regułę życia i wzajemnie przekonujemy się, że przecież „teraz nic się nie da zrobić”. Najchętniej zmienilibyśmy przysłowie, aby móc twierdzić, że Janowi nie wypada albo, jeszcze lepiej, nie wolno podejmować działań zastrzeżonych tylko dla Jasia.
Wielkość Franciszka nie na uwielbieniu tylko dla kwiatków i ptaszków polega, lecz na tym, że się ciągle jeszcze czegoś chce od Pana Boga nauczyć. Celano udokumentuje tę jego pilność w nauce: „Szukał zawsze odpowiedniego miejsca, gdzie mógłby łączyć się ze swoim Bogiem nie tylko duchem, ale także poszczególnymi członkami. A jeżeli nieoczekiwanie czuł, że Pan go nawiedza, aby nie pozostać bez celi, czynił sobie małą celę z płaszcza. A jeżeli czasem nie miał go przy sobie, zakrywał twarz rękawem, by nie ujawniać ukrytej manny. Zawsze stawiał między sobą a innymi jakąś rzecz, aby nie zauważyli jego spotkania z Oblubieńcem; mógł w ten sposób modlić się niewidoczny, nawet pośród tysiąca przeszkód, jakby na bocianim gnieździe. W końcu, jeżeli nie mógł uczynić niczego takiego, czynił ze swej piersi świątynię”. Podobnie Abram uczył się w sile wieku od Boga i tak go ta nauka odmieni, że będzie nowym człowiekiem – Abrahamem. Także Szaweł nie wpełznie pod twardą skorupę nauk zaczerpniętych u stóp Gamaliela, lecz będzie słuchał nauki Pańskiej od Ananiasza, a potem sam Chrystus przemówi do jego serca i tak oto zrodzi się Paweł.
Mówiąc uczenie, wielkość Franciszka polega na zdolności zakwestionowania siebie. Rzadka to cnota, często deptana rytualną formułą: „Tak zawsze było”. Zakwestionować siebie, to potrafić pytać, czy mogę coś jeszcze ze swoim życiem zrobić. Przecież Franciszka przyjęli mnisi od św. Benedykta, a jednak u nich nie został. Kwestionować siebie, to ciągle chcieć czegoś bardziej, niż to, co już osiągnąłem. To bez ustanku pytać Stwórcę, co jeszcze mogę uczynić. Kwestionować siebie, to iść w stronę Boga, który jest źródłem wszelkiej świętości, czyli doskonałości.
Franciszek przede wszystkim szukał Boga i nie tylko chodziło tu o ubóstwo, o które spierali się potem bracia, jak i zresztą o całe jego dziedzictwo. Chcieli doskonalej zachowywać jego ducha. Sięgali przy tym wyżyn świętości, ale bywało, że także błądzili, szukając bardziej własnej chwały aniżeli Boga. Franciszek zaś przez całe swe życie uczył się Go i było z nim tak, jak mówi Pismo, że kto mądrości szuka, wszystko inne z nią niejako przy okazji otrzyma. Dlatego jednał ludzi z Bogiem i między sobą, dlatego sokół budził go na Alwerni, nie bały się go zwierzęta… To wszystko działo się przy okazji uczenia się Boga. Franciszek wiedział również, że za ziemskiego życia nie uczyni tego w pełni i do końca. Dlatego nie bał się siostry śmierci, rozumiejąc, że kiedyś w końcu trzeba zmienić miejsce nauki… Naprawdę wielcy staniemy się dopiero w domu Ojca. Okazuje się, że są i takie prawdy, które tylko Jan może opanować, a mądrości nie mierzy się wiekiem. Święty Franciszek, zmieniając miejsce nauki z ziemi na niebo, dożył 45 lat, z czego 20 lat czynił pokutę. Swym naśladowcom zostawił wielkie przypomnienie prawd najprostszych, że trzeba chcieć przyjść do Boga – Nauczyciela i zapytać pokornie: „Panie, co chcesz, abym uczynił?”. Przy czym wiek pytającego nie ma tu żadnego znaczenia…