Obraz autorstwa Freepik

Pan Jezus polecił apostołom, a poprzez nich wszystkim wierzącym w Niego modlić się o to, żeby przyszło królestwo Boże. Jednocześnie ostrzegał: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36). Ma ono zupełnie inny charakter aniżeli królestwa ziemskie. „Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). Pięknie określa charakter królestwa Bożego prefacja o Chrystusie, Królu Wszechświata: „aby (Jezus) poddawszy swej władzy wszystkie stworzenia, przekazał nieskończonemu majestatowi Twojemu wieczne i powszechne królestwo: Królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości miłości i pokoju”. O takie królestwo „walczy” na ziemi Chrystus Król. To jest królestwo, o które Jezus kazał się modlić: „przyjdź królestwo Twoje”. Postawa chrześcijańska to postawa ludzi pragnących królestwa Bożego na świecie, szukających go, a nawet zabiegających o nie, ale zawsze na sposób Jezusa. Można się więc modlić i zabiegać, a nawet oddawać za nie życie, jak uczył Chrystus i Jego apostołowie, ale nigdy dla umocnienia jego nie wolno sięgać po miecz.

Święty Franciszek z Asyżu tak się modlił, odmawiając „Ojcze nasz”: „Przyjdź królestwo Twoje: abyś Ty królował w nas przez łaskę i doprowadził nas do Twego królestwa, gdzie będziemy Cię oglądać bez zasłon, miłować doskonale i w radosnym zjednoczeniu cieszyć się Tobą na wieki”. Prośba „przyjdź królestwo Twoje” służyła w średniowieczu często dla usprawiedliwienia roszczeń do panowania nad innymi krajami. „Królestwo Boże” bywało zbyt łatwo utożsamiane z „Kościołem” i tym samym z polityczną dominacją. W porównaniu z tym interpretacja Franciszka stanowi godny uwagi kontrast. Podobnie jak w czasie wojny pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami, Biedaczyna próbował spełnić rolę pośrednika i w tym celu odważył się dotrzeć aż do sułtana (1 Cel 56-57), tak również tutaj królestwo Boże pojmuje w znaczeniu duchowym, a nie terytorialnym. Nie mówi o zdecydowanym szerzeniu wiary czy wręcz o ponownym zdobyciu Jerozolimy – co było bądź co bądź podstawowym zamiarem papieża i celem ówczesnych wypraw krzyżowych – lecz o królestwie Bożym w człowieku: ono jest w was. Dzięki łasce Bożej ono w nas się rozpoczyna. Sam Bóg jest tym, który pozwala nam przyjść do swego królestwa, tzn. do Niego, do wiecznej wspólnoty z Nim. Polega ona na tym, że Boga, którego pragniemy poznać na ziemi, będziemy tam oglądać „bezpośrednio”, w całej pełni. Spotkanie twarzą w twarz spowoduje, że płomień miłości rozgorzeje w nas buchającym ogniem. To oglądanie Boga prowadzi do zjednoczenia z Nim tak, że możemy cieszyć się Nim bez jakichkolwiek ograniczeń.

U Boga, będącego celem ludzkiej tęsknoty, osiąga się ostatecznie to, o co Franciszek modlił się przed krzyżem świętego Damiana: doskonałą miłość. Jest to miłość między człowiekiem i Bogiem, z pewnością jednak także miłość międzyludzka, jak ukazuje to wyrażenie „błogosławiona – szczęśliwa społeczność”. Uszczęśliwiająca wspólnota, szczęśliwe społeczeństwo jest tam, gdzie powstaje królestwo Boże. A powstaje ono tam, gdzie ludzie wzajemnie się uszczęśliwiają i w taki sposób sprowadzają niebo na ziemię.

Królestwo Boże było centralnym tematem nauk Chrystusa podczas Jego publicznej działalności, a jego założenie i ustalenie tutaj, na ziemi, a także w niebie – istotnym celem Jego posłannictwa. Jezus nauczał przede wszystkim w swoich przypowieściach i alegoriach i to z różnego punktu widzenia. Przyrównywał je do ziarna gorczycznego i zaczynu (Mt 13,31-34), do ziarna zasianego w glebę (Mt 13,1-9), do drogocennej perły i ukrytego skarbu w ziemi (Mt 13,44), do sieci zarzuconej w morze (Mt 13,47-50), do uczty królewskiej (Mt 22,1-14) i światła świecącego na górze (Mt 25,1-13), do talentów (Mt 25,14-30). Jednakże ani nie określił konkretnie tego pojęcia, ani nie podał jego definicji. Królestwo głoszone przez Pana Jezusa pełne jest dziwnych i tajemniczych przeciwieństw. Jest ono bowiem i wewnętrzne, i zewnętrzne: niewidzialne i widzialne: jednostkowe i zbiorowe: na tej ziemi, a nie z tej ziemi. Wewnętrzne w tym znaczeniu, że rozwija się przede wszystkim w duszach ludzkich. Niepodobna stać się jego uczestnikiem bez wewnętrznego odrodzenia (J 3,5) i bez wewnętrznych aktów (Mt 5,3; Mk 1,15; 9,4). Można do tego odnieść słowa Jezusa: „Królestwo Boże w was jest” (Łk 17,21). Ale królestwo to jest równocześnie i zewnętrznym, jako że do dostąpienia obywatelstwa w nim i do prawa korzystania z jego dóbr potrzebne są pewne znaki zewnętrzne, jak wyznanie wiary i chrzest święty (Mt 10,32; Mk 16,16) oraz inne sakramenty. Jest to królestwo niewidzialne i widzialne. Jest niewidzialne, bo sam Król jest niewidzialny (1 Tm 1,17); bo dobra królestwa są niewidzialne – łaska. Ale jest ono i widzialne, bo Król ustanowił swoich widzialnych zastępców (Mt 16,18; 18,17); bo widzialne są środki łaski (sakramenty), bo obywatelami są widzialni ludzie. Jest ono również jednostkowe i zbiorowe. Jednostkowe, bo każda dusza ma być osobnym królestwem, każdą chce Boski Król przyjąć pod berło swej miłości, w każdej pragnie założyć stolicę miłosierdzia i łaski. Ale jest i zbiorowe, bo stanowi owczarnię, w której jest wiele owieczek (Łk 15,3; J 10,16). Jest winnicą, gdzie pracuje wielu robotników (Mt 20,1). Jest podobne do godów królewskich, na które wielu gości zaproszono (Mt 22,1). Owszem, jest jedynym, tajemniczym organizmem. Królestwo Boże jest na tej ziemi, choć nie z tej ziemi pochodzi i nie ta ziemia stanowi jego ostateczne przeznaczenie. Jest na tej ziemi, bo już ponad dwadzieścia wieków przemocy gwałt cierpi (Mt 1,12); bo podobne do niwy, na której wraz z kąkolem rośnie pszenica (Mt 13,24-25); do niewodu zagarniającego dobre i złe ryby (Mt 13,47); do panien mądrych i nieroztropnych (Mt 25,1-3). Znajduje się więc na ziemi, bo w niebie nie może być dobrych i złych, mądrych i nieroztropnych, nie jest jednak z tej ziemi, co wyraźnie mówi Jezus (J 18,36). Ani Król nie pochodzi z ziemi, ani dobra Jego nie są dobrami ziemskimi, ani poddani nie mają tu stałego mieszkania (Hbr 13,14).

Już z tych przeciwieństw wynika, jak trudno jest uchwycić istotę tego królestwa, a tym bardziej zdefiniować. Nam chrześcijanom po tylu wiekach łatwiej to przychodzi. O wiele trudniej było to zrozumieć przeciętnemu Izraelicie, który powstanie i charakter królestwa mesjańskiego przedstawiał sobie całkiem inaczej, niż nauczał Pan Jezus. Dlatego Zbawiciel cierpliwie wykładał naukę o królestwie w przypowieściach. Wyjaśnienie ich daje jednak tylko tym, którzy szczerze zainteresowali się sensem przypowieści. Wynika również z tych przeciwieństw, jak przedziwne jest to królestwo, zarówno gdy rozpatruje się je od strony składników, jak gdy patrzy się na nie jako na zbiorowość. Królestwo to przedziwne jest w swych częściach składowych i w dobrach, jakie przynosi, a także w pomieszaniu dobrych ze złymi.

Królem tego królestwa jest sam Bóg! Wielki, Święty, Wszechmocny, Wspaniały, Dobry, Miłosierny, Ten, „który jest w niebie”. Jest On Ojcem naszym. Mówi do nas Jezus: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). Zbawiciel jest konsekwentny: królestwo, o którego przyjście prosimy, jest królestwem Tego, którego nazywamy Ojcem. „Ojcze nasz, który jesteś w niebie… przyjdź królestwo Twoje”.

Jezus, pierworodny spośród braci (Rz 8,29), rozciąga swą władzę nie na sposób królestw ziemskich, ale jako Brat najlepszy, w duchu Ojca, a więc w duchu miłości. Syn Boży, „który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów i uczynił nas królestwem” (Ap 1,5-6). Uczynił nas królestwem nie zewnętrzną przemocą, ale przedziwną mocą swej miłości. Miłość czyni codziennie niewidzialne podboje, większe i wspanialsze niż podboje wszystkich królów świata: Jezus bierze w słodką niewolę serca i umysły ludzkie, a one oddają się dobrowolnie Jego panowaniu, bo tylko pod tym panowaniem spodziewają się zaspokoić swe ukryte i liczne tęsknoty. Serce ludzkie pożąda takiego królestwa, w którym panuje wolność, nie kajdany; prawda, nie kłamstwo; sprawiedliwość, nie gwałt; życie, nie śmierć; świętość, nie grzech; miłość, nie nienawiść; pokój, nie wojna.

Wiecznie pragniemy być wolnymi. I największą mękę naszemu życiu przynosi to, że czując w sercu ogromne pragnienie wolności i swobody, stale jesteśmy niewolnikami. Niewolnikami siebie samych, a więcej jeszcze innych; niewolnikami powodzenia i nieszczęścia, radości i bólu. Jako zaprzedanym grzechowi, występki nasze są dla nas nieubłaganymi tyranami. Pożądliwość zakuwa nas pod upokarzające swe jarzmo. I człowiek stale zakuty w kajdany, stale niewolny, wzdycha żałośnie do upragnionej wolności i z głębi swego wiezienia podnosi rozdzierający głos: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli?” (Rz 7,24). Zdobywa się na tysiączne wysiłki, by zerwać więzy, tłucze nieraz z wściekłością nielitościwe mury, które go trzymają, a z porywów tych nie rodzi się nic, tylko znużenie i rozpacz. Oto człowiek, którego Jezus nie wyzwolił.

Ale gdy dał się słyszeć głos Zbawcy, człowiek odzyskał wolność. Jak mówi św. Paweł – „ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5,1). Nic go już nie zakuwa w kajdany, nic nie więzi, więc wydaje z siebie ten krzyk wielkoduszny, całemu światu rzuca to wyzwanie: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” (Rz 8,35). Któż potrafi mię wydrzeć z rąk Syna Bożego, który jest moim Wybawcą, który wyzwala mnie ze wszystkich mych niewoli, który na zawsze rozrywa wszystkie moje więzy?

Na dnie ludzkiego serca odzywa się też gwałtowny głód prawdy. Człowiek pragnie żyć w prawdzie, czuje odrazę do tych, co go okłamują. Ciągle podlega błędowi. Mądrość tego świata, pełna fałszywych obietnic i mamiących świateł, wkrada się bez przerwy do duszy człowieka. Ona to chce we wszystkim mieć ostatnie słowo. Za naszych zwłaszcza dni kłamstwo, jeśli prowadzi do celu, staje się nieraz równie dostojne jak prawda. W rezultacie zachwiał się moralny stosunek do prawdy, a słowo ludzkie straciło swój walor. Ludzie często ulegają błędom i niewiedzy. Nie wiedzą nic o Bogu i nieraz chlubią się z tego, uważając się za postępowych i wyzwolonych. Mówiąc, że są mądrymi, głupimi często się stali (Rz 1,22). Wyzwolenie od błędu znajduje człowiek w królestwie Chrystusowym, które jest „królestwem prawdy”. Sam Król jest istotną Prawdą (J 14,6), A kto za Nim chodzi, nie chodzi w ciemności (J 8,12). Jezus pragnie, by Jego Duch nauczył nas wszelkiej prawdy (J 16,13). Jego wyznawców prawda wyswobodzi od wszelkiego kłamstwa (J 8,32), bo szkodzić im już nie będzie ten, który jest ojcem kłamstwa (J 8,44).

Niech przyjdzie królestwo prawdy! To okrzyk duszy dzisiejszego człowieka. Bez prawdy zaczynamy się dusić. Błagamy o nią jak o chleb, jak o powietrze. Dlatego mówiąc „przyjdź królestwo Twoje”, modlimy się o prawdę dla wszystkich. Modlimy się za tych, którzy prawdy szukają w kontemplacji, w mistyce, w modlitwie. Za tych, którzy próbują zgłębić prawdę o Bogu i o świecie, którzy chcą widzieć, aby ujrzeć i słyszeć, aby pojąć. Za uczonych, filozofów i teologów, za tych, którzy badają tajemnice przyrody. Za artystów, którzy po to kontemplują dziwy świata i zagadkę człowieka, by je wyrazić i ukazać. Za działaczy, polityków i praktyków, którzy usiłują zrealizować prawdę i wcielać ją w konkret życia ludzkiego. Za każdego człowieka, bo przeznaczeniem każdego jest żyć w prawdzie, dążyć do niej i w nią wierzyć. Za sceptyków i agnostyków, za błądzących i szukających, za wszystkich ludzi wołających o prawdę, a także za tych, co już wołać przestali.

Królestwo Boże zaspokaja też w nas w przedziwny sposób pragnienie miłości. Taka jest natura serca ludzkiego. Pragnie ono kochać wielką miłością i takąż miłością być kochane. Pragnie nawet zagubić się w przedmiocie swej miłości, pragnie przemienić się w to, co miłuje. Mimo to głodne jest serce ludzkie, bo szuka miłości tam, gdzie je nie ma, gdzie jest lub tylko pozostanie przejściowo. Królestwo Boże to królestwo miłości, a Miłością istotną jest Król (2 J 4,8). Pomiędzy Nim a poddanymi widoczna jest stała wymiana miłości. Tylko w królestwie miłości znajdzie człowiek zaspokojenie jej pragnienia.

Nie tylko zresztą pragnienia miłości, ale w ogóle wszelkich czystych pragnień budzących się w duszy ludzkiej. W królestwie pokoju panuje cisza i spoczynek. Pokój to stan, w którym wszystkie dążenia osiągnięto, wszystkie pragnienia zaspokojono. Wtedy rodzi się stan szczęścia. Za szczęściem goni człowiek bez znużenia, bez wytchnienia, bez pamięci. Niespokojnie biegnie od jednego przedmiotu do drugiego, by rozczarowany, szukać dalej tego, czego ciągle pragnie i wołać znów wraz z marnotrawnym synem: „a ja tu z głodu ginę” (Łk 15,17). A ponieważ nigdzie pełnego szczęścia nie znajduje, jest niespokojny i tak długo będzie w takim stanie, dopóki nie spocznie w królestwie pokoju. Król ten przepełniony jest myślami i zamiarami „pełnymi pokoju, a nie zguby” (Jr 29,11) i karmi lud swój zdrojem słodyczy, zaspokajającym tęsknoty ludzkie i tryskającym na żywot wieczny (J 7,38).

Człowiek pragnie również sprawiedliwości. Sam Bóg zaszczepił w nim to pragnienie, stąd każdy z nas odczuwa dotkliwie wszelką doznaną niesprawiedliwość, wszelką wyrządzoną krzywdę. Ale i tu to właśnie serce ludzkie jest terenem, na którym dzieje się wszelka niesprawiedliwość. Tu bywa nie tylko odczuwana wszelka krzywda, ale i rodzi się wszelka nieprawość: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7,21-22). Pragnienie sprawiedliwości może być zaspokojone tylko w królestwie sprawiedliwości. Tam na tronie zasiada Król sprawiedliwy (2 Tm 4,8), który uczy, że należy wypełnić wszelką sprawiedliwość (Mt 3,15). Toteż lud Jego wszystek sprawiedliwy (Iz 60,21). „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5,6).

Powie ktoś, że to czysta teoria. Gdy na świecie widzi się tyle niesprawiedliwości, gdy trony i pomniki władców stoją nierzadko na krzywdzie i krwi ludzkiej, gdy nawet wśród wyznawców Chrystusa tak często widać łamanie sprawiedliwości, powstaje pytanie, jak Bóg Ojciec może tolerować tyle zła na świecie, jak może dopuszczać zło wśród członków królestwa sprawiedliwości? Czemuż Król sprawiedliwy i wszechmocny nie ukróci gwałtów i krzywd tak często popełnianych? Chrystus odpowiada przypowieścią o kąkolu: na Bożej roli zło zasiali „synowie Złego” (Mt 13,38). Dlaczego jednak pozwala na to Boski Siewca? Pytanie narzuca się samorzutnie, jak pytanie dlaczego istnieje „zło i ból świata”. Z tego zaś pytania łatwo zrodzić się może zniechęcenie, a nawet sprzeciw i bunt, jeżeli nie wniknie się głębiej w naturę istot stworzonych. Są one z natury swej niedoskonałe. Pełnia doskonałości znajduje się tylko w Tym, „który jest”, czyli który obejmuje pełnię bytu. Ze swej doskonałości udziela Bóg istotom stworzonym, ale udziela w ograniczonej mierze. Dlatego nie ma na ziemi istot doskonałych. Podobnie ma się rzecz z całym światem stworzonym. Nie jest to świat doskonały. Gdy weźmiemy pod uwagę człowieka, widzimy, że największym darem, jaki otrzymał od Stwórcy, jest dar wolnej woli. Ale z chwilą gdy to stwierdzamy, widzimy zaraz, że skoro człowiek ma wolną wolę, to trzeba się liczyć z jej nadużyciem przez wolnego człowieka i to z nadużyciem nie tylko przeciw bliźniemu, ale przeciw samemu Stwórcy. Przyznanie wolnej woli człowiekowi to wielka „odwaga” ze strony Boga! Czemu zatem obdarza On tym ryzykownym darem człowieka? Bo w swej mądrości osądził, że lepiej jest ze złego wyprowadzić dobro, niż w ogóle zła nie dopuścić. Bóg bowiem nie chce od stworzenia hołdów niewolnika, lecz miłości dziecka. Jedni ludzie odpowiadają miłością, inni nieposłuszeństwem wobec Boga i niesprawiedliwością wobec bliźnich. Człowiek chciałby zaraz wyplenić „kąkol”, by nie zagłuszył pszenicy. Czemuż mamy czekać aż tak długo, aż do żniw? „Byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa” (Mt 13,29-30). Rzeczywiście, drogi Boże nie są drogami naszymi (Iz 55,8). Z nieskończonością wiekuistego Boga łączy się tu, na ziemi zdumiewająca cierpliwości, a w nieskończoności nieubłagana konsekwencja. Kto się do końca odwraca od Boga, nadużywając wolnej woli, ten od Niego odwrócony zostanie na zawsze. Według nauki Chrystusa, jak na świecie w ogóle, tak w Jego królestwie na ziemi będzie zawsze istniała możliwość nadużycia wolności. Chrystus powiedział odnośnie do walki duchowej te pamiętne słowa: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10,34). Zadanie walki ze złem spoczywa na wszystkich uczniach Jezusa. Ale ta walka ma być prowadzona zgodnie z Jego duchem, a więc godnie. Nieraz bowiem trzeba będzie znosić cierpliwie niegodziwość ludzką. Zły istniej po to, aby się potem poprawić albo po to, żeby przez niego dobry się wyćwiczył (św. Augustyn). Prawdziwe streszczenie katolickiej postawy wobec zła płynącego od ludzi dał św. Paweł, wypowiadając krótką zasadę: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

A zatem niech przyjdzie królestwo Twoje, by książę tego świata precz był wyrzucony. Ale nie wystarczy tęsknić i prosić. Królestwo Boże wymaga czynnego wkładu wszystkich synów i córek Ojca niebieskiego. Mają oni być w królestwie współpracownikami. Wzrastać mają wszyscy. Ani wiek, ani stanowisko nie zwalnia nikogo z obowiązku ustawicznego wzrostu.