Święty na dziś – Boże Narodzenie

Boże Narodzenie

Wcielenie i narodzenie Chrystusa jest początkiem dzieła zbawienia ludzkości. To niepowtarzalne wydarzenie stanowi ośrodek ludzkich dziejów. Tajemnica Chrystusa przenika wszystko: wszystkich ludzi, wszystkie czasy i cały wszechświat. Chrystus ne przyjął człowieczeństwa idealnego, lecz stał się podobny we wszystkim do nas – oprócz grzechu. Niepojęta jest głębia tego wydarzenia.

Dziś pochylamy się, by uwielbiać nieskończoną dobroć Boga, który tak umiłował świat, że dał swego Jednorodzonego Syna. Okazała się więc łaska Boga, przynosząca zbawienie wszystkim ludziom. Zajaśniało nad nami światło, które rozprasza wszelkie ciemności. Jezus Chrystus przychodzi na świat, aby głosić królestwo prawdy, sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Przed wszystkimi innymi uroczystościami z niewysłowionym zapałem obchodził Narodzenie Dziecięcia Jezus. Twierdził, że jest to święto na świętami, bo wtedy Bóg, stawszy się dziecięciem, zawisł u piersi ludzkich. Obrazy owych niemowlęcych członków całował zgłodniałą myślą, a współczucie z Dzieciątkiem, rozlane w jego sercu, kazało mu słodko szczebiotać, jak to czynią małe dzieci. To imię w jego ustach było słodkie jak miód.

Gdy rozprawiano o wstrzemięźliwości od potraw mięsnych w Boże Narodzenie, ponieważ wypadł właśnie w piątek, odpowiedział bratu Morico, mówiąc: “Bracie, grzeszysz nazywając piątkiem dzień, w którym narodził się Jezus Dziecię. Chcę, żeby w tak wielkim dniu nawet ściany jadły mięso, a skoro nie potrafią, to przynajmniej z wierzchu trzeba je nim natrzeć!”

Chciał, aby w tym dniu bogaci karmili do syta ubogich i głodnych, a wołom i osłom by dawano więcej obroku i siana, niż zwykle. Mówił: “Gdy kiedyś będę rozmawiał z cesarzem, to poproszę go o wydanie powszechnej ustawy, by w dniu tak wielkiej uroczystości wszyscy, którzy mogą, rozrzucali po drogach ziarno i zboże dla nakarmienia ptasząt, a zwłaszcza braci skowronków.” (2 Celano 199-200)

“Należy ze czcią zachować w chwalebnej pamięci to, co trzeciego roku przed dniem swej chwalebnej śmierci, w pobliżu Greccio, uczynił Franciszek – w Dzień Narodzenia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Żył w owej ziemi mąż, zwany imieniem Jan, dobrej sławy i jeszcze lepszego życia, którego błogosławiony Franciszek umiłował szczególną miłością, bowiem choć był on szlachetnego rodu i cieszył się na swej ziemi szacunkiem, wzgardziwszy szlachetnością ciała, poszedł za szlachetnością duszy. Jego to błogosławiony Franciszek kazał do siebie przywołać, prawie na 15 dni przed Bożym Narodzeniem, i powiedział mu: “Jeśli pragniesz, byśmy w Greccio obchodzili nadchodzące święto Pana, pośpiesz się przygotować i to, co ci powiem, spełnij pilnie. Pragnę bowiem uczcić pamięć owego Dziecięcia, które narodziło się w Betlejem; dziecięce niewygody i wyrzeczenia, jakie Pan znosił, gdy został złożony w żłobie i gdy leżał położony na sianie w obecności wołu i osła, pragnę ukazać, na ile to będzie możliwe, dla cielesnych oczu”.

Słysząc to, mąż dobry co prędzej pobiegł i wszystko na wskazanym miejscu przygotował, jak nakazał Święty.

Nadszedł dzień radości, dzień wesela. Z wielu miejsc zostali wezwani bracia. Mężowie i niewiasty owej ziemi z radością serca przygotowali, wedle możności, świece i pochodnie dla oświetlenia nocy, która błyszczącą gwiazdą oświetliła wszystkie dni i lata. Przybył wreszcie Święty Boży, a znalazłszy wszystko przygotowane, ucieszył się. Przygotowano żłób, kładąc w nim siano, a do groty wprowadzając wołu i osła. Prostota otoczona jest czcią, wywyższone zostaje ubóstwo, zalecona wszystkim pokora, a Greccio staje się jakby nowym Betlejem.

Noc, oświetlona jak dzień, staje się radosna dla ludzi i zwierząt. Przybywają ludzie i przeżywają nową radość przy nowym misterium. Las wypełania się głosami, a radującym się odpowiadają skały. Śpiewają bracia, oddając należną chwałę Panu; cała noc pełna jest radości.

Święty Boży stoi przed żłobem, pełen wzruszenia, przeniknięty uniesieniem i prawdziwą radością. Na żłobie odprawia się uroczysta msza św., w czasie której kapłan doznaje niezwykłej radości.

Franciszek, ubrany w dalmatykę, gdyż był diakonem, dźwięcznym głosem śpiewa Ewangelię. Jego głos jest żarliwy, słodki, jasny, zachęcający wszystkich do niebieskich pragnień. Głosi następnie stojącemu wokół ludowi kazanie – o narodzeniu ubogiego Króla i o małym mieście Betlejem wyraża się ze słodyczą. Często również, gdy chce nazwać Chrystusa imieniem “Jezus”, nazywa go po prostu “Dziecięciem z Betlejem”, z nadmiaru miłości, a wymawiając słowo “Betlejem” naśladuje jakoby beczenie baranka, napełniając usta swe nie tyle głosem, ile raczej słodkim wzruszeniem. Ilekroć wymawia “Dziecię z Betlejem” albo “Jezus”, tylekroć dotyka językiem warg, jak gdyby rozkoszując się słodyczą tych słów.

Mnożą się tam dary Wszechmogącego, a pewien mąż cnotliwy otrzymuje widzenie. Widzi bowiem w żłobie leżące Dzieciątko bez tchu, do którego przystępuje mąż boży i budzi je jakoby z głębokiego snu. Nie ma żadnej przesady w tym widzeniu, bo Dziecię Jezus w wielu sercach było zapomniane, lecz przez sługę swego Franciszka, dzięki pomocy łaski, zmartwychwstało i powierzone zostało troskliwej pamięci.

Po skończeniu uroczystego czuwania modlitewnego, wszyscy, pełni radości, wrócili do swoich domów.” (1 Celano, 84-86)

Boże, Ty w przedziwny sposób stworzyłeś człowieka i w jeszcze cudowniejszy sposób odnowiłeś jego godność, daj nam uczestniczyć w bóstwie Twojego Syna, który przyjął naszą ludzką naturę. Który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.