Obraz autorstwa Freepik
Przysłowie mądre, sławiące międzyludzką pomoc, jak również swoistą zaradność, umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Niby żartobliwe, a przecież mówiące o bardzo ważnej rzeczy: że można żyć, można sobie radzić, raz lepiej, raz gorzej, ale jednak zawsze – oraz o tym, iż zawsze mamy sobie coś do zaofiarowania w naszym niedostatku czy pośród nieszczęść, które nas dotykają. Jest to przysłowie także zachętą do działania, do szukania możliwości, do radzenia sobie. Podkreśla, że współpraca niewidomego z kulawym była „dobra”. To, co dziś jest przez nas z mozołem odkrywane, mianowicie wprowadzanie ludzi niepełnosprawnych w normalne życie społeczności, było od dawien dawna obecne w mądrości ludzkiej, której owocem jest przysłowie o niewidomym i kulawym. Za słowami tymi stoi mocno uzasadnione codziennym doświadczeniem przekonanie, że życie człowieka okaleczonego przez chorobę albo nieszczęśliwy wypadek jest nadal wartościowe, więcej jeszcze, ktoś taki może w wielu sprawach być przydatnym. Tego dowodem są niewidomi śpiewacy, obecni w wielu kulturach, będący nieocenioną skarbnicą mądrości. Bywali też władcy rządzący pomimo widocznego kalectwa.
Jest więc nasze przysłowie zachętą, aby nie zważać na prawdziwe czy urojone trudności i przeszkody, lecz po prostu żyć, działać, być twórczym. I nie trzeba być w tym supermężczyzną czy superkobietą; nie trzeba zawsze wygrywać i ze wszystkim sobie radzić. „Przegrywać czasem to normalna rzecz, upadać nisko, by się wyżej wznieść” – mówią słowa piosenki.
Przysłowie to zachowuje swoją aktualność także w dziedzinie wiary. Może pod wpływem wiersza Władysława Broniewskiego tkwi w nas przekonanie, że do nieba można iść tylko „prosto, czwórkami”, w dodatku ze śpiewem na ustach, jak żołnierze z Westerplatte. Tak też bywa. Według kronikarzy i świadków tak szli do Jezusa męczennicy, którzy wędrówkę do Niego zaczynali na arenie Koloseum czy w tylu innych miejscach. Ale czasami do nieba idzie człowiek jak patriarcha Jakub – utykając, nie zgadzając się z Bogiem ani trochę, jak prorok Jonasz, zbuntowany i z poczuciem krzywdy, jak Hiob, albo z bagażem przegranego życia jak żałujący łotr.
Warto pamiętać, że ważnym elementem Franciszkowej drogi do nieba była pokuta. Będzie się jej domagał w „Liście do wszystkich wierzących”. Wspólnotę ludzi żyjących w świecie nazwie wspólnotą „Braci i sióstr od pokuty”. Pokuta jest dla świętego Franciszka właśnie trudem nowego, lepszego życia. Taki też sens mają opowiadania o tym, jak Asyżanin nawrócił zbójców czy o pogodzeniu mieszkańców Gubbio z wilkiem. Chodziłoby o to, że można się wybrać w drogę do nieba, choćby się przez długie lata utykało w materii niejednego przykazania albo jeżeli było się ślepym i głuchym na Boże dary. Co więcej: na tej drodze można sobie wzajemnie pomagać i będzie to rzeczą dobrą.
Do świętego Franciszka przychodzili nie tylko święci; przybywali też ludzie z grzeszną przeszłością i po zawstydzających przejściach, którzy mieli za co pokutować. Pierwszym „kapelanem” nowo powstałej wspólnoty był ksiądz, który niekoniecznie świecił blaskiem wspaniałości cnót kapłańskich… Ale święty Franciszek uznał, że „taki” kapłan będzie „dobry”, dokładniej zaś: „wystarczająco dobry”, bo przecież nasze przysłowie, mądre i optymistyczne, pragnie przekonać, że nawet ktoś ociemniały lub pozbawiony w pełni sprawnych nóg nie staje się przez to „złym” czy „zbędnym” człowiekiem. Nawet jeżeli nie dane jest mu radować się 100% zdrowiem, to jednak jest on nadal „wystarczająco dobry” aby żyć, aby kochać i być kochanym.
Przysłowie o niewidomym i kulawym zaprasza do świętowania życia, każdego życia.
Tak rozumował również święty Franciszek. Nie czekał na urzędowa aprobatę. Zaczął żyć tak, jak Pan mu objawiał. Zaczął skromnie: „Pierwszym dziełem, do jakiego święty Franciszek przystąpił po uwolnieniu się spod ręki cielesnego ojca, było zbudowanie domu Bożego. Nie wznosił go od nowa, ale naprawiał stary. Nie obalał fundamentów, ale na nich budował. W ten sposób, chociaż nieświadomie, dawał pierwszeństwo Chrystusowi: „fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus”. „Kiedy wrócił na miejsce, w którym, jak powiedziano, dawnymi czasy zbudowano kościół świętego Damiana, przy pomocy łaski Najwyższego naprawił go pieczołowicie w krótkim czasie”.
Także Reguła Braci Mniejszych została zbudowana tak, aby była wystarczająco dobra. Ta pierwsza, zwana Niezatwierdzoną, składała się z kilku fragmentów Pisma św. Ta druga, zatwierdzona przez Honoriusza III w 1223 roku jest niewiele dłuższa. Święty Franciszek przez całe życie był przekonany, że zrobił tyle, ile mógł i tak jak potrafił. Przed śmiercią powiedział braciom: „Ja wykonałem moją część. Co do reszty, Duch Święty was pouczy”. Chciejmy być mocno przekonani, że nasze wędrowanie, nasze życie będzie piękne i dobre niezależnie od tego, z czym sobie jeszcze nie radzimy, co pozostaje silniejsze od nas, co nas boli i czego nie chcemy. Uwierzmy, że niewidomemu i kulawemu naprawdę dobrze się działo.