Franciszek i czterej bracia głoszący pokutę.
Ewangelia, Dobra nowina, ma to do siebie, że musi być głoszona nieustannie i wszędzie. Jest ona Prawdą nie da się ukryć. Podobnie jak Dobroć i Miłość ,pragnie się rozlewać po sercach ludzkich. Chrystus swoim życiem i nauczaniem żąda pokuty, tzn. nawrócenia, odmiany życia, refleksji nad samym sobą. Nie jest to nic nowego. To zwykłe przypomnienie prawdy, że człowiek pragnący spotkać się i zjednoczyć z Bogiem musi się upodobnić do Niego. Musi się zatem przemienić. Święty Paweł określa to dość jasno nawołując ,abyśmy zrzucili z siebie starego człowieka, a przyodziali w człowieka nowego, abyśmy z synów ciemności stali się synami światłości. Słowa bowiem Chrystusa są światłością, a ci którzy ich słuchają chodzą w światłości.
Można powiedzieć, że niemal każdy człowiek żyje w jakichś ciemnościach. Obowiązkiem jest nie dopuścić do tego, by te ciemności go ogarnęły. Razem bowiem z nimi przychodzi na człowieka to co najgorsze; smutek i melancholia. Brońmy się przed pokusą smutku, abyśmy nie stracili sprzed oczu tego co najważniejsze: sensu i celu swojego życia. Chrystus swoją nauką rozświetla mroki naszego życia, pragnie byśmy zawsze chodzili w smugach światła, które On zapalił na ziemi. Dlatego naszym obowiązkiem jest nie tylko wsłuchiwać się, ale i słuchać Jego słów światłości. Stale otwierać się na słowa, które przecież są Życiem i Prawdą. Otwieranie się zaś na jego naukę to nic innego jak tylko ciągłe nawracanie się, udoskonalanie siebie. Pobudką do spełniania tego niech będą słowa, które Chrystus ciągle kieruje do nas: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest Królestwo niebieskie” (Mt 4,17).
U zarania franciszkańskiego życia do słowa „pokuta” – „nawracanie się” przywiązywano szczególną uwagę. Franciszek, pisząc u schyłku życia testament, streścił swój wielki ideał w krótkim zdaniu: „Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty”. Owo życie pokuty było nade wszystko tym, do czego całe Zycie, prowadzony przez Boga, usilnie dążył i co ukazywał jako ideał swym siostrom i braciom.
Słowo „pokuta” rozumiane jest dzisiaj niestety w sposób bardzo zawężony, przede wszystkim w sensie zewnętrznych aktów pokutnych, czyli tego, na co zdobywa sięgam człowiek. Kojarzy silono mimowolnie z postami i umartwieniami, za pasami pokutnymi i innymi surowymi praktykami, służącymi podporządkowaniu ciała duchowi. Biedaczyna, którego cały wysiłek i myśl ukierunkowane były na życie w pokucie z pewnością praktykował te zewnętrzne umartwienia z niezrównaną surowością, ale przez „życie pokuty’ rozumiał w zasadzie coś innego i ważniejszego. W „życiu pokuty”, w „czynieniu pokuty” dopatrywał się ewangelicznej „metanoi” w znaczeniu totalnej przemiany wewnętrznej polegającej na zwróceniu się człowieka ku Bogu. Człowiek żyjący pokutą ma całkowicie i bez reszty zapomnieć o sobie, aby tym więcej kochać Boga. Franciszek domaga się tu pokuty w sensie owego całkowitego odwrócenia się od siebie, o którym Jezus mówi w Ewangelii: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować życie, straci je; a kto straci swe życie z Mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9,23n). Od tego, kto chce urzeczywistnić pokutę, nawrócenie, metanoię, Chrystus żąda wyrzeczenia się wszelkiej miłości własnej, wszelkiej samowoli, wszelkiego szukania siebie. Żąda pójścia przeznaczoną sobie drogą, będącą zarazem drogą Tego, który niczego więcej nie znał i nie pragnął, jak pełnić wolę ojca. Czynienie pokuty oznacza więc całkowite włączenie się człowieka w dzieło zbawienia, którego Bóg dokonuje przez stworzenie, odkupienie i ostateczne spełnienie człowieka w Chrystusie. Kiedy człowiek ‘nie zatrzymuje niczego z siebie dla siebie’, aby bez reszty należeć do Boga, wówczas Bóg, „który nas stworzył, odkupił, zbawia nas tylko ze swego miłosierdzia” (RegN 23,8).
Ilekroć człowiek w ten właśnie sposób odwraca się od własnych zamysłów, aby przez prawdziwą metanoię należeć już tylko do Boga i dla Niego wyłącznie istnieć, czyni zadość zasadniczemu wezwaniu Jezusa: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Albowiem wszędzie tam, gdzie wdzięczny człowiek otwiera się na zbawcze działanie Boga, może się urzeczywistnić królestwo Boże. Wszędzie tam, gdzie człowiek bezwarunkowo i faktycznie uznaje, że Bóg ma prawo do niego wraz z tym wszystkim, co stanowi o jego istnieniu, tam królestwo Boże staje się rzeczywistością.
W naszej ziemskiej wędrówce sprawa nigdy nie wygląda w ten sposób, że wystarczy tylko raz odwrócić się od zła i na zawsze znajdziemy się na właściwej drodze. Najczęściej ciągle jakby oscylujemy między dobrem i złem, mamy wzloty i upadku, raz wznosimy się bardzo wysoko, jesteśmy gotowi wypełnić wszystkie zalecenia Chrystusa, kiedy indziej doświadczamy słabości, która powoduje rumieniec na naszej twarzy. Taki zaś stan sprawia, że musimy ciągle dokonywać nawrócenia, co wymaga od nas ustawicznego konfrontowania naszej postawy z wymaganiami Ewangelii i ciągłego wysiłku, by dostosować swoje postępowanie do wymagań Ewangelii. Święty Franciszek przypomina nam ciągle, że tylko wtedy trwamy w Bogu, a Bóg w nas, jeśli zachowujemy Jego przykazania.
„Czyńcie pokutę, czyńcie godne owoce pokuty, bo wkrótce umrzemy!’ Z tymi słowami na ustach rozpoczął Święty z Asyżu swoje głoszenie Ewangelii napotkanym ludziom. To wezwanie do pokuty i nawrócenia, będące jednym z zasadniczych, najistotniejszych elementów głoszonej przez Jezusa Dobrej Nowiny, zostało ludziom XIII wieku powtórzone przez Franciszka. Powtórzone z wielką mocą i siłą, bo nie tylko słowa, ale nade wszystko żywy przykład człowieka, który wkroczył na drogę pokuty i nawrócenia, oddziaływał na otoczenie. Biedaczyna ukazał dobitnie i wyraźnie, że droga naśladowania Chrystusa i droga pokuty – to jedno. Swoje życie po nawróceniu nazwał „życiem pokuty”. Swoim braciom polecił, by w każdym kazaniu, które głoszą, nakłaniali ludzi do pokuty. Również papież Innocenty III polecił Franciszkowi i jego braciom; „Bracia, idźcie z Panem i jak sam raczy was natchnąć, tak wszystkim głoście pokutę”.
Słowo „pokuta” łączy się ze słowem „grzech”. To właśnie grzech – zły czyn człowieka, rozważany w stosunku do jego relacji z Bogiem, czyn będący obrazą Boga, niszczący przyjaźń człowieka z Bogiem, jak to w przypadku grzechu ciężkiego, czy też osłabiający te więzy przyjaźni – co jest skutkiem grzechu lekkiego, domaga się od człowieka przyjęcia postawy pokuty. Bóg, który pojednał nas ze sobą przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna, chce nas przywrócić do wspólnoty z sobą, do przyjaźni, po każdym naszym upadku. Pragnie jednak, by człowiek przyjął postawę pokuty i nawrócenia.
Ta świadomość grzechu – własnej grzeszności i grzeszności wszystkich ludzi, przenikała Świętego z Asyżu i napełniała wielkim bólem. „I bądźmy mocno przekonani, że naszą własnością są tylko wady i grzechy”. Biedaczyna podkreśla tę prawdę, że człowieka sam z siebie nie jest zdolny do czynienie dobra: „I wszelkie dobro odnośmy do Pana Boga najwyższego i uznawajmy za jego własność, i dziękujmy za wszystko Temu, od którego pochodzi wszelkie dobro”.
„Życie pokuty” – to nie jeden akt. Życie pokuty to usilne unikanie tego wszystkiego, co jest grzechem i do grzechu prowadzi, a z drugiej strony – to nabywanie cnót, to ćwiczenie się i umacnianie w dobrym postępowaniu. Życie pokuty – to wielka i stanowcza odmiana człowieka, to wytrwałą i nie kończąca się nigdy praca człowieka nad sobą. Nikt bowiem, dopóki żyje, nie może być pewnym, że wytrwał w dobrym.
Troska o wytrwanie w prawdziwej wierze i pokucie przenikała całego Franciszka. Pragnął, aby nie tylko on sam i jego bracia, ale wszyscy ludzie czynili pokutę i doszli do zbawienia. W swoich kazaniach nieustannie nawoływał do pokuty. Napisał też List do wiernych, w którym wyraźnie rozgraniczył ludzi na czyniących pokutę i na tych, którzy pokuty nie czynią.
Aby pociągnąć ludzi do miłości Boga, naśladując pana Jezusa, posługuje się św. Franciszek obok przykładu i czynnej miłości – także kazaniem. Treść jego kazań jest bardzo prosta. Odnosi się do prawd podstawowych, rzeczy ostatecznych i Ewangelii. Nie troszczy się o uczone i wnikliwe rozważania. Często improwizuje, jak natchnie go Duch Święty i co mu podyktuje środowisko słuchaczy. Zaskakująco porywa za sobą wszystkich. Jego słowa przenikają serca nawet tych ludzi, którzy z tej czy innej przyczyny są przemądrzali albo bardzo uprzedzeni, albo mają na sumieniu wiele grzechów. Wzrusza także tych, których kazanie niewykształconego zakonnika mogłoby zniechęcić, jak na przykład wzruszył profesorów z Bolonii i kardynałów z Rzymu.
Franciszek przybliżał Ewangelię do życia, a Chrystusa do świadomości słuchaczy. Przemawia narzeczem, a więc językiem najbardziej zrozumiałym, ucieka się do gestykulacji, płaczu czy nawet ja w Greccio – żywego obrazu. Przy pracach fizycznych, ręcznych, Franciszek i jego bracia nie zaniedbywali nauczania. Były przecież wśród nich różne i to nieraz wybitne talenty. Niektórzy byli wybitnymi kaznodziejami ludowymi, inni artystami, śpiewakami, byli ludzie umiejący prowadzić dialog, dyskutować, opowiadać pouczające i ciekawe historie a nawet pokazywać różne sztuczki cyrkowe czy iluzjonistyczne. Każdy według swoich umiejętności i możliwości służył Panu Bogu. Każde miejsce było dobre dla ich kazań: katedra czy ambona kościelna, kamień na polu czy jakiś inny przedmiot na rynku. Przemawiali, dyskutowali, śpiewali, inicjowali różne a porywające serca nabożeństwa. Już samo zjawienie się Świętego lub jego braci budziło ogólne zainteresowani. Ubrani w ubogie i połatane habity, przepasani sznurem, wędrujący boso, choć wyglądali na włóczęgów, to w zachowaniu ich przebijał szacunek dla każdego, grzejność i uprzejmość. Jednym słowem: genetelmeni! Jedną ich cech charakterystycznych było pogodne oblicze i radość wewnętrzna. Czuło się, że jest to radość płynąca z łaski Bożej i życia w łasce, i nic dziwnego, że udzielała się ona wszystkim, którzy się do nich zbliżali. Gdy przemawiali wśród pól lub na rynku ludzie otaczali ich tłumnie, słuchali z zaciekawianiem i z entuzjazmem przyjmowali. Bracia przemawiali „krótkimi i prostymi słowami” o Chrystusie, o Jego męce i zmartwychwstaniu, mówili także o życiu tych, którzy ich słuchali, o ich błędach i cnotach, o narodzie i karze, a słuchacze bywali tak poruszeni, że często z miejsca chcieli wszystko zostawić i iść za nimi. Nieraz z wielką trudnością udawało się Franciszkowi tych zapaleńców powstrzymać od nagłych a nie przemyślanych postanowień i kroków. Kazania nie były ani męczące ani nużące, bo przelatano je śpiewami ludowych pieśni religijnych, solowym śpiewem braci, opowiadaniem wesołych historii lub nawet sztuczkami cyrkowymi. Nazywano ich ‘sztukmistrzami Bożymi;, którzy ludziom pokazują i dają Boga, a Bogu przyprowadzają i oddają ludzi.
W tym rozważaniu pragniemy przedstawić kolejnych świętych współbraci Franciszka, którzy dzięki przepowiadaniu jego i jego braci porzucili wszystko i poszli za Chrystusem i Biedaczyną sami innych nauczając i głosząc im Słowo Boże. Są to trzej kapłani: bł. Rizeriusz z Muccii, bł. Andrzej ze Spello i bł. Gwidon z Kortony oraz jeden brat zakonny: bł. Peregryn z Falerone.
Rizeriusz urodził się w Muccii (Macerata). Jego życie związane jest z późniejszym bł. Peregrynem z Falerone. Obaj byli studentami prawa w Bolonii; jeden chciał zostać sędzią, a drugi burmistrzem. 4 sierpnia 1222 r. do Bolonii przybył Franciszek. Gdy go ujrzeli i wysłuchali jego kazania, przyłączyli się do niego, wcześniej przyjąwszy habit franciszkański z rąk samego Świętego z Asyżu.
Rizeriusz udał Siudo Marchii Arkońskiej, gdzie żył i postępował jak człowiek święty, dokładnie zachowując regułę braci mniejszych. W swoim czasie przyjął święcenie kapłańskie i był ministrem prowincjalnym, wdrażając braci do życia ubogiego i radosnego. Był także dobrym i niestrudzonym kaznodzieją.
Pewnego dnia naszła go pokusa. Wtedy postanowił udać się do św. Franciszka nie po ty, by przedstawić mu stan swojej duszy, lecz by się przekonać, czy darzy go życzliwością i miłością. „Jeśli św. Franciszek ukaże mi dobrą twarz i okaże przyjaźń, jak zwykł czynić, to uwierzę, że Bóg zlituje się jeszcze nade mną. Jeśli nie, będzie to znakiem, że Bóg mnie opuścił”. Wybrał się więc do Świętego, który w tym czasie ciężko chory przebywał w pałacu biskupa Asyżu. Bóg objawił Franciszkowi pokusę i rozpacz Br. Rizeriusza, jego zamysł i przybycie. Natychmiast Franciszek wezwał braci Leona i Macieja aby wyszli mu naprzeciw i powiedzieli; „Spośród wszystkich braci, którzy są na świecie, kocham cię najbardziej”. Gdy br. Rizeriusz to usłyszał, uczuł wielką pociechę i słodycz. Przybył zatem do chorego św. Franciszka. Ten, mimo że bardzo cierpiał, wstał, uścisnął go i powiedział jeszcze raz; „Synu mój najdroższy, bracie Rizeriuszu, spośród wszystkich braci, którzy są na świecie, kocham cię najbardziej”. To powiedziawszy, Franciszek uczynił znak krzyża na czole brata Rizeriusza i dodał: „Synu najdroższy, pokusę tę Bóg dopuścił, byś zyskał wielką zasługę”. Rizeriusz poczuł się wolny, a pokusa odeszła od niego.
Ostatnie lata swego życia spędził w pustelni w Apeninach w pobliżu kościoła św. Jakuba Apostoła. Umarł 7 lutego 1236 r.
Papież Grzegorz XVI dnia 14 grudnia 1838 r. potwierdził jego kult jako błogosławionego.
Andrzej urodził się w Spello w Umbrii w 1194 r. Po ukończeniu studiów przyjął święcenia kapłańskie. W 1223 r. w wieku 29 lat wstąpił do Zakonu Braci mniejszych, stając isę uczniem św. Franciszka, którego ujął swoim przejęciem się duchem ubóstwa. Wyróżniał się gorącym nabożeństwem eucharystycznym, serdecznym nabożeństwem do Matki Bożej oraz kontemplacją męki i śmierci Pana Jezusa.
Miał to szczęście, że był przy śmierci św. Franciszka w Porcjunkuli 3 października 1226 r. Pewien czas spędził w pustelni w Carceri koło Asyżu, żyjąc w wielkim wyrzeczeniu, modląc się i kontemplując. Został zaszczycony łaską niebieskich objawień. Jednego dnia ukazał mu się Jezus pod postacią dziecięcia. Rozmowa przedłużała się, tymczasem o. Andrzej usłyszawszy dzwonek na nieszpory, przerwał ją i udał się na modlitwę z braćmi. Po Nieszporach powrócił do pustelni i bardzo się uradował, bo Dziecię Jezus czekało na niego. Jezus powiedział do niego: „Dobrze, że byłeś posłuszny. Wnet wezwę cię do siebie”. Była to zapowiedź bliskiej śmierci.
Wczesne kroniki franciszkańskie uznają go za wielkiego kaznodzieję i cudotwórcę: „Pater miraculorum et praedicator maximus”. Podają również, że był wzorem miłości i posłuszeństwa.
W 1248 r. wrócł do klasztoru św. Andrzeja w Spello, gdzie pełnił posługę duchową u klarysek. Na jego prośbę św. Klara posłała do Spello jako przeoryszę jego ciotkę s. Pacyfikę Guelfuccio, jedną ze swych pierwszych towarzyszek. Z pomocą i radą o. Andrzeja wspólnota klarysek w Spello wzrastała w liczbie i w ducha. Zmarł 3 czerwca 1254 r.
Papież Klemens XII zatwierdził jego kult 25 lipca 1738 r.
Błogosławiony Gwidon z Kortony przyszedł na świat około 1190 r. w rodzinie Vignatellich w Kortonie. Po odbyciu studiów i przyjęciu święceń kapłańskich, wiódł życie modlitwy, umartwienia, pracy, hojnie wspierając ubogich.
W 1211 r. gościł u siebie św. Franciszka z Asyżu. Podczas wspólnego posiłku poprosił Biedaczynę, aby mógł być bratem mniejszym. Święty z Asyżu chętnie i z radością przyjął go, ale polecił, aby wszelkie swe dobra ziemskie sprzedał i rozdał ubogim. Tak też postąpił a następnie przywdział habit franciszkański. W Kortonie w pobliżu murów miasta franciszkanie mieli mały klasztor, którego duszą i przewodnikiem był o. Gwidon.
Franciszek miłował go szczerze. Miłowali go również mieszkańcy Kortony, dla których był ojcem i dobroczyńcą. Pobożność ludowa przypisuje mu różne cuda, jak przemianę wody w wino, rozmnożenie chleba, uzdrowienie paralityka i wskrzeszenie dziewczynki, która wpadła do studni i utopiła się. Przede wszystkim był mężem dobroci, pogody ducha i modlitwy.
Razem z Franciszkiem spędził pewien okres w ustroniu blisko Kortony, w Celle. Następnie poprosił Biedaczynę, aby mógł głosić Słowo Boże. Na co otrzymał pozwolenie. Pewnego dnia św. Franciszek, który juzom ponad 20 lat nie żył, ukazał się mu i powiadomił, że zbliża się jego godzina odejścia z tego świata. Konając, o. Gwidon zawołał: ‘Oto mój drogi św. Franciszek! Wszyscy powstańmy i pójdźmy za nim:. Zmarł w czerwcu 1250 r.
Jego ciało jest złożone w katedrze w Kortonie. Kult jego szybko się rozwijał, a to dzięki przede wszystkim różnym cudom zdziałanym za jego wstawiennictwem.
Papież Grzegorz XIII w 1583 r. zezwolił na Mszę św. i brewiarz ku czci bł. Gwidona z Kortony.
Kiedy św. Franciszek dotarł do Bolonii, wielu ludzi wyszło mu naprzeciw, by go zobaczyć i posłuchać jego kazania. Po wysłuchaniu kazania Biedaczyny wielkie mnóstwo mężczyzn i kobiet nawróciło się do pokuty, a wśród nich dwaj szlachetnego rodu żacy z Marchii Arkońskiej: jeden wał się Peregrym, drugi Rizeriusz. Obaj poruszeni kazaniem Świętego z Asyżu, przyszli z natchnienia Bożego i wyrazili wolę wstąpienia w szeregi jego braci.
Franciszek przyjął ich z wielką radością i wdzięcznością. Do Peregryna rzekł: „Ty, Peregrynie, krocz w zakonie drogą pokory”. I tak się stało. Brat Peregryn nie chciał nigdy uchodzić za uczonego, chociaż „dobrze znał się na księgach i biegły był w prawie”. Drogą pokory doszedł do takiej doskonałości w czasie, iż brat Bernard z Quintavalle mawiał o nim „jako o jednym z najdoskonalszych braci na tym świecie”.
Brat Peregryn swego czasu udał Siudo ziemi Świętej, gdzie z Ewangelią w dłoni nawiedzał miejsca święte. Swoją postawą budował zarówno chrześcijan jak i muzułmanów. Jak brat zakonny głosił kazania, w których nawoływał słuchaczy do nawracania się i czynienia pokuty. Powróciwszy do Włoch, pełnił różne zakonne posługi w wielu klasztorach. W końcu zatrzymał się w klasztorze św. Seweryna w Marchii, gdzie zmarł w 1233 r. Przy jego grobie działy się cuda, które sprawiły, że jego sława świętości rozszerzała się. Jego ciało zostało złożone w kościele cystersów.
Papież Pius VII dnia 31 lipca 1821 r. potwierdził jego kult jako błogosławionego.
Kiedy czytamy pisma św. Franciszka, to dziwi nas troszkę pewien fakt. Biedaczyna i zgłaszający się do niego bracia to ludzie będący członkami Kościoła Katolickiego, wychowywani i wzrośli w wierze katolickiej, a tymczasem Franciszek domaga się od nich, by byli katolikami, by znali prawdy wiary katolickiej, by trwali w świętej wierze katolickiej. Trwanie w wierze katolickiej uważa on za podstawowy warunek życia pokutnego, życia wewnętrznej odnowy, życia doskonałego na wzór Jezusa Chrystusa. Człowiek, który wprawdzie rodzi się, wzrasta i wychowuje w otoczeniu katolickim, ale praktycznie nie jest katolikiem, gdyż jego życie i postępowanie nie świadczą o tym, nie może mieć pewności co do swego zbawienia, nie można spokojnie wyczekiwać, ze szczęśliwość wieczna stanie się jego udziałem.
Kto przez chrzest święty stał się członkiem Kościoła katolickiego, ten zdaniem Świętego z Asyżu obowiązany jest do życia pokuty, do ciągłej pracy nad sobą, aby stawać się lepszym, bardziej podobnym do Chrystusa.
Kościół bowiem w imieniu Chrystusa modli się, składa ofiary za wszystkich swoich członków, w tym celu, aby wyprosić wszystkim łaski potrzebne do podejmowania uczynków pokutnych do realizowania polecenia Boskiego Zbawiciela. Z ofiary eucharystycznej wierni czerpią naukę i siłę do podejmowania aktów wymagających wielkiego poświęcenia, do składania tego, co ludzkie, by osiągnąć to, co Boże.
W modlitwie i ofierze kościoła uwidacznia się zrozumienie wyrzeczenia podejmowanego przez człowieka z miłości ku Bogu, jak to uczynił Chrystus ofiarując samego siebie Ojcu za nas. Święty Franciszek otrzymawszy polecenie Chrystusa, by odbudował kościół, wczytując się w pismo Święte, szukał poznania odwiecznych planów Bożych oraz wskazań, w jaki sposób powinien prowadzić życie pokutne.