O reklamie po franciszkańsku.
O autorytetach przez wielkie i małe A, czyli Polecany przez profesjonalistów. 

Tak swoje wyroby zachwala kolejna firma kosmetyczna. Przywołując w ten sposób nieco zapomnianą kategorię autorytetu, profesjonalista bowiem, to zwyczajnie autorytet w pewnej dziedzinie. Niechby i kosmetyków. Dziwne obserwujemy odwrócenie w świecie myślenia. Z jednej strony nie chcą ludzie słuchać autorytetu, gdy chodzi o najważniejsze ludzkie wybory i najistotniejsze dziedziny życia (nikt nie będzie mi: zaglądał do łóżka, mówił mi co mam robić i czego nie robić, itp.). autorytetem szczególnie kontestowanym jest głos Kościoła. Ale również innym autorytetom się obrywa, co oczywiście żadnej pociechy nie stanowi. Zarazem w sprawach mniejszej wagi (makijaż to wprawdzie dla niejednej damy ważna rzecz, istotna jednak subiektywnie), ludzie bywają skłonni chętnie słuchać. Co objawia wszystkim potrzebę autorytetu. On się pojawia dlatego, że sprawy mimo wszystko wtórne nabierają nienależnego im ciężaru gatunkowego. Autorytet jednocześnie objawia świat wartości. Gdy jedne wartości – te prawdziwe – zostają odrzucone, trzeba sięgnąć po inne, w dodatku łatwiejsze, nie niosące bowiem ze sobą wymogów moralnych ani jakichkolwiek innych. Otrzymujemy wówczas przedziwną sytuację. Z jednej strony ktoś uznaje siebie za wystarczająco biegłego, by wyrokować w najważniejszych sprawach (początek i koniec ludzkiego życia, instytucja małżeństwa, przekazywanie życia). Sądzi również, że nie potrzebuje pomocy specjalistów np. w zarządzaniu pieniędzmi. Jednocześnie pokornie słucha profesjonalistów, doradzających kwestii podkładu, żelu, koloru farby do włosów i tym podobnych spraw wagi wielkiej. Może naprawdę tylko takie sprawy są w czyimś życiu naprawdę istotne? Franciszkowa ocena takiej sytuacji jest miażdżąca. O takich ludziach mówi, że: służą cieleśnie światu cielesnymi pragnieniami i zabiegami świata, i troskami tego życia: opanowani przez szatana, którego są synami i spełniają jego uczynki (por. J 8, 41), są ślepi, ponieważ nie widzą prawdziwego Światła, Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nie mają mądrości duchowej, ponieważ nie mają Syna Bożego, który jest prawdziwą Mądrością Ojca; o nich jest powiedziane: Mądrość ich została pochłonięta (por. Ps 106, 27); i: Przeklęci, którzy odstępują od przykazań twoich (Ps 118, 21) (1LW 2). Bo też i tak jest. To subtelne diabelskie zwodzenie: sprawić, żeby się człowiek zaczął poważnie przejmować sprawami błahymi. Żeby go interesowały bzdury. Żeby nie wystarczyło osobiste przekonanie, ewentualnie zdanie koleżanki czy rodzeństwa, czy pani w sklepie. Nie, żeby był potrzebny profesjonalista. Profesjonalista bowiem zmniejsza niebezpieczeństwo nietrafionego zakupu. Profesjonalista się w końcu zna. Być może kluczem do sukcesu Franciszkowego dzieła, tym co go uchroniło przed dryfowaniem w kierunku sekty, było jego wewnętrzna zgoda na autorytet Kościoła. Jakże często w jego przemyśleniach pojawia się potrzeba autorytetu. O kapłanach powie w Napomnieniach: Błogosławiony sługa, który ma zaufanie do duchownych uczciwie żyjących według zasad Kościoła rzymskiego (Np. 26). Podobną myśl znajdziemy w jego ostatniej woli: Potem dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów, którzy żyją według zasad świętego Kościoła Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach, w których oni przebywają. I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jako moich panów. I nie chcę dopatrywać się w nich grzechu, ponieważ rozpoznaję w nich Syna Bożego i są moimi panami. Jego wspólnota zasadza się na posłuszeństwie autorytetowi Kościoła: Brat Franciszek przyrzeka posłuszeństwo i uszanowanie papieżowi Honoriuszowi i jego prawnym następcom, i Kościołowi Rzymskiemu. A inni bracia mają obowiązek słuchać brata Franciszka i jego następców (2Reg I). Wiele też mówi o wnętrzu Franciszka pewne opowiadanie z Życiorysu Pierwszego: Pewnego dnia w tymże kościele [św. Damiana] czytano Ewangelię o tym, jak Pan rozesłał swoich uczniów na przepowiadanie. Święty Boży, obecny tam, po ukończeniu obrzędów Mszy świętej, pokornie poprosił kapłana o wyłożenie mu tej Ewangelii, chcąc lepiej zrozumieć jej znaczenie (1Cel 9). Może to jest też cecha mądrości: szukać mądrzejszego od siebie, a wcześniej jeszcze uznać swoją niewystarczalność. Tekstem wzorcowym pozostanie zawsze modlitwa młodego króla, Salomona: W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: «Proś o to, co mam ci dać». A Salomon odrzekł: «O Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę, w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia. Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, który nie da się zliczyć ani też spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?» Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: «Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale prosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniani twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie (1Krl 3, 5. 7-12).  Jakże dalekie jest to od świata współczesnych autorytetów, znających się na wszystkim, najlepiej zaś – na Kościele ze szczególnym uwzględnieniem jego słabości i wad. Może to też i smutny znak czasów, na zasadzie, że jakie zapotrzebowanie, taki i autorytety?