O reklamie po franciszkańsku.
O mocy, co się bez siły obywa, czyli inwazja mocy. 

Zostawmy na razie rozważania co do istnienia lub nieistnienia mocy. Niemniej bowiem ciekawe jest to, że moc ta ma się pojawić w formie inwazji. Zatem ataku, najazdu, który z samej natury rzeczy wymaga użycia niemałej siły. Trudno odmówić logiki pomysłodawcom reklamowego hasła popularnej stacji radiowej. Moc kojarzy się z siła, z potęgą, z niszczeniem wroga. Przed tak rozumianą mocą świat pada plackiem. Takiej mocy się obawia, ale i darzy bojaźnią podszytym, niemniej jednak szacunkiem. Do takiego świata trzeba się przebić. W takim świecie trzeba wszystko zdobyć, podbić np. rynek, w takim świecie okupuje się wysokie miejsca na listach przebojów.  Bo świat w którym żyjemy jest światem przemocy, w którym wygrywa silniejszy czy sprytniejszy, co na jedno wychodzi. Ten świat ceni moc i szanuje siłę. Jak coś dokonało skutecznej inwazji, znaczy jest dobre. Ten świat, zachwycający się Dalekim Wschodem, nie pamięta o przestrodze, płynącej z tamtego właśnie kręgu kulturowego: że prawdziwej siły nie widać. Można dopowiedzieć przewrotnie, że czasem widać, ale wtedy na kontratak bywa za późno. Wielce pouczająca pod tym względem jest scena z filmu Poszukiwacze Zaginionej Arki: naprzeciwko Indiany staje siejący grozę rębajło z potężnym mieczem. Indiana wyciąga jednak nieoczekiwanie  rewolwer i… dalej tak jak w scenariuszu. To znaczy poszukiwania arki trwają. 

Admiratorom mocy niech daje do myślenia fakt, że wczorajszych mocarzy zastępują dzisiejsi, którzy też prędzej czy później staną się wczorajsi. Kolejka mocy, przebierających nóżkami w oczekiwaniu na swoją inwazję czy niechby inwazyjkę ma spore rozmiary. Gdyby wielbiciele mocy bardziej uważali na lekcjach historii, nawet tak okrojonych jak w aktualnym programie nauczania wiedzieliby, że od zawsze po jednych imperiach następowały inne. Gdyby w dodatku obserwowali życie nieco uważniej to również zauważyliby, że podobnie dzieje się także w mikroskali blokowiska, gangu, klasy, szkoły. Zawsze znajdzie się ktoś silniejszy. 

Na tę prawidłowość zwracał także uwagę swoich słuchaczy Pan Jezus: Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. (Łk 11,21). Bóg nigdy nie przychodzi do człowieka w formie przemocowej. Tekstem fundamentalnym dla prawdy o spotkaniu Boa i człowieka będzie wydarzenie z życia Eliasza: Gdy Eliasz przybył do Bożej góry Horeb, wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana! A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty (1 Krl 19,9a.11-13). Taki Bóg z dystansem przyjmuje odrzucenie przez człowieka, który woli odczuwać na sobie siłę drugiego człowieka. Do Samuela Bóg powie: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą. Podobnie jak postępowali od dnia, w którym ich wyprowadziłem z Egiptu, aż do dnia dzisiejszego, porzucając Mnie i służąc innym bogom, tak postępują i z tobą. Teraz jednak wysłuchaj ich głosu, tylko wyraźnie ich ostrzeż i oznajmij im prawo króla, który ma nad nimi panować. (1Sam 8,7-9). Biografowie św. Franciszka przekazali dwie sytuacje ukazujące moc Serafickiego Patriarchy. Pierwsza z nich to pogodzenie biskupa i burmistrza Asyżu, dwóch ludzi dysponujących realną władzą: jeden – duchową, drugi – polityczną. Druga – to spotkanie Biedaczyny z sułtanem Egiptu, Melek-al-Kamelem, władcą absolutnym, dysponującym olbrzymią mocą. Wymowna jest zwłaszcza ta druga sytuacja. To, czego nie dało się osiągnąć sile militarnej, zdobywa prawdziwa moc – siła ducha. Przyjrzyjmy się najpierw duchowej mocy Franciszka, jednającego burmistrza i syndyka: W tym samym czasie, gdy leżał chory, już po ułożeniu i ogłoszeniu „Pochwał”, ówczesny biskup miasta Asyż ekskomunikował burmistrza Asyżu, podczas gdy tamten, rozgniewany na niego, będąc burmistrzem kazał stanowczo i pilnie ogłosić w całym mieście zarządzenie, aby żaden człowiek biskupowi niczego nie sprzedawał ani od niego nie kupował, ani nie zawierał z nim kontraktów; i w ten sposób bardzo się nawzajem znienawidzili. 

Błogosławiony Franciszek, chociaż był tak chory, poczuł litość nad nimi (por. Mt 14,14), zwłaszcza, że żaden duchowny ani świecki nie zabiegał o ich pokój i zgodę. I rzekł do swych towarzyszy: „Wielki to wstyd dla was, sług Bożych, że biskup i burmistrz tak się nawzajem nienawidzą, a nikt nie zabiega o ich pokój i zgodę”. I tak przy tej okazji dodał jeszcze jedną zwrotkę do tych „Pochwał”, mianowicie: 

Pochwalony bądź, mój Panie, 
przez tych, którzy przebaczają dla miłości Twojej 
i znoszą słabość i utrapienie; 
błogosławieni ci, którzy wytrwają w pokoju, 
gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą ukoronowani. 

Następnie zawołał jednego ze swoich towarzyszy, mówiąc do niego: „Idź i powiedz ode mnie burmistrzowi, aby razem z dostojnikami miasta i innymi, których ze sobą może przyprowadzić, przybył do pałacu biskupa”. 

A gdy on poszedł, powiedział do dwóch innych swoich towarzyszy: „Idźcie i w obecności biskupa i burmistrza, oraz innych, którzy są z nimi, zaśpiewajcie „Pieśń brata Słońca” i ufam w Panu (Flp 2,24), że On skruszy ich serca i zawrą pokój między sobą i powrócą do pierwotnej przyjaźni i miłości”. 

A gdy wszyscy zgromadzili się na wewnętrznym dziedzińcu pałacu biskupiego, powstali owi dwaj bracia i jeden z nich powiedział: „Błogosławiony Franciszek podczas swojej choroby ułożył „Pochwały Pana” [mówiące] o Jego stworzeniach, ku Jego chwale i zbudowaniu bliźniego. Dlatego prosi was, abyście wysłuchali ich z wielką pobożnością”. I tak zaczęli śpiewać i przemawiać do nich. A burmistrz natychmiast wstał i ze złączonymi ramionami i złożonymi rękoma, tak jakby to była Ewangelia Pana, słuchał uważnie z wielką pobożnością, a nawet ze łzami. Miał bowiem wielką wiarę i cześć dla błogosławionego Franciszka. 

Po zakończeniu „Pochwał Pana” burmistrz powiedział w obecności wszystkich: „Zaprawdę, mówię wam, że przebaczam nie tylko panu biskupowi, którego powinienem uważać za mojego pana, lecz przebaczyłbym nawet temu, kto by zabił mojego brata lub syna”. I tak rzucił się do nóg pana biskupa, mówiąc do niego: „Oto jestem gotów zadośćuczynić wam za wszystko, tak jak wam się spodoba, dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego sługi błogosławionego Franciszka”. Biskup biorąc go za ręce wstał i powiedział do niego: „Ze względu na mój urząd wypadałoby, żebym był pokorny, lecz ponieważ jestem z natury skłonny do gniewu, trzeba, abyś mi to wybaczył”. I tak z wielką życzliwością i miłością uściskali się nawzajem i ucałowali. A bracia bardzo się zdumiewali, widząc świętość błogosławionego Franciszka, gdyż dokładnie sprawdziło się to, co błogosławiony Franciszek przepowiedział o ich pokoju i zgodzie; również wszyscy inni, którzy byli tam obecni, oraz ci, którzy o tym słyszeli, uważali to za wielki cud, przypisując zasługom błogosławionego Franciszka to, że tak szybko ich Pan nawiedził i że, bez wypominania sobie choćby jednego słowa, od tak wielkiego skandalu powrócili do tak wielkiej zgody (ZA 84). A oto jak św. Bonawentura opowiada o spotkaniu św. Franciszka z sułtanem: W trzynastym roku od swego nawrócenia [1219], wyruszył w okolice Syrii, narażając się na wiele niebezpieczeństw, aby tylko stanąć  przed sułtanem (…) Kiedy zaś ów wódz  pytał ich,. Przez kogo, po co i w jaki sposób zostali tu przysłani., a także w jaki sposób tutaj dotarli, sługa Chrystusa, Franciszek, odważnie odpowiedział, że został przysłany nie przez człowieka, ale przez najwyższego Boga, aby jemu i jego ludowi ukazać drogę zbawienia i głosić Ewangelię prawdy (…) Jeżeli zechcesz mi obiecać w imieniu swoim i swego ludu, że przyjmiecie wiarę Chrystusową, gdy wyjdę z ognia nietknięty, pójdę sam w ogień. Gdybym zaś spalił się, przypiszcie to moim grzechom. W przypadku zaś, gdyby mnie zachowała moc Boża, uznajcie Chrystusa, moc i mądrość Bożą (1Kor 1,24), prawdziwego Boga i Pana Zbawiciela wszystkich. Sułtan odpowiedział, że nie ma odwagi przyjąć tej propozycji, ponieważ bał się buntu narodu. Ofiarował mu jednak wiele cennych darów. mąż Boży wzgardził nimi wszystkimi jak błotem, ponieważ nie był chciwy rzeczy tego świata, ale pragnął zbawienia dusz. Sułtan widząc, jak doskonale święty mąż gardzi rzeczami tego świata, nie mógł wyjść z podziwu i nabrał wobec niego jeszcze większego szacunku. 
Dodajmy na zakończenie, że Franciszkowa inwazja okazała się w obydwu wypadkach skuteczna. W tym drugim, Bracia Mniejsi mogli zaopiekować się miejscami związanymi z ziemskim życiem Jezusa Chrystusa. Tak też jest po dziś dzień.