O reklamie po franciszkańsku.
O tym, co zmienia świat, czyli zmieniamy świat na plus.
Wprawdzie telefonia komórkowa istotnie potężnie zmieniła życie osobiste i społeczne, ale zaraz zmieniać świat? Mimo wszystkich zasług telefonii komórkowej oraz rozległości zmian jakie wywołała, świat się aż tak bardzo nie zmienił. Telefon komórkowy to jednak tylko nośnik informacji plus jeszcze parę użytecznych funkcji. Zmiany, zwłaszcza trwałe wywołuje treść, nie zaś jej nośnik. Czego dowodem banalność telefonicznych rozmów czy wykorzystywanie telefonu jako zabawki. Może też jest i tak, że telefonia komórkowa, właśnie dlatego, że umożliwia natychmiastowy kontakt, odsłoniła jedynie brak kontaktów oraz powierzchowność niejednej relacji? Bo co z tego, że można z dowolnego miejsca zadzwonić czy wysłać SMS-a, jak za bardzo nie ma o czym? Sytuację niejednego posiadacza super wyekwipowanego smartfomu mógłby opisać wiersz Kazimierza Grześkowiaka: Czasami budzę się nad ranem I myślę: świat jest pokonany! Człowiek koroną jest istnienia człowiek poprawia człowiek zmienia… Tylko oddychać nie ma czym. Chciałbyś pogadać – nie ma z kim. Chciałbyś pomyśleć – nie wiesz o czym. Chciałbyś podskoczyć – nie podskoczysz. Iluż to abonentów najczęściej wykorzystuje swój telefon do tego, by sobie na nim w coś pograć? Pewnie jest też i tak, że niejeden z właścicieli zmyślnych urządzonek, od swojego nabytku oczekiwał przesadnie wiele. Że przy pomocy tegoż urządzenia wreszcie się z kimś dogada, coś załatwi, że go będą nareszcie lubili. Bo też i reklamy obiecywały wiele. Tymczasem jednak, to jest w dalszym ciągu narzędzie, owszem bardzo skomplikowane i nowoczesne. Ale to narzędzie samo niczego nie zmieni, tym mniej nie zmieni świata. Reklama o tyle jest mylna, że sugeruje człowiekowi, że może się z odpowiedzialności za swoje życie i za bieg spraw ogólnych zwolnić i to w dodatku nie na rzecz innego człowieka, ale narzędzia. Czyżby autorzy reklam byli zdania, że już tak dalece uwierzyliśmy w potęgę techniki, że taki numer mógłby przejść? Trochę racji w tym jest. Jak bardzo niewolniczo wielu kierowców stosuje się do wskazań nawigacji satelitarnej, często wbrew oczywistym wskazówkom, że coś nie gra. Jak są dla niejednego kierowcy święte wskazania tablicy rozdzielczej, choć często lampka kontrolki czegoś tam pali się wskutek banalnego zwarcia a nie dlatego, że coś funkcjonuje niewłaściwie. Nie wspominając już o przemożnej roli odgrywanej przez komputer. Skoro tyle rzeczy załatwia za nas – i to w dodatku automatycznie – technika, to może i telefon sam zadzwoni i coś załatwi? Zwłaszcza, że nie widziałem reklamy telefonu komórkowego (ani czegokolwiek innego), w której aktorzy byliby smutni. No chyba że akurat dla nich jakiegoś dobrodziejstwa zabrakło. Nie ma co jednak biadolić nad techniką. Techniką posługują się ludzie i tylko to jest istotne. W odniesieniu do telefonii komórkowej ważny będzie konkretnie namysł, bo mając telefon pod ręką niebezpiecznie łatwo jest coś niemądrego przez tenże telefon powiedzieć. To już wysłanie SMS-a bywa bezpieczniejsze, trwa bowiem nieco dłużej. Największy wpływ na bieg świata ma jego Stwórca. Wiedział to modlący się w zachwycie nad wielkością Boga Psalmista: Wszystko to czeka na Ciebie, byś im pokarm w swym czasie. Gdy im udzielasz, zbierają; gdy rękę swą otwierasz, sycą się dobrami. Gdy skryjesz swe oblicze, wpadają w niepokój; gdy im oddech odbierasz, do swojego prochu. Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi (Ps 104, 27-30). Człowiek zjednoczony z Bogiem wniesie w świat dobro. Narzędzia, jakimi dysponuje, mają znaczenie jedynie wtórne. Najistotniejsze zmiany w świecie dokonują się we wnętrzu człowieka. Tam bowiem człowiek postanawia dobro lub zło, które potem realizuje. Genialnie tę prawdę pokazuje opowiadanie o radości doskonałej z Kwiatków św. Franciszka, którym zakończymy nasze komórkowe przemyślenia: Kiedy pewnego razu zimową porą św. Franciszek szedł z bratem Leonem z Perugii do Świętej Panny Maryi Anielskiej, a ogromne zimno dokuczało im wielce, zawołał na brata Leona, który szedł przodem, i rzekł: – Bracie Leonie, choćby bracia mniejsi dawali wszędzie wielkie przykłady świętości i zbudowania, mimo to zapisz i zapamiętaj sobie pilnie, że nie jest to jeszcze radość doskonała. Kiedy św. Franciszek uszedł nieco drogi, zawołał nań po raz wtóry: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy wracał wzrok ślepym i chromych czynił prostymi, wypędzał czarty, wracał słuch głuchym i chód bezwładnym, mowę niemym i – co większą jest rzeczą – wskrzeszał takich, co byli martwi przez dni cztery, zapisz sobie, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy nieco, krzyknął znów głośno: O bracie Leonie, gdyby brat mniejszy znał wszystkie języki i wszystkie nauki, i wszystkie pisma tak, że umiałby prorokować i odsłaniać nie tylko rzeczy przyszłe, lecz także tajemnice sumień i dusz, zapisz, że nie to jest radość doskonała. Uszedłszy nieco dalej, św. Franciszek zawołał jeszcze głośniej: O bracie Leonie, owieczko Boża, choćby brat mniejszy mówił językiem aniołów i znał koleje gwiazd i moce ziół, i choćby mu objawiły się wszystkie skarby ziemi, i choćby poznał właściwości ptaków i ryb, i zwierząt wszystkich, i ludzi, i drzew, i skał, i korzeni, i wód, zapisz, że nie to jest radość doskonała. I uszedłszy jeszcze nieco, św. Franciszek zawołał głośno: O bracie Leonie, choćby brat mniejszy umiał tak dobrze kazać, że nawróciłby wszystkich niewiernych na wiarę Chrystusową, zapisz, że nie to jest jeszcze radość doskonała. I kiedy mówiąc tak, uszedł ze dwie mile, brat Leon z wielkim zadziwieniem zapytał: Ojcze, błagam cię na miłość Boską, powiedz mi, co to jest radość doskonała? A św. Franciszek tak rzecze: Kiedy staniemy u Panny Maryi Anielskiej zmoczeni deszczem, zlodowaciali od zimna, ochlapani błotem i zgnębieni głodem, i zapukamy do bramy klasztoru, a odźwierny wyjdzie gniewny i rzeknie: „Coście za jedni?” – a my powiemy: „Jesteśmy dwaj z braci waszej”, a on powie: „Kłamiecie, wyście raczej dwaj łotrzykowie, którzy włóczą się oszukując świat, i okradają biednych z jałmużny, precz stąd”, i nie otworzy nam, i każe stać na śniegu i deszczu, zziębniętym i głodnym, aż do nocy; wówczas, jeśli takie obelgi i taką srogość, i taką odprawę zniesiemy cierpliwie, bez oburzenia i szemrania, i pomyślimy z pokorą i miłością, że odźwierny ten zna nas dobrze, lecz Bóg przeciw nam mówić mu każe, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała. I jeśli dalej pukać będziemy, a on wyjdzie wzburzony i jak nicponiów natrętnych wypędzi nas, lżąc i policzkując, i powie: „Ruszajcie stąd, opryszki nikczemne, idźcie do szpitala, bowiem nie dostaniecie tu jedzenia ani noclegu”, jeśli zniesiemy to cierpliwie i pogodnie, i z miłością, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała. I jeśli mimo to, uciśnieni głodem i zimnem, i nocą, dalej pukać będziemy i wołać, i prosić, płacząc rzewnie, by dla miłości Boga otwarli nam chociaż i wpuścili do sieni, a ów, jeszcze wścieklejszy, powie: „A to bezwstydne hultaje, dam ja im, jak na to zasługują”, i wyjdzie z kijem sękatym, chwyci nas za kaptur i ciśnie o ziemię, i wytarza w śniegu, i będzie bić raz po raz tym kijem – jeśli to wszystko zniesiemy pogodnie, myśląc o mękach Chrystusa błogosławionego, które winniśmy ścierpieć dla miłości Jego, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała. Przeto słuchaj końca, bracie Leonie. Ponad wszystkimi łaski i dary Ducha Świętego, których Chrystus udziela przyjaciołom swoim, jest pokonanie samego siebie i ochocze dla miłości Chrystusa znoszenie mąk, krzywd, obelg i udręczeń. Z żadnych bowiem innych darów Bożych nie możemy się chlubić, gdyż nie są nasze, jeno Boże. Przeto mówi Apostoł: „Cóż masz, co nie pochodzi od Boga?, a jeśli od Niego pochodzi, przecz się tym chlubisz, jakby pochodziło od ciebie?” Lecz krzyżem udręki i utrapienia możemy się chlubić; jest bowiem nasz. I przeto mówi Apostoł: „Będę się chlubić jedynie krzyżem Pana naszego, Jezusa Chrystusa”.