Pewnie mi się dostanie, że czepiam się nawet reklamy czekolady. Obrońcy wyrobów szwajcarskiej firmy zauważą zapewne, że przecież nikt nie traktuje reklamy na serio, zwłaszcza że jedzenie słodyczy nie jest grzechem, przynajmniej jedzenie w rozsądnych ilościach. To ostatnie stwierdzenie jest prawdą, natomiast to pierwsze – nie. Wyniesione z dzieciństwa przekonania, zwłaszcza w dziedzinie religijności, na ogół rzutują na całe późniejsze życie człowieka. Przykładem – nieświadomie lękowe zajmowanie miejsca w kościele daleko od ołtarza, czy zgoła poza kościołem, albo pytanie stawiane wcale nie żartem: za jakie grzechy coś mnie spotkało, albo mam coś zrobić, lub też powtarzanie z nie zawsze maskowaną uciechą: Pan Bóg nierychliwy Oto tylko kilka przykładów wdrukowanego w dzieciństwie lęku przed Bogiem okrutnym i karzącym. Wracając zaś do czekolady, na którą miałoby się skusić nie tylko dziecko, także bowiem dorośli lubią czekoladę: pokusa jest najgorszym niebezpieczeństwem, na jakie narażony jest człowiek. Jej skutkiem (gdy aktualizuje się w grzechu ciężkim) jest utrata więzi miłości z Bogiem, oraz własna i cudza krzywda. Gdy wieńczy ją grzech lekki, obniża się stopniowo jakość całego ludzkiego życia. Banalizacja pokusy jest najbardziej niedźwiedzią z przysług, jakie można oddać człowiekowi, zwłaszcza dziecku. Pewnie, że nie należy tragizować, rzecz jednak w tym, że to akurat zagrożenie dziś jest minimalne. O wiele częstszym zjawiskiem jest lekceważenie, czy wręcz wykpiwanie diabelskiego działania. Świat zdaje się dziś kpić z grzechu, niemal się grzechem bawi. A tak w ogóle, to chyba ani grzechu ani pokusy nie traktuje poważnie. Ważnym argumentem, przemawiającym za podjęciem jakiegoś działania, jest stwierdzenie: to przecież nie grzech. Jezus nakazuje najwyższy wysiłek w trosce o unikanie pokusy: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mt 26,41). W takim samym duchu utrzymane jest nauczanie Nowego Testamentu: Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi (Hbr 12, 1-4). Dlaczego taki nacisk? Bo kiedy człowiek wejdzie w pokusę, jest bezsilny. Dokładnie tak jak ze słodyczami. Czasem ludzie nawet chorzy nie potrafią sobie odmówić słodyczy czy używek, wbrew najświętszym zaklęciom czy nawet groźbom lekarzy.  Może ta prawidłowość właśnie podsunęła autorowi reklamy z fioletową krówką w tle pomysł na reklamowe hasło? Pół biedy, kiedy poddaje się człowiek tabliczce czekolady, oferowanej w dodatku w dwóch wymiarach. Gorzej, kiedy nie bardzo chce mu się nawet zacząć opierać jakiemukolwiek nieuporządkowaniu. Argumentem za tym, aby nie walczyć z pokusą, jest szatańskie rozgrzeszanie rzeczywistości: to nie grzech! Z kolei dać się skusić staje się równoznaczne z przyjęciem propozycji. To taki sposób mówienia. Czyżby? To czemu akurat taki? Bo jednak czujemy, że to, na co chcemy przyzwolić, nie jest do końca w porządku, a kiedy indziej jest bardzo nie w porządku. Skuszając się jednak na coś, chcemy sami sobie wmówić, że zło, na które jednak przyzwalam, nie jest znowu takie poważnie. Przecież podobną konstrukcją frazeologiczną reklamuje się niewinną czekoladę, mającą w dodatku tyle wartości odżywczych i wywierającej tak pozytywny wpływ na samopoczucie człowieka… Tak bowiem funkcjonujemy: uogólniamy, przenosimy zakodowane postępowanie z jednej dziedziny na drugą. Czasem jest to dobre, ale nie zawsze, a już na pewno nie wtedy, kiedy coś, co jest tylko i mimo wszystko językowym żartem, zostaje przeniesione na poziom spraw o znaczeniu dla doczesności i wieczności zasadniczym. Na czekoladę od biedy można się skusić i – istotnie – nie czepiajmy się słów. Pod tym warunkiem wszakże, że wszyscy świetnie wiemy, że już na nic innego nie wolno dać się skusić. Zresztą komuś chorującemu na cukrzycę nie będziemy proponowali, aby dał się skusić na coś słodkiego. Zatem nawet niewinna czekolada też czasem szkodzi, choć sama w sobie jest rzeczą arcydobrą. Dla świętego Franciszka bronią przeciwko pokusom jest miłość: Święta Miłość zawstydza wszystkie pokusy diabelskie i cielesne, i wszelką bojaźń cielesną (Pcn). Z kolei źródłem pokuszenia jest źle nakierowana wolna wola człowieka: Pan powiedział do Adama: Z każdego drzewa jedz; ale z drzewa wiadomości dobrego i złego nie jedz (por Rdz 2, 16-17). Z każdego drzewa rajskiego mógł jeść, ponieważ dopóki nie wykroczył przeciw posłuszeństwu, nie zgrzeszył. Ten bowiem jada z drzewa poznania dobra, kto przywłaszcza sobie swoją wolę i wynosi się z dobra, jakie Pan mówi i działa w nim. I tak z podszeptu szatana i z powodu przekroczenia przykazania stało się to owocem poznania zła. A za to trzeba ponieść karę (Np. II). Franciszek to nie tylko Boży trubadur, podziwiający piękno stworzonego świata. To także Boży Atleta, odważne walczący z kuszeniem. Nasze rozważanie zakończmy opisem jego zwycięskiej walki z pokusą:  W miarę, jak rosły zasługi świętego Franciszka, wzmagała się także jego nieprzyjaźń z wężem starodawnym (por. Ap 12,9). Bo im większe jego charyzmaty, tym chytrzejsze poduszczenia tamtego, tym większe toczyli boje. Chociaż po wielekroć szatan przekonywał się, że Franciszek jest dzielnym wojownikiem, który nigdy nie ustał w walce nawet na godzinę, to jednak ciągle usiłował napastować go, stałego zwycięzcę. W pewnym okresie spadła na świętego Ojca bardzo ciężka pokusa duchowa, oczywiście dla pomnożenia jego chwały. Doznawał ucisku i cierpiał wielkie boleści; przeciw temu dręczył i karcił ciało, modlił się i bardzo gorzko płakał. W ten sposób był osaczony przez wiele lat, aż oto pewnego dnia, modląc się u świętej Maryi z Porcjunkuli, usłyszał w duchu głos: Franciszku, jeżeli masz wiarę jak ziarnko gorczyczne, to powiesz górze, żeby się przeniosła, a przeniesie się. Święty odpowiedział: Panie, co to za góra, którą mógłbym przenieść? I ponownie usłyszał: Górą jest twoja pokusa. A on, płacząc, odrzekł: Panie, niech mi się stanie tak, jak powiedziałeś. Natychmiast odeszła precz wszelka pokusa. Poczuł się wolny i całkowicie wewnętrznie spokojny (2Ce 115).