Chyba najbardziej dumna i najodważniejsza z reklam. Żeby samochód (fakt, że niezły) miał gwarantować pełnię życia? Choć kto wie, dla niejednego samochód to istotnie pełnia życia. Może zatem autor reklamowego hasła wiedział, co pisze? Reklama w odniesieniu do niejednego automobilisty może być prawdziwa. Pozostaje jednak pytanie o jakość i sens życia, któremu do pełni wystarcza niechby najobficiej wyposażony samochód. Zresztą sprawa dotyczy nie tylko samochodów: jest wiele przedmiotów wystarczających niejednemu człowiekowi do pełni życia. Jakie jest to życie? Najczęściej jest ubogie w relacje międzyludzkie. Cały afekt i troska zostają przerzucone na pojazd czy dowolną inną rzecz. Która się zresztą za tę troskę szczodrze odwdzięcza: żadnych dąsów, cichych dni, trudnych rozmów. Wprawdzie wymagania ma spore (drogi pogwarancyjny serwis i nietanie części), ale i niemało daje w zamian: ten prestiż, te osiągi, ta przyjemność… Rzecz zaczyna aspirować do wypełniania życia, gdy zaczyna doskwierać życie z drugim człowiekiem. Od człowieka ucieka się czasem do innego człowieka, kiedy indziej w samotność albo w rzecz. Przy czym ucieczka w rzecz jest najłatwiejsza, zwłaszcza odkąd wyposażony w ekran komunikacji, na którym wyświetlają się podawane zawsze uprzejmym tonem potrzebne informacje. Powstaje w ten sposób namiastka komunikacji. Rzecz, jeśli eksploatowana w miarę rozsądny sposób funkcjonuje zgodnie z oczekiwaniami. Czasem nawet potrafi przetrzymać serwisowe zaniedbania. A na pewno nie urządzi w związki z nimi nieprzyjemnej awantury. Nie jest też zazdrosna: ani o ludzi, ani o inne rzeczy. Wymaga minimalnej troski. Poważniejsze sprawy załatwia serwis. Podczas trwania gwarancji w dodatku za darmo. I jak tu nie kochać rzeczy? Toteż bywają kochane: otaczane czułą troską, troskliwie strzeżone, otrzymują czasem imiona czy przydomki, jak ludzie. W takim kluczu zrozumiała staje się postawa taty Franciszka. Co z tego, że miał żonę, Panią Pikę i dwóch synów: Francesca i Michele? On kochał swój interes. Widać to wyraźnie nawet nie w niewspółmiernej do bodźca reakcji na zabrania przez syna beli sukna. Widać to wtedy, kiedy nie zrobi niczego, by zatrzymać syna. Opowiada Celano: Chociaż Franciszek oddaje się już dziełom pobożności, jego ojciec według ciała prześladuje go. Jego służbę Chrystusowi uważa za szaleństwo i wszędzie obrzuca go złorzeczeniami. Przeto sługa Boży przywołuje pewnego człowieka z ludu, pospolitaka, obiera go sobie za ojca i prosi, żeby mu błogosławił wtedy, kiedy własny ojciec będzie mu złorzeczył. W ten sposób wprowadza w czyn słowo prorockie i faktami pokazuje, co znaczy ta mowa: „Oni będą złorzeczyć, a ty będziesz błogosławił” (Ps 108, 28). Mąż Boży oddał ojcu pieniądze, które pierwotnie miał zamiar wydatkować na prace przy wspomnianym kościele. Poradził mu to biskup miasta, mąż bardzo zacny, iż nie godzi się brać żadnych pieniędzy, źle nabytych, i obracać je na użytek święty. A on, przy obecności wielu zebranych słuchaczy, powiedział: „Odtąd swobodnie będę mówił: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie,” a nie ojcze Piotrze Bernardone, któremu oto oddaję nie tylko pieniądze, ale odstępuję też całe ubranie. Nagi więc pójdę do Pana.” O wolny duchu męża, któremu wystarczy już sam Chrystus! Spostrzeżono wówczas, że mąż Boży nosił włosiennicę pod ubraniem, jako że bardziej cieszył się z posiadania cnót, aniżeli z pozornego wyglądu. Jego brat według ciała, za wzorem ojca, dokuczał mu zjadliwymi słowami. Gdy pewnego ranka, w porze zimowej, ów przewrotny człowiek zauważył Franciszka trwającego na modlitwie, okrytego w liche szaty i drżącego z zimna, rzekł do pewnego swego współobywatela: „Powiedz Franciszkowi, żeby ci zechciał sprzedać odrobinę potu za jeden szelążek.” Mąż Boży, usłyszawszy to, bardzo się uradował i z uśmiechem odpowiedział: „Zaprawdę, ja go bardzo drogo sprzedam memu Panu. Nic bardziej prawdziwego, bo teraz pod słońcem wziął nie tylko sto, ale tysiące razy więcej, w przyszłości osiągnął życie wieczne nie tylko dla siebie, ale i dla wielu innych (1Cel 12)… Ale przecież Franciszek nie jest tu żadnym wyjątkiem. Tego rodzaju sytuacje zdarzały się zawsze. Może być bowiem i tak, że rzecz stanie się ważniejsza od człowieka. Jest to o tyle łatwiejsze, gdy sobie wmówi człowiek, że tak się stara i wysila właśnie dla człowieka: żony, dziecka… Pozostaje otwartym pytanie, w jakim stopniu duchowe rozejście się z ojcem wpłynęło na Franciszkowe rozumienie ubóstwa. Można u Franciszka dostrzec czasem prawdziwy strach przed np. pieniędzmi, czy domem. W Bolonii wyrzucił braci z domu, w tym także braci niedomagających: Pewnego razu, gdy wracał z Werony i chciał iść przez Bolonię, usłyszał, że wystawiono tam właśnie dom dla braci. Na dźwięk słowa dom braci zaraz skręcił z drogi i poszedł dalej, nie wstępując do Bolonii. Wreszcie kazał braciom szybko opuścić dom. Dlatego po opuszczeniu domu, nawet chorzy nie zostali, ale wyrzucono ich razem z innymi (2Cel 28). Innym razem sprawi, że pieniądze zamienią się węże. Czy to tylko średniowieczna przesada, czy też bardzo głęboka znajomość człowieka i meandrów jego umysłu? Żadna bowiem rzecz nie będzie nigdy pełnią życia. W kontakcie z rzeczami człowiek maleje, wzrasta natomiast jedynie w kontakcie z osobą: z Bogiem i drugim człowiekiem. Rzecz, jaka by nie była, jest zawsze sługą. Nidy jednak nie może być partnerem człowieka. Człowiek jest stworzony dla człowieka, to drugi człowiek jest dla niego/niej tu na ziemi pełnią życia. W niebie będzie nią Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. Ewangeliczna rada ubóstwa, obowiązująca wszystkich uczniów Chrystusowych, to przede wszystkim przestroga przed przyznawaniem rzeczom znaczenia, którego nie maja ani mieć nie mogą. Chrystus doradza, by nie uciekać przed człowiekiem w świat rzeczy. Bogactwem człowieka, aktualnym także w wieczności, będą relacje. Koniec końców one są w doczesności i w wieczności najważniejsze.