Asyżanin po ukończeniu pracy przy kościele św. Damiana, nosił habit pustelnika, chodził z laską w ręku, butach i przepasywał się skórzanym pasem. Pewnego dnia, podczas Mszy Świętej usłyszał to, co Jezus mówi uczniom wysłanym na głoszenie Ewangelii, by nie brali na drogę ani złota, ani srebra, ani torby, ani chleba, ani laski; aby nie mieli sandałów na nogach i nie posiadali dwóch tunik. Lepiej i dokładniej zrozumiał te słowa, gdy poszedł do kapłana i poprosił go o wyjaśnienie. Napełniony został wówczas niewysłowioną radością i krzyknął: „To właśnie jest to, co chcę ze wszystkich sił wypełniać” (3T 25). Powierzył swej pamięci wszystkie posłyszane rady i uradowany usiłował wprowadzić w życie. Nie zwlekając, pozbył się tego, co miał podwójne, a począwszy od tej chwili, nie posługiwał się ani laską, ani workiem, ani torbą i nie nosił obuwia. sprawił sobie ubogą suknię z szorstkiego sukna, a zamiast pasa przepasał się powrozem. Pod wpływem działania Bożego stał się zwiastunem ewangelicznej doskonałości i zaczął po prostu publicznie głosić ludowi pokutę, pokój i dobro. Jego słowa były pełne mocy Ducha Świętego i wnikały w głąb serca tak, że wprawiały słuchaczy w głęboki podziw.
„Wszystkim chrześcijanom… brat Franciszek, sługa ich i poddany, składa wyrazy czci i uszanowanie oraz życzy prawdziwego pokoju z nieba i szczerej miłości w Panu” (2 LW 1). Tymi słowami pozdrowienia zapisanymi na początku Listu do wiernych, słowami, z których przebija głęboki i wielki szacunek dla człowieka i wielkie pragnienie, by pokój, miłość i dobro zapanowały na świecie, zwraca się także do nas św. Franciszek. Słowa pokój i dobro przypominają nam nieodparcie z tym, co jest diametralnym zaprzeczeniem tego, a mianowicie wojną, przelaniem krwi, biedą, tysiącami zabitych i rannych, z ruinami miast, domów, kościołów, obozami zagłady ,a dziś już nawet z całkowitą zagładą świata. Człowiek z coraz większym niepokojem, z coraz większą trwogą patrzy w przyszłość, zastanawiając się, do czego dąży świat powiększający stale potencjał zbrojeniowy. Z drugiej strony z nadzieją kieruje wzrok na tych, którzy usiłują ocalić pokój, którzy chcą zażegnać niebezpieczeństwo każdego zbrojnego konfliktu. Śledzi z nadzieją te wysiłki, bo każdy człowiek stworzony i powołany jest do życia w pokoju, jedności, zgodzie i miłości.
Także nasze czasy spragnione są pokoju, miłości i wszelkiego dobra. Nie są one pod tym względem wyjątkowe, bo przecież wszyscy trzeźwo myślący ludzie wszystkich wieków tego pokoju i dobra pragnęli. Tak się jednak dzieje świata toczą, że nigdy przez dłuższy czas tego prawdziwego wszechobecnego pokoju ludzkość nie zaznała. Nie zaznał tego pokoju i dobra również i wiek XIII, ani też włoska Umbria, kraina Asyżanina. Franciszek sam na sobie doświadczył, co to jest wojna, bitwa, niewola; co więcej ,sam, hołdując ówczesnej modzie, przez jakiś czas myślał o tym, by zostać sławnym rycerzem, do czego nie inna droga wiodła, jak przez miecz, włócznię i ogień zbroczone we krwi przeciwników. To przecież z drogi na wojenną wyprawę zawrócił Asyżanina głos Boży do Asyżu. I oto Franciszek, niedoszły rycerz, stał się jednym z największych orędowników, głosicielem pokoju i dobra. PO swoim nawróceniu zaczął chodzić boso, w ubogim habicie z kapturem, przepasanym zwykłym sznurem, i głosił Jezusową Ewangelię, a w niej na pierwszym miejscu orędzie pokoju. Jak piszą biografowie „W każdym sowim kazaniu, zanim zacytował zebranym słowo Boże, najpierw wzywał do pokoju, mówiąc: «Pan niech was obdarzy pokojem». Zawsze go najpobożniej głosił mężczyznom i kobietom, ludziom spotkanym i jego spotykającym” (1 Cel 23). Pod koniec życia w swoim Testamencie wyznał: „Pan mi objawił, abyśmy używali pozdrowienia: «Pan niech cię obdarzy pokojem»” (T 23). To życzenie pokoju miało być nieustannie na ustach jego braci i jego naśladowców. Gdy wchodzili do jakiegokolwiek domu, mieli mówić: „Pokój temu domowi” (RZ 3,13). Słowa Biedaczyny i braci nie tylko były życzeniami i pozdrowieniami. One przynosiły rzeczywiście pokój i dobro zwaśnionym ludziom. Kiedyś przyszedł Franciszek do miasta Arezzo, w czasie gdy cały gród był trapiony wojną domową i groziła mu bliska zagłada. Z dala ujrzał nad miastem demony podżegające obywateli do wzajemnych mordów. Wysłał więc br. Sylwestra, który był kapłanem by wygnał stamtąd złe duchy. Wkrótce potem pokój powrócił do miasta. Pod koniec życia Biedaczyny powstał spór między biskupem i burmistrzem Asyżu. że biskup i burmistrz tak się Franciszek, gdy dowiedział się o tym, powiedział do swoich towarzyszy: „Jest wielkim wstydem dla nas, sług Bożych, że biskup i burmistrz tak się nienawidzą i nie ma nikogo, kto przywróciłby miedzy nimi pokój i zgodę”. Do ułożonej wcześniej pieśni Pochwały stworzeń, dodał wówczas strofę: „panie, bądź pochwalony przez tych, którzy przebaczają wrogom dla miłości Twojej i znoszą niesprawiedliwość i prześladowanie. Błogosławieni, którzy trwają w pokoju i prawdzie gdyż przez Ciebie, Najwyższy, będą uwiecznieni” a następnie polecił braciom, aby zawołali burmistrza do pałacu biskupa i przyprowadzili tam również innych mieszkańców, i w obecności wszystkich zaśpiewali cały hymn, wraz z ostatnią zwrotką. Ledwie przebrzmiały jej słowa, a oto przeciwnicy padli sobie w ramiona, prosząc o wybaczenie i wybaczając sobie nawzajem wszystkie krzywdy.
Aby jednak móc pośród innych pokój zaprowadzić o pokój zabiegać, wpierw samemu trzeba ten pokój zachowywać – i to zarówno pokój z innymi, jak i wewnętrzny pokój ducha. „Ci naprawdę przynoszą pokój – mówi św. Franciszek – którzy wśród wszystkich cierpień, jakie ich spotykają na tym świecie, dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa zachowują pokój duszy i ciała” (NP 15,2). Oto okazuje się, że nie warunki zewnętrzne – krzywdy, cierpienia, niekorzystne układy, prześladowania – mają decydować o postawie człowieka, ale miłość Chrystusa, ta miłość, która wg św. Pawła „nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, wszytko znosi, wszystko przetrzyma” (1 Kor 13, 5.7). W tej Chrystusowej miłości szukać trzeba źródła pokoju duszy i ciała. Pisze Asyżanin, że to ”Duch Pański stara się o pokorę i cierpliwość oraz czysty, szczery i prawdziwy pokój ducha” (RN 17,15). Pokój wewnętrzny, pokój ducha, jest więc wyrazem życia Bożego w nas. Na pewno również i nasze czasy wymagają, by było jak najwięcej ludzi niosących światu pokój i dobro .Nie tylko na płaszczyźnie ogólnoświatowej, międzynarodowej, ale i na tej mniejszej, międzyludzkiej płaszczyźnie, w naszych rodzinach, urzędach, miejscach pracy, sklepach, w stosunkach międzysąsiedzkich. Wiemy bardzo dobrze, ile w tym małym naszym środowisku wszelkiego rodzaju niepokojów. kłótni, obmów, przekleństw, wyzwisk, zawiści, oszczerstw i nienawiści – niekiedy ciągnących się przez długie lata. Jakżeż możemy pragnąć pokoju w świecie, sami nie potrafiąc uporządkować spraw na własnym podwórku? A przecież czasami tak niewiele potrzeba – jedynie uśmiechu, pojednawczego gestu, darowania, wyciągnięcia ręki, przebaczenia. W końcu to nie gdzie indziej, ale w naszym codziennym życiu musi się okazać, że jesteśmy wyznawcami i naśladowcami Jezusa. To w naszym codziennym życiu musimy być narzędziami Bożego pokoju. To my mamy odpuszczać naszym winowajcom – tak jak chcemy, by i nam Bóg odpuścił nasze winy. To my na wezwanie kapłana: „Przekażcie sobie znak pokoju”, zwracamy się w każdej Mszy Świętej ku naszym bliźnim i ten znak przekazujemy. Ale czy rzeczywiście jest w nim zawarte autentyczne pragnienie pokoju, dobra i dążenie, by zaprowadzić, przywrócić tam gdzie może i z naszej winy go nie ma? Nie mówmy, że nic nie możemy zrobić albo że tak bardzo niewiele od nasz zależy.
W końcu św. Franciszek też nie zdziałał bezpośrednio rzeczy wielkich dla przywrócenia pokoju w skali ogólnoświatowej: Załagodził kilka sporów, nawoływał, pozdrawiał życzeniem pokoju, a jednak zrobił bardzo wiele, bo właśnie głównie z takich drobiazgów składa się życie ludzkie i często ponad nie w ogóle nie wychodzi. Każdy z nas winien dać się ogarnąć życzeniem i pozdrowieniem św. Franciszka: „Pokój i Dobro”, bo wszystkich nas wzywa Bóg do życia w pokoju, wszystkim nam chce udzielić tegoż pokoju i dobra – bylebyśmy tylko my tego pokoju i dobra pragnęli, do tego autentycznego, prawdziwego, Bożego pokoju i dobra dążyli. Dążmy do niego wraz ze św. Franciszkiem i warz z nim prośmy Boga: „O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju” i dobra.
W swoim czasie Biedaczyna zrozumiał, że jego działalność zmierzająca do odnowy życia w duchy przykazania miłości Boga i bliźniego winna być skierowana do utwierdzenia pokoju i dobra wśród otaczającego go społeczeństwa. Trzej towarzysze przytaczają: „Fakt dziwny i nie do przyjęcia bez cudu, że w przekazywaniu tego pozdrowienia – pokój i dobro – Franciszek miał przed swym nawróceniem pewnego poprzednika, który przebiegał często ulice Asyżu, powtarzając tę formułę: «Pokój i Dobro! Pokój i Dobro!» Należy w to samo wierzyć, że jak Jan Chrzciciel, który zapowiadał Chrystusa, znikł, gdy Jezus zaczął nauczać, tak i ten jakby drugi Jan, poprzedził błogosławionego Franciszka w apostolstwie pokoju i znikł, gdy przybył” św. Franciszek. Szybko więc mąż Boży, Franciszek, przejęty duchem proroków, idąc śladami wspomnianego swego poprzednika, oznajmiał pokój i głosił językiem proroków kazania o zbawieniu. Jego zbawcze napomnienia jednoczyły w prawdziwym pokoju wielu odłączonych od Chrystusa i dalekich od zbawienia” (3 T 26). Pragniemy zaznaczyć, że ani T. Celano, ani św. Bonawentura nie wspominają o wydarzeniu z poprzednikiem św. Franciszka; ponadto jedynie T3 formułuje franciszkańskie pozdrowienie Pokój i Dobro.
Pokój i dobro jako pełnia szczęścia. W swych codziennych modlitwach i rozważaniach Święty z Asyżu dochodził do przekonania, że skłócony świat nie potrafi w sposób doskonały oddawać chwały Bogu, nie potrafi wielbić Boga w sposób pełny i doskonały, dopóki nie będzie przeżywał harmonii wewnętrznej, harmonii, jaką przeżywa człowiek w stosunku do otaczającej przyrody, do siebie, do Boga samego. Dlatego Biedaczyna, wielki głosiciel pokoju i dobra, w swych kazaniach starał się przygotować, by poprzez wytworzenie w sobie tej wielkiej harmonii wpłynąć na otoczenie. Asyżanin wiedział, że pokój i dobro to nie zawieranie jakiegoś paktu o nieagresji, to nie sama czysta umowa, to nie czas, w którym nie ma wojny, ale to owoc wielkiego wysiłku człowieka podejmowanego po to, by człowiek żył w zgodzie z samym sobą, z otoczeniem, ale przede wszystkim, by miał spokojne sumienie w stosunku do Boga. Na pokój, zdaniem Świętego, składa się również zgoda panująca w rodzinie. On nie zaznał tego rodzaju pokoju i dobra, gdyż ojciec Piotr Bernardone nie mógł mu przebaczyć tego, iż wzgardził karierą życiową, i rzucił na niego przekleństwo. Franciszek lękał się złorzeczenia ojca i w zamian za podzielenie się jałmużną uprosił pewnego żebraka, by ten – kiedy ojciec będzie go przeklinał – błogosławił mu. Święty z Asyżu przeżywał wielki pokój, który płynął z faktu, że wielu współtowarzyszy jego rozdawszy swój majątek ubogim i żyjąc w modlitwie i wielkim wyrzeczeniu darzyło się wielką i prawdziwą życzliwością, dobrocią i braterską miłością. Ta jednomyślność, zgoda, zadowolenie z darów Opatrzności Bożej, jakie otrzymywał za pracę rąk własnych i jakich litościwe serce im udzielało, napawało nie tylko jego, ale wszystkich jego braci pokojem i dobrocią. Ten właśnie wewnętrzny pokój i życzliwość udzielały się otoczeniu, kiedy on i jego duchowi synowie przemawiali do zgromadzonych wiernych. Dla Asyżanina słowa pokój i dobro oznaczały jakiegoś rodzaju zwycięstwo odniesione nad nieprzyjacielem, jakieś nowe przymierze zawarte z dobrym Bogiem na skutek aktów pokuty, wewnętrznej przemiany, znalezienia dowodów miłosierdzia Bożego, które Bóg świadczy duszy skruszonej i szukającej Go szczerze. Kiedy Biedaczyna widział, że współbrat jest smutny, miał zwyczaj zachęcać by tenże dobrze i szczerze się wyspowiadał, a potem znów radośnie służył Bogu i wielbił Go. Uważał bowiem, że podstawą prawdziwego pokoju jest spokój sumienia, jest poczucie przyjaźni z Bogiem, jest uświadomienie sobie, że dzięki zbawczej łasce Syna Bożego jest się dzieckiem Bożym. Tak więc człowiek dobry będzie zawsze przeżywał pokój, natomiast człowiek dopuszczający się grzechu nie zażyje nigdy prawdziwego pokoju. Życie Biedaczyny i jego pierwszych towarzyszy dobitnie świadczy, jak wielkim pokojem i dobrem napełnia Bóg duszę czystą, szlachetną, wspaniałomyślnie gotową podjąć każdą ofiarę z miłości ku Niemu. To wielkie szczęście płynące z zażyłej przyjaźni z Bogiem daje pokój tak obfity, że człowiek nie potrafi sam jedynie napełniać siebie pokojem, ale pragnie, by inni stawali się jego uczestnikami. Stąd Asyżanin i jego bracia przez swoje kazania i przykład życia przyczyniali się do utrwalania pokoju w uszach słuchaczy. Miał on wielki udział w utwierdzeniu pokoju w Sienie, Arezzo i w samym Asyżu. Złagodzenie sporów, zażegnanie nienawiści, podkreślenie wartości każdego człowieka przyczyniły się do wzajemnego szacunku, do braterskiej miłości, do tego, że ludzie zaczęli przeżywać prawdziwy pokój duchowy.
Pokój i dobro jako dary Boże. Patriarcha ubogich obcując coraz częściej z Bogiem dochodził do przekonania, że pokój i dobro są Jego samego darami. Ludzi nie stać na to, by obdarzać innych tymi darami. Wczytując się w teksty Pisma Świętego Franciszek nabierał coraz większego przekonania, że jedynie Bóg może stworzyć prawdziwy pokój na ziemi i obdarzyć ich wszelkim dobrem. Stąd wypływał prosty wniosek, że kto ufa Panu Bogu ten może żyć w pokoju i innych darzyć dobrem. Ludzie ujawniają pragnienie pokoju i dobra, ale nie chcą podejmować takich aktów jak przebaczenie ,darowanie win, wspomaganie potrzebujących. Ludzie na ogół chcą, a by inni byli dobrzy, inni przestrzegali przykazań Bożych, by dobro szerzyło się samo, bez wysiłku i ofiary z ich strony. Biedaczyna rozumiał jednak, że o dobro, jakim jest pokój trzeba walczyć. Walczyć z samym sobą, walczyć z tymi, co depczą prawo Boże. Dobrze tę kwestię ukazuje nam trzecia strofa Hymnu franciszkańskiego: „O pokój walczmy i o dobro w świecie, póki nie sprawi Franciszka zew, że zgodnym chórem czy starzec, czy dziecię, ten seraficzny zanuci śpiew: Bóg mój i wszystko to nasza pieśni. Ona gra w sercu jak złoty róg. Bracia! Do czynu! Sztandary wznieść! Któż przeciw nam, jeśli z nami Bóg?”.
Pokój Chrystusowy. Święty Franciszek wczytując się w karty Ewangelii coraz bardziej przekonywał się, że Pan Jezus nie tylko polecał apostołom, by pozdrawiali się życzeniem pokoju, ale przede wszystkim to, by sami świadczyli ludziom pokój. Nie tylko w chwili narodzin Jezusa aniołowie zwiastowali ludziom pokój, ale sam Jezus w czasie publicznej działalności niósł wszystkim pokój Boży. Kiedy uwalniał ludzi z grzechów, z chorób, kiedy uwalniał opętanych przez szatana, w duszy tych ludzi następował pokój. Prawdziwy pokój Boży staje się udziałem człowieka po ostatecznym zwyciężeniu zła. Chrystus za pokój w sercach ludzi złożył ofiarę z własnego życia, przeżył triumf wrogów, którzy cieszyli się z chwilowego zwycięstwa nad Nim. Pokój Chrystusowy okupiony był także zwątpieniem apostołów, a potem ich ciężkim trudem apostolskim. Każdy apostoł pokoju musi zdawać sobie sprawę, że pokój musi okupić własną walką, stałym odrywaniem się od tego, co przeszkadza człowiekowi w miłowaniu Boga, że pokój dla innych trzeba okupić niejedną ofiarą, nawet ofiarą własnego życia, jak tego dał przykład sam Pan Jezus. Asyżanin zrozumiał, że błogosławieństwo dla czyniących pokój i dobro to błogosławieństwo dla tych, którzy żyją tak, jak żył Jezus, którzy z dnia na dzień starają się naśladować Chrystusa, co przecież jest wielkim wysiłkiem, jest pracą całego życia, jest ciągłą walką ze złem, z własnymi nałogami i słabościami. Jak Chrystus niegdyś obdarzyła postołów pokojem, jakiego świat dać nie może, tak następcy apostołów i ich współpracownicy w Kościele w osobach biskupów, kapłanów i osób konsekrowanych obdarzają wiernych pokojem Bożym, pokojem trwałym, pokojem, którego nie może zakłócić ani prześladowanie, ani cierpienie. Kościół, który sam nie zawsze przeżywa prawdziwy pokój, jest źródłem pokoju i dlatego Franciszek, jako diakon, chciał służyć Kościołowi przez głoszenie i czynienie pokoju, przez wskazywanie ludziom, w jakich okolicznościach i za jaką cenę mogą zyskać pokój Boży. Żyjemy w ciekawych i niepewnych czasach. Ludzie całym serem tęsknią za pokojem i pragną dobra. Podpisują apele pokoju, ustanawia się nagrody pokojowe, organizuje się konferencje w celu utrzymania pokoju na świecie, a świat ciągle przeżywa grozę wojny, straszliwych zagrożeń dla istnienia ludzkiego, słyszy się ciągle wołanie o pokój, którego na świecie nie ma. Od wielu już lat dzień pierwszy stycznia stał się w Kościele dniem szczególnych modlitw o pokój. Kościół chce, by jego członkowie stali się apostołami pokoju. Święty Franciszek obdarzony przez Pana pokojem i dobrem stał się prawdziwym apostołem pokoju i wszelkiego dobra, jego nauka i praca apostolska przyniosła światu pokój Chrystusowy, którym karmiły się pokolenia. Papieże: św. Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek często odwołują się do nauczania i przykładu św. Franciszka i stawiają go nam za wzór w naśladowaniu Jezusa Chrystusa, który stał się dla nas pokojem i pojednaniem oraz najwyższym Dobrem. Dobro i dobroć t o najpewniejsza droga do świętości, bo w wieczór naszego życia będziemy sądzeni z przykazania miłości i dobrych czynów naszych.