Obraz autorstwa jcomp na Freepik

Bóg w swej nieskończonej miłości pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Ciągle na nowo przemawia do nich, aby ich do siebie pociągnąć i przyprowadzić. Przez swoje słowo usilnie zabiega o człowieka. Słowo to jest jednak tylko wówczas skuteczne, kiedy przyjęte zostaje z wiarą, kiedy człowiek nie zamyka się na jego działanie przez miłość własną. Chrześcijanie nie mogą zapomnieć, że ich zasadnicza postawa winna wyrażać się w słowach proroka Samuela: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha!” (1 Sam 3,10) i św. Franciszka: „Panie, co chcesz, abym czynił?” (2 Cel 6).

W życiu Biedaczyny spotkanie ze Słowem Bożym w Ewangelii odegrało rolę pierwszoplanową – przez nią przemawia do niego sam Bóg w swym Synu. Wśród wielu wielkich dzieł Bożych, na które Asyżanin tak całkowicie się otwierał, za jedno z największych uważał to, że Bóg – ukryty, niewidzialny, „mieszkający w światłości niedostępnej” (Np. 1) – zwraca się do niego po ludzku, przemawia w zrozumiały dla niego sposób. Z ogromną uwagą nasłuchiwał Biedaczyna tego głosu Boga. Nasłuchiwał i był mu posłuszny. „Jego największą troską, najżywszym pragnieniem, a także największym postanowieniem było zachowywanie świętej Ewangelii we wszystkim i zawsze” (1 Cel 84).

Franciszek „nigdy nie był głuchym słuchaczem Ewangelii lecz zapamiętując to, co usłyszał, starał się wypełnić wszystko dosłownie” (1 Cel 22). Wysłuchawszy pewnego dnia Ewangelii o tym, jak Pan Jezus rozesłał uczniów, aby głosili Jego naukę, Święty prosił po nabożeństwie kapłana o dokładniejsze wyjaśnienie. Kiedy zaś usłyszał, że uczniom Chrystusa nie wolno posiadać pieniędzy, torby, chleba czy jakichkolwiek zapasów, nawet laski, sandałów czy sukni – tak bowiem mają głosić królestwo Boże i nawoływać do życia pokuty – wykrzyknął: „To jest, czego chcę, to jest, czego szukam, to całym sercem pragnę czynić” (1 Cel 22). Przepełniony radością pośpieszył słowa zamienić w czyn. Zdjął byty, odrzucił laskę-kij i zamiast rzemieniem przepasał się sznurem. Biedaczyna słuchał słowa Bożego jako skierowanego bezpośrednio do siebie. Objawienie Boże na kartach Pisma Świętego odnosił bezpośrednio do własnego życia: „Nikt nie pokazywał, co mam czynić, lecz sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej” (T 14). Franciszek traktował więc słowa Ewangelii tak, jakoby w nich Jezus bezpośrednio zwracał się do niego, jakby cieleśnie przed nim stał i przemawiał. A na to nie mógł pozostać głuchy. Żył więc w posłuszeństwie Bogu.

Zetknąwszy się z Ewangelią zrozumiał, że ona jest rzeczywiście przewodniczką, która pomoże osiągnąć ten ideał, jaki na próżno usiłował osiągnąć innymi drogami. Franciszek czcił, czytał, rozważał i przeżywał Ewangelią i dlatego można powiedzieć, że uważał ją za najpewniejszą przewodniczkę w swoim życiu i gdy znalazł się w jakiejś trudnej sytuacji, po modlitwie szukał z ufnością pomocy w Ewangelii. Do Bernarda z Quintavalle powiedział: „Wczesnym rankiem pójdziemy do kościoła, weźmiemy księgę Ewangelii i poszukamy rady od Chrystusa” (2 Cel 15).

Celano opowiada, że „gdziekolwiek znajdował jakieś pismo o Bogu czy też o ludzkich sprawach na drodze, w domu, na ziemi, podnosił je z wielkim szacunkiem i umieszczał w miejscu świętym lub przynajmniej w miejscu godnym, ze względu na to, że mogło się w tym piśmie znajdować imię Pana lub inna nazwa związana z Bogiem” (1 Cel 82). Chciał, by tak samo postępowali jego bracia i dlatego upominał ich: „Tak samo imiona i słowa Pańskie napisane, gdziekolwiek znajdą w miejscu nieodpowiednim, nich podejmuje i składają w godnym miejscu” (LK 5). To samo wyraził w Testamencie (12): „Gdzie tylko znajdę w miejscach nieodpowiednich napisane najświętsze imiona i słowa Jego, pragnę je zbierać i proszę, aby je zbierano i składano w odpowiednim miejscu”.

Franciszek przez całe swe życie miał szczególną cześć i szacunek dla księgi Pisma Świętego, dlatego zachęcał wszystkich do szanowania świętych tekstów i ksiąg. Stąd często czytał Ewangelię i zapisywał w sercu i pamięci to, co przeczytał. W Ewangelii, którą prawie całą znał na pamięć, znajdował lekarstwo uśmierzające jego ból i niepokoje. Ze wszystkich sił dążył do przestrzegania zasad Ewangelii, we wszystkim starał się być jej wiernym; słusznie możemy nazywać go człowiekiem ewangelicznym. Ewangelię uważał za niezastąpionego przewodnika w swoim życiu. Z głęboka wiarą otwierał Pismo Święte, by szukać w nim woli Boga, gdy przeżywał chwile trudne i momenty niepewności. W trakcie słuchania Ewangelii odkrył sens swego powołania. Z lektury Ewangelii dowiedział się, że powinien cierpieć dla Jezusa Ukrzyżowanego, że zbliża się godzina jego śmierci.

Biedaczyna, człowiek ewangeliczny, przypomina swoim naśladowcom, że powinni często – nawet codziennie – czytać pobożnie Ewangelię, rozmyślać nad nią ustawicznie, wszelkimi siłami dążyć do przestrzegania jej przykazań, rad i zasad, powinni uważać ją za pewną przewodniczkę w życiu. Wszyscy bracia i siostry św. Franciszka powinni pamiętać, że reguła franciszkańska, klariańska i tercjarska jest odbiciem Ewangelii, a przestrzegając ja, mogą stać się, tak jak Biedaczyna, ludźmi ewangelicznymi, czyli ludźmi dobrej i radosnej nowiny o Bogu, który jest Ojcem i Miłością dla każdego człowieka.

Codzienna lektura Ewangelii zmusza nas do konfrontacji naszego życia z nauka i życiem Chrystusa. Niechęć człowieka do codziennego czytania Pisma Świętego jest najczęściej owocem lenistwa, biorącego swój początek w uczuciu trwogi przed konfrontacją z prawda Bożą. W sądzie nie można zasłaniać się nieznajomością przepisów prawnych. Chrystus żądał od ludzi, by czcili to, co znają. W rozmowie z Samarytanka przy studni Jakubowem wyraźnie powiedział: „Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy” (J 4.22).

Podczas wizyty duszpasterskiej (kolędy) można zauważyć na stole nakrytym białym obrusem zapalone świeczki, krzyż stojący lub leżący, wodę święconą i kropidło, jakiś obraz Jezusa, Matki Bożej lub świętego oraz księgę Pisma Świętego, Biblii Starego i Nowego Testamentu. Najczęściej księga to wygląda jakby nowa, starannie utrzymana. Wydaje się, że Pismo Święte jest przez naszych wiernych kupowane, ale nie dość czytane. Liczba sprzedanych egzemplarzy nie jest równoznaczna z liczbą czytelników. Wiele domów katolickich wprawdzie posiada Biblię, ale kto i ilu domowników po nią sięga i jak często. Przez długie wieki Pismem Świętym niewielu się interesowało. Daniel Rops w książce Pt. „co to jest Pismo Święte?”, zastanawiając się nad dramatycznymi dziejami Biblii, tak pisze: „Równoczesny upadek Biblii i liturgii, dokonujący się od końca XIII wieku, jest tylko logicznym odbiciem wypaczonego ideału chrześcijaństwa… Głosowano nawet, że »Biblia jest na indeksie« i że »katolik nie powinien Biblii czytać«, z tego powodu katolicy ponieśli ogromne straty. Czy można bowiem być w pełni katolikiem, skoro korzenie, z których wiara czerpie życie i rozwój, zostały podcięte?”.

Wielu ludziom Pismo Święte wydaje się być niepotrzebne do życia i wiary. Wierzą w Chrystusa, nie wiedząc, kim On jest. Ich wiedza o Bogu – Człowieku składa się z kilku prawd katechizmowych i z luźnych opowiadań ewangelicznych. Niektórzy ryzykują twierdzenie, że rzesze katolików wierzą w Chrystusa nie znając Pisma Świętego. Czytając utrwalone na jej kartach opisy zdarzeń, wypadków, obyczajów, sposobów życia, towarzyszymy krok po kroku historii naszych starszych braci w wierze, uczestniczymy w ich wzruszeniach, troskach, cierpieniach, w żałobnych i radosnych uroczystościach, w medytacjach, w wojennych wyprawach, ucztach, kłótniach, bohaterskich przygodach i chytrych wybiegach, chwalimy ich zalety i potępiamy wady, podziwiamy prorocze wizje mężów opatrznościowych i przewidujących, jesteśmy poruszeni mądrością mędrców i kiwamy z politowaniem głową nad nieroztropnością i głupotą innych, słuchamy różnych wspaniałych przypowieści i modlitw. Czujemy z tą księgą głęboką solidarność. Jej świętość jest dla nas prosta, zwyczajna i sama przez się zrozumiała. Ale równocześnie mamy zawsze w pamięci, że ta księga jest przede wszystkim dziełem Objawienia, napisanym pod natchnieniem Boga. Dlatego czytamy ja z podwójnym uczuciem: z najgłębszą czcią dla Boskiej Mądrości, głoszącej Obietnicę, a zarazem z tym szczególnym wzruszeniem, z jakim sienkiewiczowski latarnik czytał „Pana Tadeusza” (Roman Brandstaetter).

Pismo Święte Starego Testamentu było z początku – podobnie jak Ewangelia – opowiadane, czyli przekazywane ustnie. Przekazywane z pokolenia na pokolenie, drogą ustnej tradycji, zostało spisane w pewnej epoce naszych dziejów, przeszło przez filtry różnych redaktorów, aż dotarło do nas w kształcie dzisiaj nam znanym. Słowo biblijne z początku było słyszane, a nie czytane. Myśl Boża przenikała słuchających przede wszystkim przez zmysł słuchu, którzy mieli zawsze niezwykle wyczulony na wszelkie głosy zewnętrzne i wewnętrzne. Zanim ludzie ujrzeli Księgi Święte spisane na miedzianych, papirusowych i pergaminowych zwojach, określone kształtem liter biegnących równym szeregiem od strony prawej do lewej, mieli je w uszach w kształcie dźwięków, głosów wypowiadanych i śpiewanych przy akompaniamencie muzycznych instrumentów.

Czytanie Pisma Świętego, jest niezgłębionym źródłem naszej wiedzy o Bogu i o człowieku. Dlatego dobrze jest czytać je każdego dnia. A kiedy często tę Świętą Księgę bierzemy do rąk, by czytać i rozważać, po czasie zauważymy, że jest ona w miaę podniszczona, przybrudzona i może poplamiona. Nieskazitelny czysty egzemplarz Biblii może dowodzić, że księga ta nie służy swojemu celowi, że stoi „bezużytecznie” na półce, że jest pewną dekoracja, martwym przedmiotem. Czyste Pismo Święte świadczy o jego właścicielu, który nie używa go. Biblia często czytana powinna być w miarę podniszczona, w miarę zabrudzona, w miarę postrzępiona, ze śladami palców na rogach stronic, winna zawierać różne podkreślenia i zapiski na marginesach. Swego czasu oglądałem w ambasadzie amerykańskiej w Warszawie egzemplarz Biblii zamordowanego prezydenta USA Johna Kennedyego. Egzemplarz ów był podniszczony, a tekst miał liczne podkreślenia i uwagi, dopiski na marginesach. Widać było, że jej właściciel czytał tę księgę i medytował. Każde takie podkreślenie i każda uwaga zapisana na marginesach księgi, na dole, u góry, po bokach, jest dowodem naszego przenikania w test i naszego z nim spoufalania się, jest jakby podpisem stwierdzającym nasz współudział w zdarzeniach, dziejących się na jej kartach. Nie bójmy się notować na marginesie Biblii naszych wzruszeń, które przeżywamy podczas jej czytania. Wystarczy krótka notatka, jedno lub drugie słowo, czy choćby tylko wykrzyknik lub znak zapytania. Nie bójmy się podkreślić ołówkiem lub kolorem tych fragmentów, do których pragniemy wielokrotnie powracać. I oto nawet nie spostrzeżemy się, jak dzięki naszym podkreśleniom, umownym znakom, nawiasom, pytajnikom i wykrzyknikom, uwagom zapisanym skrupulatnie na kartach Pisma Świętego stanie się ono domownikiem naszej duszy, zaufanym powiernikiem, którego wtajemniczamy w najtajniejsze związki łączące nas z Bogiem, ludźmi, ze światem.

Wspomniany Roman Brandstaetter w książce „Krąg biblijny” dwie stronice poświęcił „Lamentowi nie czytanej Biblii”. Biblia oskarża swojego właściciela w ten oto sposób: „Stoję na najwyższej półce twojej domowej biblioteki, wciśnięta między stare i pożółkłe, od wielu lat nie tknięte tomy encyklopedii Orgelbranda, do których jestem podobna z formatu i objętości. I tak stojąc od wielu lat nie dostrzeżona, nieomal niewidzialna, spokojnie medytuję nad moim niewesołym losem. Tematem moich najczęstszych medytacji jest pytanie: po co kupiłeś mnie, człowieku, po co zapłaciłeś za mnie trzysta złotych (w 1986 r.), po co dźwigałeś mnie w teczce przez miasto i po co mnie przyniosłeś do domu? Po co? Czy po to, aby przerzucić kilka moich stronic, przeczytać pobieżnie na chybił trafił kilka wybranych wersetów, spojrzę na mnie bogobojnym drżeniem i odstawić nabożnie na najwyższą półkę w księgozbiorze?”. Ta Święta Księga, „myślała” i to wielokrotnie, że przynajmniej w niektórych sytuacjach i momentach życia jej właściciela zostanie ściągnięta z półki, odkurzona i otwarta na przeczytanie przynajmniej pewnych fragmentów, ale nic z tego nie wyszło. A sytuacje były bardzo poważne. Podczas przyjęcia w domu właściciela Biblii goście posprzeczali się odnośnie zacytowanych słów Chrystusa i wówczas jeden z adwersarzy prosił o przyniesienie Pisma Świętego. Ale właściciel rzek: „Nie wiem, gdzie jest… Nie wiem, gdzie ją postawiłem”. Potem zmarło dziecko właściciela Świętej Księgi, a on nie sięgnął po nią. „A potem umarła twoja żona, a ty ugiąłeś się pod nowym ciosem, stałeś się niedołężnym starcem… patrzyłeś na ulicę, na spieszących przechodniów, nie rozumiejąc, po co oni żyją, po co sam jeszcze żyjesz i po co istnieje świat”.

Roman Brandstaetter w ten sposób kończy swoje rozważanie: „I pewnego dnia umarłeś. Szybko zjawili się spadkobiercy i likwidując mieszkanie, kiwali smutnie głowami nad twoim doczesnym majątkiem. Jeden znalazł mnie wśród książek zrzuconych bezładnie na podłogę. Schylił się, podniósł mnie i obejrzał, otrzepał mnie z grubej warstwy pyłu i rzek drżącym od tkliwego wzruszenia głosem do stojącego obok młodzieńca: – Widzisz? Twój stryj nieboszczyk, Panie święć nad jego duszą, był pobożnym człowiekiem. Miał Biblię. Weź sobie z niego przykład”. Co za sarkazm!

Czytajmy także głośno Pismo Święte i módlmy się za pomocą jego lektury. Juliusz Słowacki pisał w jednym z listów do matki: „Często wieczorem czytam głośno rozdział z Biblii”.

Czy masz księgę Pisma Świętego? Czy zaglądasz do niej? Czy czytasz ją, rozważasz? Czy całujesz ją? Możesz nią błogosławić swoją rodzinę. Czy jak Franciszek radzisz się Boga, Jezusa Chrystusa czytając Biblię?

Franciszek pisze: „Błogosławiony ten zakonnik, który znajduje zadowolenie i radość tylko w najświętszych słowach i dziełach Pana i pociąga przez nie ludzi do miłości Boga w radości i weselu” (Np. 20,1-2). Wszędzie tam, gdzie Bóg przemawia do ludzi, dokonuje się cud niepojętej i niezasłużonej łaski! O, gdyby wszyscy świadomi byli tego, iż sam Bóg się zniża, by przemówić do nich w miłości! Biedaczynie wierzono, bo on żył słowem Bożym. Asyżanin napisał braciom: „A ponieważ kto z Boga jest, słucha słów Bożych, my, którzy jesteśmy specjalnie przeznaczeni do służby Bożej, powinniśmy nie tylko słuchać i czynić to, co mówi Bóg, lecz strzec wszystkich ksiąg, które zawierają święte słowa Boże, po to, aby opanowało nas poczucie wzniosłości naszego Stwórcy i naszego poddaństwa wobec Niego” (L 2,34-45).

Za pobożne czytanie Pisma Świętego przez pół godziny Kościół udziela odpustu zupełnego.